Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec znakomitego, wycieczkowego sezonu.
Zawsze powtarzam, że spontaniczne akcje są najlepsze. Tak było i tym razem. Wielki nie musiał mnie długo namawiać. Pasma Policy nie trzeba nikomu przecież reklamować. Tamtejsze szlaki to rowerowy gin z toniciem – jednym słowem klasyka. Bartek też się nie zastanawiał, czego wynikiem było spotkanie trzech w pełni zawieszonych jeźdźców w pociągu relacji Kraków – Zakopane. Nawalony jak Messerschmitt konduktor sprawdził nam bilety i zatoczył się do kolejnych przedziałów. Motorniczy chyba był bardziej trzeźwy, bo opóźnienie w Jordanowie mieliśmy tylko kilkominutowe. Tak naprawdę wysiedliśmy jednak stację wcześniej – w Bystrej, skąd czerwonym szlakiem rozpoczęliśmy nasza eskapadę.
Trasa na początku była prosta jak drut a oznaczenia szlaku jednoznaczne, jednak zamiast podziwiać piękne okoliczności przyrody gapiłem się w ekran nowej zabaweczki, którą właśnie dostałem do testów – odbiornik GPS. Do wszystkich tego typu nowinek podchodzę raczej na spokojnie, ale muszę przyznać, że to naprawdę genialna sprawa. Nie będę jednak uprzedzał faktów, test ukaże się wkrótce ;).
Zanim nie dojechaliśmy w okolice Drobnego Wierchu główną atrakcją trasy były niesamowicie słodziutkie maliny. W sklepie nie kupi się takich, jakie można zerwać w lesie. „Jeśli ty zechcesz, Boże mój jedyny, Gdzie stąpię... wszędzie czerwone maliny...” – tak było, serio. Dość jednak tej poezji! Jedziemy dalej!.
Malinowa uczta pokrzepiła nasze wymęczone członki i w końcu zaczęło się nieźle jechać. Trasa poprzeplatana była podjazdami i zjazdami raczej o średnim stopniu trudności. Im jednak dalej jechaliśmy tym czuliśmy coraz mocniej smak przygody. Chwilę jednak późnie j poczuliśmy smród spalin wydobywających się w rur wydechowych pięciu motorów, które minęły nas na pełnym gazie. Za chwile kolejne trzy, a 10 min później gość na quadzie. Spojrzeliśmy po sobie, rzuciliśmy po kilka słów uznawanych za obraźliwe i pojechaliśmy dalej. Aż tu nagle kolejna grupa motocyklistów. Jasny gwint! O co chodzi? Za Okrąglicą zaczęła się już prawdziwa tragedia. Na szlaku musieliśmy wyprzedzać terenówki i inne dziwne pojazdy. Okazało się, że na Hali Krupowej odbywa się jakaś wielka impreza. Fajnie, że tyle ludzi się na nią wybrało, szkoda tylko, że jeepami i motorami. Nie dość, że goście wjechali nielegalnie w góry, to jeszcze bezmyślnie kręcili sobie „bączki” niszcząc i zatruwając środowisko. Nie wspominając, że polowa ludzi była na bani. Załamać się można. Nawet nie próbowaliśmy się wbijać do schroniska na tamtejsze znakomite pierogi ruskie. Uciekaliśmy z Krupowej ile sił w nogach.
Na szczęście ryk silników i dym z rur wydechowych został daleko za nami. Skręciliśmy z drogi prowadzącej przez szczyt Policy i zielonym szlakiem zaczęliśmy genialny trawers. Już pierwsze metry pozwoliły nam zapomnieć o wcześniejszej niemiłej niespodziance. Trasa prowadziła wymagającą maksymalnego skupienia, wąską, krętą i najeżoną przeszkodami trasą. Niewiele jest tak skomplikowanych, a zarazem przejezdnych odcinków w naszych górach. Osobiście musiałem jednak wznieść się na wyżyny moich rowerowych umiejętności. Dziękowałem Bogu za mojego (już obecnie sprzedanego) Trance’a. W tamtych rarunkach spisywał się wyśmienicie. W połowie rezerwatu im. prof. Klemensiewicza zrobiło się trochę łatwiej, dzięki czemu mogliśmy pośpieszyć. Ciężko było się zdecydować, na czym się skupić. Z jednej strony niesamowita trasa, a z drugiej przepiękny widok na Beskid Makowski. Takie chwile zostają w pamięci na długi czas.
Gdy znów skryliśmy się w lesie, czekał na nas jeden z lepszych zjazdów tego sezonu. Na rozgrzewkę szeroko i delikatnie. Później jednak nie było tak łatwo. W pewnym momencie Zobaczyłem Marcina lecącego przez kierę, za chwilę zgłębił Bartek, mnie, co prawda na raty, udało się jednak zjechać stromy, pokryty „telewizorami” odcinek. Później seria singletracków zakończona cholernie szybkim i skomplikowanym technicznie zjazdem do samej Zawoi. Pierwszy raz od dłuższego czasu na dole poczułem drżenie rąk. Wytelepało nas niemiłosiernie. Momentami było bardzo niebezpiecznie, na szczęście wszyscy byli cali i zdrowi. Skoczyliśmy na szybki obiad i kontrolną kawkę i pojechaliśmy dalej w kierunku Suchej Beskidzkiej.
Czerwony szlak przez przełęcz Przysłop jest wielu dobrze znany. Po atrakcjach, jakie zafundowała nam Polica wydawał się dziecinnie prosty. Mimo to nie brakowało na nim technicznych odcinków. Najlepszy jest zdecydowanie jednak ostatni zjazd do Suchej. Jest stromy i szybki, a łąki, po których się jedzie kryją wiele niespodzianek, w postaci rowów, drutów i ledwo wystających z trawy ogrodzeń. Trzeba więc bardzo uważać, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
Na dole okazało się, że musimy czekać godzinę na pociąg. Trzepnęliśmy więc po browarze i ułożyliśmy się na peronie. Mimo, że kilometraż nie był zbyt wielki czuliśmy, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Bez dwóch zdań dołączyliśmy zjazd z Policy do TOP 3 tego sezonu. Oby była jeszcze okazja, żeby zrobić w tym roku coś jeszcze lepszego ;).
| Punkt po punkcie | Bystra – Drobny Wierch – Okrąglica – Hala Krupowa – Rezerwat na Policy – Zawoja – Przełęcz Przysłop – Sucha Beskidzka |
| Dystans | 45 km |
| Data | 5.08.2007 |
| Skala trudności (1-5) | 4.5 |
Foto: Marcin Wielkiewicz, Adam Piotrowski

















