Rowerem przez Skandynawię - pierwsze wieści

Drukuj

Pierwsze 400 kilometrów już za nami i 4 dni już za nami. Mamy już za sobą i jazdę w ostrym słońcu jak i jazdę w mocnym deszczu i burzy. Dla każdego z nas ta wyprawa rozpoczęła się trochę inaczej.

Dla mnie z Mateuszem rozpoczęła się we Wrocławiu, skąd pociągiem dotarliśmy do Gdańska, a dalej już promem do Szwecji. Ewald ruszył samolotem z Berlina. Drugiego dnia dołączyła do nas jeszcze jedna osoba - Artur z Wrocławia, który dotarł do Szwecji również samolotem.

Początek
Dzień 4 - Gacksater (Szwecja)
Kilometrów: 415


I tak już następnego dnia całym składem ruszyliśmy dalej na północ w kierunku naszego celu - przylądku Nordkapp.
Jak na razie Szwecja zaskakuje nas... kiepskimi drogami! Oczywiście główne trasy są doskonałe - znakomita nawierzchnia bez dziur i ubytków. Jednak skręcając w boczną drogę, która np. na mapie jest zaznaczona często jako 'żółta' czyli o podwyższonym standardzie, kilkakrotnie okazało się, że droga jest gruntowa. Co jeszcze bardziej utrudnia trasę, to to, że prowadzi przez pagórkowatą trasę. Szwecja ma również wiele zalet, a największą, jaką póki co odkryłem jest niezliczona ilość jezior, nad którymi co wieczór się możemy się rozbić, wykąpać, zrobić pranie itp.

Po 4 dniach podróży dotarliśmy do niewielkiej miejscowości Gacksater w pobliżu Huddinksvalle, gdzie gościmy w ciekawym miejscu gdzie są i Szwedzi i Niemcy i Polacy, co było dla mnie dużym zaskoczeniem.

Pomimo tych kilku dni, mieliśmy już sporo jak na ten czas usterek. Na trasie wygląda to zazwyczaj w ten sposób, iż na samym początku jedzie Artur, który jest w naszej grupie najmocniejszy, dalej Ewald, którego czasami udaje mi się dogonić i jechać razem i dalej Mateusz. Jadąc przez chwili właśnie w takiej zwartej grupie ja, Ewald i Mateusz i w pewnym momencie Mateusz się zagapił i uderzył sakwą w moją tylną sakwę, czego efektem był zerwany dolny naciąg od sakwy. Artur przebił podobno nieprzebijalną oponę, Ewald ma problemy ze śrubką od bagażnika, ja zaś wymieniałem pancerz od przerzutki. Naszczęście wszystkie usterki są na tyle mało istotne, że bez problemów możemy kontynuować jazdę dalej.

Teraz kierujemy się dalej wybrzeżem Szwecji w kierunku północy. Czeka nas również jedna ważna decyzja - czy jechać od razu w kierunku przylądku Nordkapp, czy też pokonać dłuzszą trasę w Norwegii rozpoczynając w okolicach miasta Narvik. Jaką decyzję podjęliśmy, dowiecie się w następnym odcinku relacji :)

Dzien 7 - lesna, upalna Szwecja
Dzien 7 - Ramsele
Kilometrow 712


Witamy tym razem juz z miejscowości położonej znacznie dalej od Szwedzkiego wybrzeża, gdyż zdecydowaliśmy ze zanim dotrzemy na przylądek Nordkapp, najpierw pokonamy część trasy przez Norwegie i region miasta Narvikr

Po opuszczeniu ostatniej miejscowości, z której wysyłaliśmy poprzednia relacje, udaliśmy się dalej na północ. Trasa, która pokonywaliśmy była juz nie taka płaska jak na samym początku. Gdyby nie fakt ze jesteśmy zaledwie 100-200 m.n.p.m można by odnieść wrażenie, że jedziemy przez góry. Oprócz trasy jazdę utrudnia nam wysoka temperatura. Wczoraj i dzisiaj było naprawdę upalnie, dlatego tez postanowiliśmy zmienić trochę taktykę jazdy i wstawać jak najwcześniej, i do południa pokonywać jak najdłuższy odcinek drogi.

Następnego dnia po opuszczeniu miejscowości, z której wysyłaliśmy poprzednia relacje, pokonaliśmy również, krótki, nieciekawy odcinek głównej szwedzkiej drogi, E4, który zdecydowanie odradzamy. Jadąc dalej, za miejscowością Sundsvall, zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. W pewnym momencie z boku drogi usłyszałem osobę, która krzyczy cos do nas. Z tego wszystkiego, co do nas mówił zrozumiałem tylko 'ja tez mam taka flagę' i wskazując na zawieszona na domu biało czerwona flagę. Tak poznaliśmy Janusza, u którego tego dnia rozbiliśmy namiotu w ogródku oraz z którym spędziliśmy sympatyczny wieczór. Kolejny dzień rozpoczął się nieciekawie dla Ewalda. Struł się bowiem czymś i był w bardzo kiepskim stanie. Jednak udało mu się pozbierać i ok godziny 13 ruszyliśmy w trasę. Wieczorem dojechaliśmy do miejscowości gdzie chcieliśmy zrobić zakupy. Pytając się osób, u których nabieraliśmy wodę, dowiedzieliśmy się ze najbliższy sklep jest za 60 km. Trochę zawiedzeni juz mieliśmy odjeżdżać, gdy poznaliśmy, co to oznacza szwedzka gościnność. Zostaliśmy bowiem zaproszeni na przepyszna kolacje. Po kolacji zaś rozbiliśmy się w fajnym miejscu nad jeziorkiem i mogliśmy po całym dniu jazdy w ostrym słońcu w końcu odetchnąć od gorąca, w chłodnej wodzie. O gościnności Szwedów przekonaliśmy się również w tym momencie, bowiem korzystamy z komputera na stacji benzynowej.