Przełaj, cyclocross, CX – za co go kochamy?

Drukuj
Trek Crockett 7 Disc (2017) Tomasz Makula

Cyclocross, przełaj, CX – jak zwał, tak zwał. Postanowiliśmy zgłębić jedną z najbardziej widowiskowych odmian kolarstwa, bo chociaż coraz więcej osób ją kocha, to wciąż wielu nie rozumie fenomenu błotnego ścigania.

Definicja

Jak wyglądałaby podręcznikowa definicja kolarstwa przełajowego? Cyclocross to jedna z odmian kolarstwa i co ciekawe jest dyscypliną zimową – sezon przełajowy trwa tak naprawdę od września do lutego, ale jego szczyt przypada właśnie na miesiące zimowe. Przełajowcy, podobnie jak kolarze w Cross Country, rywalizują na rundach w terenie, jednak w przeciwieństwie do nich nie mają z góry ustalonej ilości okrążeń, bo wyścig trwa około godziny (w przypadku elity mężczyzn). W cyclocrossie używa się rzecz jasna rowerów przełajowych, które budową zbliżone są do szosówek – mają 28-calowe koła, sztywny widelec i kierownice typu baranek. Różnice widać natomiast w stosowanym ogumieniu – opony lub szytki z bieżnikiem o szerokości około 32 - 33 mm (maksymalna szerokość dopuszczona przez UCI to 33 mm), inna geometria roweru, większe prześwity w widełkach tylnych i przednich oraz hamulce – tradycyjne cantilevery lub tarczówki. Charakterystyczną cechą tras przełajowych jest bardzo duża ilość błota oraz zróżnicowana nawierzchnia, na której często spotykane są odcinki z grząskim piachem, który często uniemożliwia jazdę. Na trasach znajdują się także przeszkody sztuczne, przez które kolarze muszą przeskakiwać oraz schody, po których zawodnicy wbiegają, niosąc rower w rękach lub na plecach. Cyclocross największą popularnością cieszy się w Belgii, gdzie uznaje się go za sport narodowy i skąd wywodzą się też najbardziej utytułowani specjaliści tej dyscypliny.

 

 
 

 

A co w sercu?

Przełaj to jednak nie suche fakty, to przede wszystkim emocje i widowisko, których fenomen ciężko zmieścić w jednym akapicie. Z tego też powodu tworzymy ten tekst, starając się uchwycić wszystko to, dlaczego coraz więcej osób jesienią i zimą traci głowę dla przełaju.

 

 

 

Emocje, dynamika, widowisko

To że cyclocross jest najbardziej widowiskową odmianą kolarstwa (nie mamy tutaj na myśli ekstremalnych odmian, jak DH czy Freeride), nie jest teorią wyssaną z palca. Krótki czas trwania wyścigu sprawia, że zazwyczaj zawodnicy jadą w przysłowiowego „trupa” przez pełne 60 minut. Ustawianie na mecie (po groźnych minach poznasz prawdziwych "spalaczy"), skupienie, start i pełen piec!

 

 

A co na trasie? Są prawdziwe dramaty i chwile chwały, ale po kolei. W cyclocrossie, tak samo jak w kolarstwie górskim, kluczowa jest nie tylko moc fizyczna, ale i technika. Warto pamiętać, że trasa przełajowa różni się od tej w cross country. W przełaju zawodników czekają krótkie, dynamiczne podjazdy, zróżnicowana nawierzchnia – błoto, trawa, głęboki piach oraz momentami asfalt, bardzo dużo ciasnych zakrętów (często 180-stopniowych) oraz to, co kibice kochają najbardziej – sztuczne przeszkody, przez które zawodnicy przeskakują z rowerem w ręce lub po prostu robiąc bunny hopa, co niejednokrotnie prowadzi do efektownych upadków. Charakterystyczne są podbiegi pod górę lub schody z rowerem na plecach, elementy wypięcia, zeskoczenia i późniejszego wskoczenia na rower, rozkręcanie tempa od zera... To wszystko składa się na piekielną dynamikę takiego ścigania.

 
 

 

Element „show” stanowią też problemy ze sprzętem, który w ekstremalnych warunkach poddawany jest ogromnej próbie – kluczowy jest odpowiedni dobór ogumienia. Zawodowcy chętnie korzystają także z możliwości zmiany roweru w boksach technicznych w przypadkach, kiedy przytrafi się im defekt lub ich napęd i rama zbierze pokaźną ilość błota i piachu.

 

 

No i oczywiście sama forma ścigania – rywalizacja na krótkiej rundzie (około 3 km) pozwala kibicom wygodnie oglądać swoich bohaterów w akcji na żywo!

 

Cyclocross = Belgia

To co wielu podświadomie kocha w cyclocrossie to belgijski klimat – chociaż sport ten cieszy się również popularnością w Holandii, Francji, Czechach, a w ostatnim czasie jest na topie także w USA, to nad przełajami zawsze powiewała, powiewa i będzie powiewać flaga z flandryjskim gryfem na żółtym tle! 

W sezonie praktycznie każdy weekend w Belgii przynosi zawody na najwyższym poziomie, gdzie poziom może i nawet przewyższa ściganie na Mistrzostwach Świata. Jak to możliwe!? A no tak... w końcu na MŚ kadra belgijska może pomieścić tylko kilku zawodników, a na ich rodzimych wyścigach jest ich kilkudziesięciu. ;-)

I chociaż na przedostatnich Mistrzostwa Świata w Taborze złoty medal w elicie zgarnął młody Holender Mathieu Van Der Poel, to już rok później tęcza wróciła na belgijskie podwórko za sprawą drugiego z największych talentów młodego pokolenia – Wouta Van Aerta. Zmiana pokoleniowa w cyclocrossie jest już faktem, natomiast wszyscy w pamięci nadal mają legendarnego Svena Nysa, który jest najbardziej utytułowanym przełajowcem w historii i w zeszłym roku zawiesił rower na przysłowiowy kołek.

Mistrzostwa Świata,Mathieu Van Der Poel,Wout Van Aert
 
Mistrzostwa Świata,Sven Nys
 

 

Wysoki poziom sportowy to jednak nie wszystko. W Belgii wszyscy żyją tym sportem, a na każdym z wyścigów pojawiają się tysiące kibiców (którzy muszą zapłacić za wstęp - u nas nie do pomyślenia!), aby wspólnie kibicować kolarzom, ale i miło spędzić niedzielne lub sobotnie popołudnie, często z najbliższymi przy dobrym jedzeniu i lokalnym piwie. Umówmy się – musicie zobaczyć to sami podczas jakiejś z internetowych relacji, a następie wybrać się na któryś z przełajowych wyścigów w Polsce. To jak? Widzimy się?

 

 

 

 

Dlaczego warto spróbować?

A gdyby tak zamienić się miejscami i z kibica stać się przełajowcem? Wbrew pozorom przełaj jest świetnym sportem dla amatorów, chociaż z bólem serca trzeba przyznać, że póki co w Polsce mało jest jeszcze imprez, gdzie amatorzy mogliby spróbować swoich sił – to wraz ze wzrostem popularności cyclocrossu się na szczęście zmienia. Wyścigi przełajowe mogą być fajną okazją do spędzenia rodzinnego dnia, bo imprezy tego typu obfitują zawsze w jakieś atrakcje towarzyszące (a przynajmniej tak powinno być), a poza tym Twoi bliscy mają sporo okazji do kibicowania Ci na trasie – w przeciwieństwie do maratonów czy szosy. 

 

 

Jeśli chodzi natomiast o same walory sportowe, przełaj może być naturalną drogą przygotowań do kolarskiego sezonu letniego. Zimą trzeba klepać kilometry, ale nie można jeździć kilka miesięcy wyłącznie w tlenie. Mocne bodźce dla organizmu też się przydadzą i na pewno zaprocentują latem. Poza tym jeśli jest piekielnie zimno czy masz ochotę jechać na szosowy dystansik? No właśnie... no to wio do lasu, gdzie nie wieje, organizuj rundę i zagnij się na maksa – gwarantujemy, że chłód poczujesz jedynie na dojazdówce... Co ważne przełaj świetnie działa na naszą siłę (grząskie nawierzchnie i podjazdy, a więc przepychanie i niska kadencja), którą głównie budujemy zimą.

 
 

 

Kiedy pierwszy raz wybierzesz się na trening przełajowy, poza rozpaleniem miłości do tego sportu poczujesz coś jeszcze – górne partie mięśni! To zupełnie coś innego niż szosa, a brak amortyzatora względem MTB też jest odczuwalny. Cyclocross angażuje po prostu całe ciało do wysiłku, a jeśli Twoje ręce zawiodą, szykuj się do rychłej wywrotki.

Cyclocross jest piękny m.in. dlatego, że jest tak różny od MTB – surowy, momentami szalony, oferuje zupełnie inny charakter jazdy. Tak jak zmienne są u nas pory roku, tak różny jest przełaj od innych odmian kolarstwa. No i jest też powodem, by sprawić sobie jeszcze jeden rower lub... wręcz przeciwnie... po zmianie opon używać go także w lecie jako szosówki. ;-)