Spis treści:
Słysząc Teneryfa, z reguły mamy przed oczami drinki z palemką, plaże i drogie hotele. Nie jest to bezpodstawne, bo zdecydowana większość przyjezdnych dokładnie w ten sposób spędza czas, co odzwierciedlają oferty biur turystycznych. Wystarczy jednak spojrzeć na ukształtowanie wyspy, żeby spodziewać się większego urozmaicenia atrakcji. Teneryfa kryje w sobie ogromny potencjał, zarówno dla fanów jeżdżenia po szosie, jak i poza nią. Różne regiony oferują różne rodzaje terenu, więc warto wcześniej sprawdzić, gdzie czekają nas trasy odpowiadające naszym preferencjom.
Pogoda
Jest to miejsce, w które zdecydowanie najlepiej jechać w zimie. Nie tylko będzie to tańsze, ale i zdecydowanie przyjemniej spędzimy czas wiedząc, że zostawiamy mróz za sobą żeby się wygrzać w Słońcu. Styczeń jest doskonałym terminem - na wyspie jest względnie miało ludzi, a temperatury wręcz wymarzone do jazdy rowerem - około 20 stopni powyżej zera. W odróżnieniu od pobliskiej Fuertaventury, wiatr nie będzie nam tak często przeszkadzał. Na Teneryfie powinniśmy być przygotowani na duże zmiany wysokości, a co za tym idzie - zmiany temperatur. Jednak nawet powyżej 2km nad poziomem morza, gdzie temperatura spadała do 13 stopni nie potrzebowaliśmy ubrań grubszych niż spodenki i koszulka. Deszcz też nie powinien być dla nas problemem - nawet chmury w tym okresie to raczej kondensacja nad wyspą, która co najwyżej lekko przysłania Słońce.
Zanim się wybierzemy
Większość przybrzeżnych terenów wyspy porośnięta jest roślinnością kojarzoną z Afryką - królują palmy i kaktusy. O ile palmy tylko dodają kolorytu i egzotyki do naszych wypraw, to kaktusy są już dość niebezpieczne, nie tylko podczas wywrotki - jeśli nie korzystamy z systemu bezdętkowego, to bardzo łatwo przebić dętkę na leżących wszędzie cierniach, a przebicia w takich sytuacjach następują hurtowo, po 5 i więcej na raz, więc łatki też mogą być mało pomocne. Jeżdżenie w okolicach obfitych w kolczastą roślinność lepiej jednak sobie odpuścić i zwiedzić pieszo - niektóre szlaki i tak są zbyt strome do jazdy na rowerze, za to nadrabiają widokami na sąsiednie wyspy, ocean, piękne plaże i malowniczą zabudowę. Z drugiej strony, dominującym gatunkiem jest tutaj opuncja figowa - a na styczeń przypada okres jej owocowania, więc możemy się skusić na słodką przekąskę. Zdecydowanie nie jest to miejsce, gdzie po prostu wsiadając na rower i jadąc gdzie oczy poniosą odkryjemy niekończący się singletrack. W wyższych partiach wyspy kaktusy ustępują miejsca górskim lasom sosnowym. Również nachylenie terenu jest tam trochę mniejsze, czyniąc jazdę jeszcze przyjemniejszą.
Wystarczy jednak zerknąć na mapę ciepła Stravy, żeby wyspa aż zaświeciła się od uczęszczanych szlaków. Widać na niej też, że większość omija rejony, w których rosną kaktusy. Na szczęście dla rowerzystów, większość wyspy jest dla nas jak najbardziej dostępna. Cała jej środkowa część, wypiętrzona przez wulkan Teide oraz lasy na północy czekają, aby zostać posmakowanymi przez głęboko bieżnikowane opony. Dobrze przed wyruszeniem poszukać i wyznaczyć trasy na podstawie ich popularności - wtedy ominiemy nieprzejezdne stromizny i będziemy mogli cieszyć się niekończącym zjazdem! Trzeba pamiętać też, że są na wyspie miejsca, gdzie jazda rowerem jest zakazana. Przede wszystkim należy omijać park narodowy Teide - zboczenie z drogi asfaltowej kończy się z mandatem w wysokości 1500 euro. Warto też pamiętać, że oficjalnie obowiązuje zakaz jazdy rowerem po szlakach pieszych. Mało kto się jednak tym przejmuje - jadąc takim szlakiem więcej było widać śladów opon niż butów. Trasy te polecone nam zostały w lokalnym sklepie rowerowym, więc jazda na rowerze w tym miejscu jest społecznie dopuszczona. Jest to raczej zakaz na wypadek zderzenia - wina leżeć będzie po stronie rowerzysty, dlatego pamiętajmy, że jesteśmy tam goścmi i należy bezwzględnie ustępować miejsca pieszym.
Po takim wstępie można się zacząć zastanawiać czy nie lepiej wybrać innego celu swojej rowerowej podróży, podczas której mamy przecież eksplorować nieznane! O ile obwarowania prawne odstraszają, to zapomnimy o wszelkich wątpliwościach, gdy tylko zobaczymy trasy, które Teneryfa jest nam w stanie zaoferować. Są one niesamowicie malownicze, przez co nieraz stajemy przed dylematem: czy lepiej kontynuować jazdę, czy może zatrzymać się, aby nacieszyć oczy widokiem rozpościerającym się przed nami. Przynajmniej w południowej części wyspy wiele szlaków rozpoczyna się szutrowymi serpentynami, więc mamy czas się rozglądać zanim zaczną się bardziej wymagające fragmenty.
Trasy
Wyspa oferuje nam bardzo szeroki wybór tras. Od malowniczych, wijących się kilometrami asfaltów, przez leśne ścieżki, po pełne kamieni, iście alpejskie singletracki. Lasy w północnej części wyspy kryją w sobie sieć szlaków, z których wiele jest oznakowanych. To doskonały rejon dla tych, którzy preferują cały dzień kręcić się na rowerze, nie musząc zawracać sobie głowy nawigacją. Ścieżek wystarczy tam na kilka dni jeżdżenia.
O ile te leśne ścieżki zapewnią wiele godzin frajdy na rowerze, to patrząc z perspektywy enduraka, zdecydowanie ciekawszą opcją jest zjazd z masywu wulkanu Teide. Większość takich tras liczy około 30km... ciągłego zjazdu! Może trzeba było zrobić kilka ruchów korbą, ale biorąc pod uwagę fakt, że “traciliśmy” 2500m wysokości, to te 100-200m podjazdu było niezauważalne. Szczególnie, że skupione w kilku krótkich odcinkach robią bardziej za urozmaicenie niż przeszkodę.
Kilka szlaków, które mieliśmy okazję zwiedzić (bardzo się w tym przypadku przydaje nawigacja pozwalająca na zaplanowanie trasy w domu), prowadziło według podobnego schematu. Zaczynamy od wijącego się serpentynami szutru. Wbrew pozorom jest to bardzo przyjemny fragment nawet dla spragnionego wrażeń ridera uzbrojonego w rower o pełnym zawieszeniu. Luźne, wulkaniczne podłoże i częste zakręty nie pozwalają nam się nudzić, a mamy jednocześnie czas żeby nacieszyć oczy widokiem. Znacie to uczucie ulgi, gdy po całym dniu w dusznym pomieszczeniu możecie wyjść na dwór i aż musicie się chwilę zatrzymać żeby odetchnąć i po prostu cieszyć się ruchem orzeźwiającego powietrza na twarzy? Dokładnie tak się poczujecie na tych szutrach. Po paru kilometrach kamienie robią się coraz większe a trasa węższa. Zanim się zorientujemy, pędzimy kamienistym singletrackiem, czując jak zwraca się inwestycja w zawieszenie. Zdecydowanie nie jest to gładki flowtrail - w końcu jedziemy szlakiem pieszym. Trasy są bardzo kamieniste, jednak przy opanowanej technice jazdy można je pokonać.
Ich długość to nie jedyna zaleta - są też bardzo zróżnicowanie - różnorakie fragmenty przeplatają się ze sobą, wymagając od nas ciągłej koncentracji. Nawet najbardziej wybredni nie będą się nudzić. Czekają nas szybkie odcinki, ogromne płyty kamienne - czasem gładkie, a czasem mocno zerodowane, agrafki na stromych zboczach, luźne kamienie, związane z ziemią rockgardeny, sypki żwir a nawet w niektórych miejscach bandy zrobione przez lokalnych jeźdźców. Wokół trasy dominują rzadkie lasy sosnowe, które nie blokując widoku, zapewniają nam odrobinę cienia po drodze. Nawet przejechanie “tylko” jednej takiej trasy dziennie pozwala nasycić swój głód wrażeń. Szczególnie, że warto po drodze się zatrzymać, aby spojrzeć wokół siebie i porobić parę zdjęć - wiadomo, trzeba pochwalić się znajomym. Jeden zjazd zajmie tam spokojnie ponad godzinę, a jeśli będziemy się zatrzymywać to odpowiednio więcej.
Podsumowanie
Teneryfa to ciekawe miejsce na zimowe zgrupowanie. Oferuje szeroki wybór tras na rower: od szosy, przez XC na alpejskich singlach w klimatach enduro kończąc. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, jednak warto wcześniej przygotować sobie kilka tras według trackera GPS, żeby niepotrzebnie nie marnować czasu na szukanie na miejscu, gdyż nie zawsze jest to proste. Jako że jest to wyspa nastawiona na turystów, to nie będzie problemem wyjechać na nią z rodziną preferującą bardziej “stacjonarne” formy wypoczynku. Dodatkowym atutem jest możliwość dotarcia za pomocą tanich lini lotniczych, z których większość startuje z lotniska Warszawa-Modlin.