Rowerem przez Skandynawię - Norwegia - FILM

Drukuj

Po dłuższej przerwie, witamy ponownie prosto z trasy wyprawy rowerowej przez Skandynawię.

xTym razem z samych krańców północnej Europy, z miasta Ałta gdzie gościmy u Normanda, który nam nie tylko pozwolił korzystać z komputera, ale także pozwolił spać pod dachem, a także przygotował fantastyczną norweską kolację, podczas której królował łosoś i kawior.

Ostatniego razu przesyłaliśmy relację jeszcze ze Szwecji, tak więc po kolei co się działo dalej...
Nasza podróż przez Szwecję trwała dalej. Jadąc główną, regionalną drogą poznaliśmy w jaki sposób w Szwecji buduje się drogi. Mianowicie zrywa się całkowicie asfalt i od podstaw buduje całą drogę. Zanim jednak droga zostanie zbudowana jest kamienisty odcinek, po którym trzeba jechać. Takim trudnym odcinkiem jechaliśmy ponad 20 kilometrów. Na tej drodze spotkaliśmy po raz pierwszy zwierzęta, które są niemalże symbolem północnej Skandynawii - renifery. Zwierzęta spokojne i łagodne, potrafiące wyjść na środek drogi i jakby nic biec środkiem drogi przed samochodami. Podróż przez tą część Szwecji kontynuowaliśmy jadąc międzynarodową drogą E45. Międzynarodową tylko z nazwy, bo ruch na niej był jak na naszych drogach lokalnych, dzięki czemu jechało się świetnie.

W środkowej Szwecji mały problem z siodełkiem miał Artur, gdyż nie mógł dokręcić, ani odkręcić śrubki od siodełka. Jednak w pierwszym napotkanym warsztacie samochodowym, udało się wszystko 'gratisowo' naprawić.

Prawdziwym problemem zaczęły stawać się małe meszki, które wręcz stadami podczas postojów, a w szczególności wieczorem, gdy rozbijaliśmy namioty, atakowały nas. Jedynym sposobem było zakrycie, każdej nawet najmniejszej części ciała, która mogłaby być narażona na atak żarłocznych meszek.

Opracowaliśmy także plan przejazdu przez Norwegię. Jednym z elementów tego planu był przejazd lokalną drogą, prowadzącą przez leśne tereny, której nawierzchnia na szczęście nie była taka zła, jak się spodziewaliśmy. Jedynie na postojach nie było zbyt przyjemnie ze względu na meszki, dlatego też musieliśmy je skracać do minimum.
W środkowej Szwecji zaczęły się problemy Mateusza. Najpierw 3 razy w ciągu dnia musiał zmieniać dętkę. Później miał problemy z żołądkiem, aż w końcu zaczęły się problemy z kolanami. Problemy, które powodowały, że nawet na prostej drodze, Mateusz jechał bardzo wolno. Po kilku godzinach na trasie, zostawał za nami w tyle. Czasami czekaliśmy na niego godzinę, a nawet dwie. Jechaliśmy jednak dalej razem.

Przyszedł czas na przebicie się na drugą stronę Gór Skandynawskich do Norwegi. Przełęcz którą mieliśmy do pokonania liczyła sobie ponad 700 m.n.p.m. Podjazd na nią nie był bardzo trudny, jednak kolana Mateusza nie dały rady. Dokładnie na kole podbiegunowym, gdzie zorganizowaliśmy sobie odpoczynek, Mateusz postanowił, że jednak dalej z nami nie pojedzie. Postanowiliśmy, że dojedziemy jeszcze razem w góry. Na przełęczy spotkaliśmy się raz jeszcze i pożegnaliśmy. Mateusz pojechał w kierunku Lofotów, aby później wrócić samolotem do Polski, my zaś już w trzech kontynuujemy podróż w kierunku północnej Norwegii.

Gdy dotarliśmy na drugą stronę gór do Norwegii, czekało nas kilka dużych zmian. Pierwsza to wyżej wspomniana, mianowicie to, że jedziemy w trójkę. Kolejna to zmiana pogody. Wcześniej szczęście nam dopisywało i mieliśmy dobrą, ciepłą, słoneczną pogodę. Jednak w Norwegii już pierwszego dnia zastaliśmy chmury, deszcz i chłód. Co prawda im dalej na północ tym robiło się co raz słoneczniej, to jednak chłód nie ustępował. Do tego wszystkiego jeszcze silny wiatr, często prosto w twarz. Kolejna zmiana, to poziom cen. Choć już miałem okazje zwiedzić już sporo krajów, to bez wahania przyznaje - Norwegia jest najdroższa. Dla przykładu- chleb: od 6 PLN, mleko: od 6 PLN, najtańszy sok 5 PLN, warzywa 2-3 razy droższe niż w Polsce. Do tego wszystkiego jeszcze zupełna zmiana ukształtowania terenu. Tutaj w Norwegii zrobiła się naprawdę trudna, górzysta trasa. Choć nie wynosimy się za wysoko, bo zaledwie 300, 400 m.n.p.m. to jednak pokonanie takiej różnicy wysokości od poziomu morza nie jest łatwe. Wynagrodzeniem za wszystkie trudy są wspaniałe krajobrazy, fantastyczne połączenie morza i surowego krajobrazu fiordów i gór. Droga przez góry oznacza czasami pokonanie 4 męczących podjazdów w ciągu dnia, a także przbijanie się przez góry tunelami. Jednego dnia pokonaliśmy chyba ich z 15. Jedne krótkie inne długie. Raz prowadzące pod górę, gdzie każdy kilometr ciągnął się niemiłosiernie, raz prowadzący w dół, który pokonywaliśmy z prędkością 60 km/h.

Jadąc przez Norwegię, główną, choć nie bardzo ruchliwą drogą E6, przy drodze często są różnego rodzaju postaje z ubikacjami, ławeczkami. Jednego z wieczorów rozbiliśmy się w pobliżu takiego miejsca, a na ławeczkach jedliśmy kolację. Podjechał samochodem jakiś Pan, i zaczął mówić coś po szwedzku 'Polen? >Ja!'. Pokazał nam jakieś wizytówki osób z Polski, dał nam mapki, pocztówki a na koniec...200 NOKów na drogę (w przeliczeniu ok 80 PLN). Lekko zszokowani podziękowaliśmy i pożegnaliśmy Pana. Spotkaliśmy również 3 grupki rowerzyśtów z Polski, w tym dwie wracające z Nordkappu. Wszyscy jednoznacznie twierdzili - na Nordkappie deszcz i zimno, ok 5 stopni. My zaś liczymy na łud szczęścia i dobrą pogodę, bo do Nordkappu zostało nam ledwie 240 kilometrów.