Prawie jak wiosna - Beskid Mały

Drukuj

Uzależnienie od jazdy jest w wielu, w tym w moim przypadku silniejsze niż zdrowy rozsądek.

Zamiast więc w spokoju, oglądając skoki narciarskie lub inne tańce na lodzie, rozkoszować się smakiem powoli sączonego browaru zebrałem kilku podobnych mi wariatów i pod koniec lutego ruszyliśmy na oficjalne rozpoczęcie sezonu górskich, rowerowych wycieczek.

A że spodziewaliśmy się raczej kiepskich warunków wybraliśmy względnie łatwą okolicę. Beskid Mały byłą już wielokrotnie opisywany, ale obszar ten ma tyle uroku, że warto wracać tam często. Tym razem wybraliśmy jego zachodnią część. Plan zakładał zatoczenie pętli z minimalnym wykorzystaniem dróg asfaltowych. Autem, po przygodzie ze spadającym z dachu rowerem, dotarliśmy w okolice Przełęczy Przydawki tuż za miejscowością Las. Jak na góry i środek lutego pogoda była przepiękna. 10 stopni i wspaniałe słońce to raczej ewenement o tej porze roku. Wiało jednak mocno, a podmuchy były bardzo przenikliwe.



Tego dnia najbardziej baliśmy się błota, jak się później okazało niepotrzebnie – natrafiliśmy bowiem na jeszcze trudniejsza przeszkodę - śnieg (rzeczywiście, śnieg w lutym, w Beskidach to prawdziwa niespodzianka…). Pierwsze metry pokonane szutrową, szeroką drogą wzdłuż niebieskiego szlaku napawały raczej optymizmem niż obawą. Było sucho, a w dodatku, gdy tylko wjechaliśmy miedzy wysokie świerki silny wiatr stał się mniej dokuczliwy i można było o nim zapomnieć. Południowy stok był prawie w całości pozbawiony śniegu. Gdy jednak tylko wjechaliśmy w bardziej zacienione miejsca pojawiło się go dość sporo. O ile po zmrożonym lub ubitym śniegu albo cienkiej warstwie puchu można całkiem spokojnie jechać, również pod górę, tak po mokrym i ciężkim, jaki spotkaliśmy tamtego dnia trudno jest nawet zjechać. Zaczęło się więc pchanie przerywane, momentami jazdy. Nikt jednak nie zakładał, że będzie łatwo, dlatego morale było wysokie, a humory dopisywały. Najważniejsze było to, że w końcu można było odetchnąć świeżym górskim powietrzem i oderwać się od codziennych obowiązków i szarej, nudnej, miejskiej rzeczywistości.

 



Kawałek za Przełęczą Przysłopek odbiliśmy w lewo w zielony szlak poprowadzony grzbietem pasma. W nasłonecznionych miejscach roztapiający się śnieg ustępował miejsca suchej ścieżce, po bokach której można było zobaczyć zieloniutkie źdźbła młodej trawy. Od czasu do czasu spod warstwy starej ściółki przebijały się malutkie, kolorowe kwiatki. Sielankowy nastrój dopełniał śpiew wijących gniazda ptaków. Rozmarzyłem się straszliwie, do tego stopnia, że nie zauważyłem, że za zakrętem czyha na mnie, powoli odchodząca, ale wciąż niemiłosierna zima ze swoją białą hałdą nasypaną w poprzek ścieżki. Myślałem, że przez nią przejadę. Zbyt duża pewność siebie zgubiła mniej jednak i gdy przednie koło zapadło się tak głęboko, że nie było widać nawet, bądź co bądź, dość wysokiego widelca, pozostał mi tylko piękny lot nad kierownicą i lądowanie głową w śniegu. Nie ma to jak dobry kask…

 

 



Mimo raczej ciężkich warunków bardzo przyjemny okazał się zjazd do Kocierzy. Poddźwiękowych prędkości nie dało się rozwinąć, ale mimo to oblodzona miejscami ścieżka pozwalała nieźle się zabawić. Jak to zwykle w górach bywa, to co się zjedzie trzeba później podjechać. Nie inaczej było i w tym przypadku. Trasa w kierunku Przełęczy Kocierskiej należy do dość stromych, dlatego nie było innej rady jak wrzucenie młynka i spokojne kręcenie. Po pokonaniu wzniesienia, którego nachylenie często przekraczało 15% dotarliśmy do jedynego w tym dniu asfaltowego docinka, którym dotarliśmy do czerwonego szlaku prowadzącego na najwyższy szczyt B. Małego – Łamaną Skałę.

 



Trasa była zaśnieżona, mimo to dało się jechać. Średnią prędkość mieliśmy jednak fatalną. W ciągu 3,5 h pokonaliśmy zaledwie 20 km, a czuliśmy się jakby dystans był przynajmniej trzykrotnie dłuższy. Tylko Szeryf miał buty z GoreTexem i jemu jako jedynemu było ciepło w stopy. Zimno najbardziej dokuczało Miłoszowi, który wybrał się w letnich butach. Wielki natomiast jak zwykle się wycwanił i pozakładał sobie worki na stopy.

 

 



W okolicach Potrójnej było tak dużo śniegu, że nie dało się nawet zjeżdżać. Koła grzęzły w miejscu i z prawdziwym bólem serca musieliśmy sprowadzać rowery. To już prawdziwa hańba;). Gdy do pokonania pozostała nam tylko Łamana Skała stała się rzecz niezwykła. Niewiadomo skąd, na podjeździe, pojawił się młody góral na „góralu” w jeansach i bluzie z kapturem. Rzucił nam tylko kontrolne „cześć!”, wyprzedził i znikł. Nawet nie próbowaliśmy go gonić. Zrobił jak nas jak chciał. Chyba trzeba będzie popracować nad formą;).

 



Jak większość wycieczek taki i ta kończyła się ciekawym zjazdem, na który tego dnia chyba wszyscy długo czekali. Mimo niewielkiego dystansu byliśmy mocno zmęczeni, niektórzy stracili też czucie w palcach u stóp;). Nie obyło się bez przygód. Na jednej ze stromizn, na długim lodowym jęzorze wyciąłem drugą tego dnia glebę. Nic mi się nie stało, ale śmieszne było to, że najpierw nie mogłem się zatrzymać sunąć tyłkiem po śliskiej tafli a później podnieść. Ja się męczyłem, a kumple mieli ubaw. Takie życie…

 

 



Gdy dotarliśmy do samochody, szybko zmieniliśmy mokre ciuchy, a ogrzewanie włączyliśmy na maksa. W Suchej zapodaliśmy tradycyjnego polskiego kebaba z frytkami, którego skonsumowaliśmy na masce silnika (później zastanawiałem się skąd ten sos na samochodzie). Piękny zachód słońca był dobrym zakończeniem nie tak łatwej jak zdawało nam się na początku wycieczki.

 

 

 

 

Punkt po punkcie
Kocońska Góra – Wielki Gibasów – Przełęcz Skolarzówka – Przełęcz Płonna – Kocierz Górna – Przełęcz Kocierska – Potrójna – Łamana Skała (929 m) – Kocońska Góra
 
Dystans
32 km
 
Data
24.02.2008
 
Skala trudności (1-5)
4.0
  
Mapa

 

 


Jeżeli sami chcielibyście przejechać opisywana trasę lub zorganizować inną wycieczkę w tych okolicach polecamy mapę Beskid Mały (skala 1:50000, wydanie 4, rok 2007) wydawnictwa Compass.

Mapa obejmuje obszar pomiędzy Bielskiem-Białą na zachodzie i Suchą Beskidzką na wschodzie oraz Wadowicami od północy i Żywcem na południu.
Na odwrocie mapy duża ilość informacji o przedstawionym terenie, informator krajoznawczy, opisy schronisk turystycznych, wyciągów narciarskich, barwne fotografie oraz wybrana baza noclegowa.


Więcej informacji na stronie firmy Compass: https://compass.krakow.pl



Foto: Adam Piotrowski, Marcin Miłek