Oto 10 rzeczy, których nie wytrenujesz na trenażerze! Dlaczego warto wyjść na dwór?

Sprawdź, jakie profity daje zimowy trening rowerowy na dworze i co tracisz jeżdżąc tylko na trenażerze!?

Drukuj
Romet NYK (2021) Michał Kuczyński

Trenażer to nie jazda na rowerze, a kolarza, który całą zimę spędził wyłącznie na Zwifcie rozpoznasz wiosną z daleka... Za mocną nogą wypracowaną w domowym zaciszu niestety idzie też cała masa braków, które upośledzają Cię w sezonie!

Rozwój trenażerów i aplikacji do wirtualnej jazdy na rowerze sprawił, że kręcenie pod dachem ,,do ekranu” stało się naprawdę fajne. Trening na trenażerze nie jest już przykrą koniecznością w razie najgorszych warunków pogodowych, ale faktycznie stał się ciekawy, wciągający i nawet – odważmy się to powiedzieć – przyjemny! Do tego stopnia, że wiele osób całkowicie rezygnuje z jazdy zimą na dworze na rzecz spędzenia tego czasu na kolarstwie stacjonarnym. Oczywiście całkowicie to rozumiemy i sami w przypadku uzasadnionych okoliczności siadamy na trenażery. Wygrywa tu znacząca oszczędność czasu, sprzętu, jak również niezależność od fatalnej pogody i światła dziennego. Nie wyobrażamy sobie jednak całkowicie zrezygnować z kręcenia na dworze. Po pierwsze dlatego, że kochamy jazdę na rowerze i zabawę na dworze, a poza tym tylko w outdoorze można nauczyć się wielu rzeczy, które trenażer nam zabiera… Zimowe miesiące są bowiem okazją do wytrenowania wielu rzeczy, z których potem będziemy korzystać cały sezon, a każda kolejna zima sprawi, że będziemy nabywać tych umiejętności jeszcze więcej. Poniżej przygotowaliśmy dla Was listę 10 argumentów, dlaczego warto wyjść zimą na dwór!?

 

 

Technika jazdy

Doskonalenie umiejętności panowania nad rowerem to jeden z obszarów, w którym zawsze jest coś do poprawy. Pewnie dlatego najwięksi mistrzowie kolarstwa o tym nie zapominają i do znudzenia ćwiczą pozornie banalne elementy. Tu nie ma granic, ponieważ każdy kolejny pokonany zakręt, drop, czy korzeń czyni nas lepszymi riderami, a doskonalenie techniki jazdy jest fundamentem dobrej formy. Kolarz – niezależnie od tego, czy mówimy o DH, enduro, XC, gravelu, przełaju, czy szosie – dysponujący odpowiednią techniką jeździ bardziej ekonomicznie, szybciej i z mniejszym wysiłkiem pokonuje zjazdy, czy zakręty. Odpoczywa w miejscach, gdzie konkurenci walczą o przetrwanie, pedałuje mniej, bo więcej korzysta z pędu i nie hamuje w bezsensownych miejscach. Techniką nie wygrasz wyścigu, ale możesz go przegrać! Brak umiejętności szybkiej jazdy na rowerze bez wkładania w to wysiłku – bo do tego się sprowadza technika – to częsta przyczyna braku sukcesów u osób, których cyferki świadczą o formie na wygrywanie. 

 

 

Jest masa zawodników, którzy w zasadzie ,,nie istnieją” na wyścigach, podczas gdy ich ,,osławiony” wskaźnik FTP sugeruje, że powinni być na podium… Zima to genialna pora roku na naukę pokonywania zakrętów, nawrotów, umiejętności wychodzenia z poślizgów, jazdy na kole, skakania itp. spraw. Jest na to czas, a poza tym wplecenie ćwiczeń techniki to doskonałe urozmaicenie długich treningów wytrzymałości tlenowej. Poza tym zima to najbardziej hojna pora roku pod kątem zmienności nawierzchni – jednego tygodnia można spotkać kilka rodzajów śniegu, błota, lodu oraz suche i twarde warunki. Dobry kolarz to ten, kto umie się szybko adaptować do zmieniających się warunków, nie traćcie więc okazji, aby szkolić ten obszar!

 

Płynność i ekonomia 

Obszar jazdy płynnie i ekonomicznie to aspekt powiązany z techniką jazdy, ale celowo go wyróżniamy, bo jest to coś, co bardzo tracimy na trenażerze i co warto ćwiczyć zimą, najlepiej w parze lub grupie. Płynność i ekonomia jazdy, czyli pedałowanie oraz hamowanie tylko wtedy kiedy trzeba i tylko tyle, ile jest to koniecznie. Brak płynności jazdy widać wszędzie – w peletonie, w zakrętach, na podjazdach… Kolarze nie jeżdżący za kimś na dworze tracą to czucie. Pedałują – jadąc na kole – za mocno i zaraz muszą hamować. Zbyt mocno hamują przed zakrętami, zostają z tyłu i potem muszą więcej mocy tracić na ponowne rozkręcanie. To oczywiście tylko przykłady, ale – poza techniką jazdy – zimowe jazdy pomogą Wam poczuć, jak mocno naciskać na pedały, kiedy odpuszczać oraz właściwie modulować siłą hamowania. Koniec końców wygrywa ten, kto hamuje najmniej, bo każde dodatkowe naciśnięcie na pedały to zmarnowana energia…

 

 

Umiejętność zmiany przełożeń

Trzeci fundament związany z płynnym, poprawnym technicznie i ekonomicznym jeżdżeniem na rowerze to umiejętność dobrania optymalnych przełożeń, czyli zmiany biegów w odpowiednim momencie. Każdy silnik ma swój optymalny moment obrotowy, a my – ludzie – mamy optymalny zakres kadencji pedałowania, w którym jesteśmy w stanie generować wysoką moc i przy tym nie katować swoich mięśni. W kolarstwie ten właściwy rytm pedałowania z reguły znajduje się gdzieś w zakresie od 75 do 95 obrotów na minutę i więcej przy dynamicznych odcinkach, gdzie generujemy moce submaksymalne. Zmiana biegów wykonana poprawnie sprowadza się do tego, aby nauczyć się – bez myślenia o tym – jakie przełożenie będzie nam potrzebne za chwile… za zakrętem, na czekającej nas stromej górce itd. Tu, podobnie jak w przypadku umiejętności pokonywania zakrętów, czy wychodzenia z poślizgów, wszystko opiera się na odruchach. Uczymy się tego przez całe życie i pewnego dnia perfekcyjnie operujemy przerzutkami, mamy idealnie dobrany bieg, a tak naprawdę w ogóle o tym nie myślimy. Do tego dążymy i tego zdecydowanie na trenażerze się nie nauczymy… 

 

 

Trening układu nerwowo-mięśniowego

Układ nerwowy człowieka również podlega treningowi. Jeśli mamy nauczyć się szybko jeździć na rowerze, to nasze ciało musi nauczyć się wykorzystywać cały posiadany potencjał. Gdy mózg myśli ,,jadę full gaz”, to ciało musi umieć wykorzystywać każdy promil swoich zasobów, aby nam w tym pomóc. Mówiąc prościej – przełożyć naszą potencjalną formę na wysoką prędkość jazdy. Aby tak się stało musimy ćwiczyć nasz układ nerwowo-mięśniowy. Przykładem może być sprint czy atak. Nie da się być dobrym sprinterem na szosie, jeśli cały trening odbywa się wyłącznie na trenażerze i siłowni. Oczywiście przykładów może być tutaj więcej, ale koordynacja ruchów i odpowiednie zaangażowanie mięśni do pracy przy maksymalnych wysiłkach to coś, czego nie da się wyćwiczyć w domu.  

 

 

Upadanie

Oczywiście nikomu nie życzymy upadków i wiążącego się z tym ryzyka kontuzji, ale statystyka nie kłamie – prędzej, czy później wywalimy się na rowerze. Oczywiście trenując technikę zimą zmniejszamy prawdopodobieństwo tego zdarzenia oraz dajemy sobie realną szansę na to, że opanujemy sytuację podbramkową, ale… Jeśli już dojdzie do upadku, to warto umieć ,,położyć się” na ziemię możliwie płynnie i delikatnie. Prawda jest taka, że jeśli zimą dużo jeździmy w terenie, po technicznych, wolnych trasach, pełnych śniegu czy błota, to tam upadniemy wiele razy, ale przeważnie będą to delikatne przewrotki. Podczas takich ,,kontrolowanych” gleb nauczymy się, jak upadać i być może przy poważnym dzwonie latem – np. na dużej prędkości, jadąc gdzieś po szosie – uratujemy sobie tą umiejętnością życie!

 

Wysoki moment obrotowy 

Jest pewna cecha, która istotnie wpływa na możliwości kolarza, szczególnie tego, który jeździ w trudnym terenie – głównie mowa o MTB XC, maraton, enduro, przełaje. Konkretnie chodzi o umiejętność chwilowego wygenerowania wysokiego momentu siły, bardzo potrzebnego w trakcie pokonywania np. technicznych podjazdów. Na nich często nagle, przy niskiej kadencji, trzeba umieć nacisnąć na pedały z maksymalną mocą. Tu układ terenu, korzeni i głazów dyktuje warunki. Często okazuje się wtedy, że ktoś dysponujący wysoką mocą sprinterską (przy wysokiej kadencji, charakterystycznej dla sprintu) nie jest w stanie skorzystać ze swojego potencjału, gdy kadencja wynosi 50 obrotów na minutę. Oczywiście potrzebna jest do tego również odpowiednia technika, ale jeśli nie jeździmy po takich elementach na co dzień to będzie nam brakowało siły by ,,przepchnąć ten głaz”. To są ciekawe przykłady, o których nie myślimy w pierwszej chwili, ale specyfika niektórych dyscyplin kolarstwa wymaga pracy nad elementami kondycji, o których zapominamy w świecie modnego obecnie FTP’a…

 

 

Dobór właściwego ubioru

Jazda na rowerze zimą to także doskonała lekcja tego, jak się ubierać, która procentuje w okresach przejściowych. Ustawki, treningi, czy wyścigi odbywające się wiosną, czy wczesną jesienią to wydarzenia, na które osoby z doświadczeniem w obszarze garderoby ubiorą się perfekcyjnie. Nie zmarzną, nie przegrzeją się, a – jak wiadomo – to również ważne w kontekście zachowania odpowiedniej wydajności organizmu. 

 

Odporność na trudne warunki pogodowe

Bycie odpornym na przeszywający chłód, czy przemoczenie nie jest obowiązkiem… W końcu są osoby, które wychodzą na rower jedynie, gdy jest ciepło i przyjemnie. Jednak każdego z nas – nawet latem – może spotkać w górach deszcz i gwałtowny spadek temperatury. Podobnie jak zawodnicy amatorzy mogą spodziewać się złej pogody i chłodu na wyścigu. Tu nie ma dróg na skróty, no chyba, że ktoś ma to w genach... Generalnie jednak większość populacji musi zaadaptować się do chłodu i trudnej pogody. Potrenowanie w zimnie pozwala potem uzyskać organizmowi dobrą wydajność w chłodnych warunkach. Poza tym, gdy przyjdzie załamanie pogody warto mniej więcej wiedzieć, czego spodziewać się po naszym ciele i gdzie są jego granice. 

Zobacz również: 

 

Umiejętność jazdy w błocie

Jazda w błocie to punkt dedykowany zdecydowanie kolarzom MTB, gravel i CX. Wielu z nas unika błota. Gdy przyjdzie deszczowy dzień chowamy się w domu i czekamy aż przeschnie. Standardowe myślenie sprowadza się do tego, że przecież szkoda czasu na mycie i pranie, jak również szkoda roweru i pieniędzy na wielokrotnie szybciej zużywające się w takich warunkach podzespoły. Z tymi argumentami oczywiście nie ma co dyskutować – to prawda. Jeśli jednak ktoś chce być konkurencyjny na wyścigu z błotnistą trasą to takie warunki trzeba mieć objeżdżone. Warto wykorzystać zimę i poznać granice przyczepności swoich opon, umieć dozować moc na podjazdach tak, żeby koło nie buksowało. Poza tym nawierzchnię trzeba rozumieć, nauczyć się ją obserwować i ,,dobrze czytać”, z jakim błotem mamy do czynienia i jak bardzo będzie śliskie. Wreszcie trzeba umieć wpadać i kontrolowanie wychodzić z poślizgów. Błota nie nauczymy się ani latem, ani tym bardziej na Zwifcie… 

 

 

Ćwiczysz mięśnie, które nie pracują na trenażerze

Wszelkie badanie naukowe potwierdzają, że trening na trenażerze – choć jest skutecznym narzędziem do rozwoju kondycji – nie jest jazdą na rowerze. Brak konieczności łapania równowagi powoduje inne wzorce ruchowe, podobnie jak brak patrzenia dokąd jedziemy, brak sterowania rowerem itd. Koniec końców okazuje się, że podczas jazdy w pomieszczeniu angażujemy sporo mniej mięśni, niż podczas jazdy na dworze. Totalnie zaniedbujemy i rozleniwiamy więc te partie, które są potrzebne podczas pedałowania na dworze. Skutkuje to tym, że nasza forma trenażerowa rośnie, a rowerowa już niekoniecznie. Dlatego – jeśli lubicie jazdę indoor – to i tak część treningów warto wykonywać na dworze. To jedyny sposób, aby cyferki z domu zgadzały się też rzeczywistym środowisku! 

 

Poza tym dochodzi jeszcze drugi aspekt, który związany jest z tym, czego w aplikacji nie ma zupełnie, czyli siła potrzebna do sterowania rowerem i amortyzowania wstrząsów. Jazda na dworze to przecież również trening mięśni obręczy barkowej i tułowia, które pracują podczas niwelowania nierówności, balansowania, pokonywania zakrętów i wszystkich innych elementów spotykanych na trasie. To również umiejętności adaptacji mięśni do dobrej pracy w warunkach mało optymalnych – np. gdy jedziemy po trzęsącej nawierzchni, jak bruki, czy dziurawe szutry.

 

Pamiętajcie o tym wszystkim. Trenażer jest super, ale na dwór też trzeba wychodzić!

Obserwuj nas w wiadomościach Google: bikeworld.pl

 

Obserwuj nas w Google News

Subskrybuj