Nadwarciański Szlak Rowerowy

Czyli sielanka na dwóch kółkach

Drukuj

Wybierając się na wycieczkę rowerem górskim, najczęściej myślimy o górskich ścieżkach na grani, szybkich zjazdach ciągnącymi się kilometrami i o cudownych widokach, które zapierają dech w piersi.<br />

Wybierając się na wycieczkę rowerem górskim, najczęściej myślimy o górskich ścieżkach na grani, szybkich zjazdach ciągnącymi się kilometrami i o cudownych widokach, które zapierają dech w piersi.
Wszystko pięknie tylko czasu ciągle brak, a ten spędzony w samochodzie czy w pociągu jest bezpowrotnie tracony.

Pierwszy raz usłyszałem o Nadwarciańskim Szlaku Rowerowym od brata, który mieszka w Poznaniu. Nie uświadczymy tu co prawda najmniejszej górki, ale są inne atrakcje. W Wielkopolsce jest to jeden z bardziej znanych szlaków rowerowych, można kupić przewodniki, mapki itp. W Łódzkiej strefie stron internetowych poświęconych trasom rowerowym nie ma nawet wzmianki. Szkoda. Położenie tego szlaku przesądziło o decyzji, z Poznania blisko, z Łodzi blisko jedziemy na weekend. Nie spodziewałem się nic nadzwyczajnego po tym szlaku, a jak bardzo się myliłem przeczytacie poniżej. Dojeżdżamy pociągiem do Konina, tutaj powitanie, ostatnie poprawki przy rowerach, kontrolne spojrzenie na mapę i ruszamy. Tworzymy grupkę pięciu rowerzystów, humory dopisują, pogoda wspaniała, a że jest z nami kolega z Konina odpada problem nawigacji w obcym mieście.
Oglądamy tzw. słup milowy, który uznawany jest za najstarszy drogowskaz w Polsce, wskazujący połowę drogi z Kalisza do Kruszwicy. Inskrypcja na nim głosi, że został ufundowany przez komesa Piotra w 1151 r. Dalej ruszamy na szlak, który początkowo prowadzi bocznymi drogami, przez małe miejscowości, aby doprowadzić nas do przeprawy promowej. Tutaj mała niespodzianka, prom nie ma silnika, a pływa z jednej na drugą stronę rzeki. Dowcipny przewoźnik wspominał coś galernikach pod pokładem, ale nie daliśmy temu wiary. Zmienia się ustawienie promu względem prądu rzeki i napór wody przepycha prom. Proste, tanie i ekologiczne. Pierwszy raz mam na rowerze sakwy i trochę obawiałem się jazdy z nimi, ale spisują się świetnie. Przeniesiony jest środek ciężkości do tyłu i nie ma to wpływu na jazdę. Jedzie się stabilnie i pewnie. Rower mocno stracił na wyglądzie, ale w tej chwili doceniam to, że wszystko czego mi potrzeba mam ze sobą. Było dużo lepiej niż sobie to wyobrażałem i zachęcam wszystkich, którzy nie próbowali do jazdy z sakwami po łatwym i równym terenie. Dopiero na wertepach tzw. "ścieżkach trzęsidupach" komfort jazdy znacznie się obniżał.
Jedziemy praktycznie cały czas wzdłuż Warty, w końcu to Nadwarciański Szlak, ścieżka prowadzi przy wale przeciwpowodziowym. Czasem rozciąga się widok na tereny zalewowe, na których trawa jest bardzo zielona, czasem jedziemy przy rzece. Mijamy pasące się stada krów, które nic sobie nie robią z tego, że leżą lub stoją na ścieżce rowerowej, zupełnie jak kierowcy w mieście ;). Krajobraz tchnie spokojem, równy teren, leniwie płynąca rzeka, oraz rosnące w rzędach wierzby w promieniach wrześniowego ciepłego słońca skłaniają do odpoczynku i relaksu. Kilka kilometrów dalej mijamy grupkę rowerzystów z przeciwka, przyjazne pozdrowienie, a z za zakrętu wyłaniają się kolejni, przez 2 minuty mówimy kolejnym mijanym: "cześć". Szok! Minęło nas co najmniej 70 osób na rowerach - masa krytyczna czy co ;) ?
Rzeka doprowadza nas do Koła. Tutaj zbaczamy na chwilę ze szlaku, żeby zobaczyć malownicze ruiny zamku, odetchnąć, wyrównać poziom węglowodanów i nawodnić organizmy, krótko mówiąc dłuższy popas. Kolski zamek został wybudowany w ostatnich latach panowania króla Kazimierza Wielkiego, jeszcze przed 1362 rokiem. Był typową gotycką fortecą, a naszych czasów dotrwały jedynie ruiny budowli - fragmenty zewnętrznych murów i dolna część drugiej wieży. Zdobyliśmy mury zamku po krótkiej wspinaczce, okazało się, że murowane schody prowadzą na szczyt baszty. Oczywiście weszliśmy tam, żeby zobaczyć widok na okolicę z góry. Nie polecam tego osobom z lękiem wysokości. Rzeka sprawia wrażenie jakby miała za chwilę wylać się ze swego koryta co mam nadzieję udało mi się ukazać na zdjęciu.
Z Koła ruszyliśmy wzdłuż rzeki, krótszym wariantem szlaku. Potem przeprawa przez rzekę i dojazd do miejscowości Chełmno nad Nerem. Mieścił się tu obóz eksterminacji Kulmhof, gdzie zamordowano 150-250 tys. osób. Najbardziej wymowne jest przesłanie z kartki napisanej przez jedną z ofiar: "Wzięto nas od starca do niemowlęcia między miastem Koło a Dąbie. Wzięto nas do lasu i tam nas gazowano i rozstrzeliwano i palili... Otóż prosimy, aby nasi przyszli bracia i ukarali naszych morderców. Świadków naszego gnębienia, którzy mieszkają w tej okolicy raz jeszcze prosimy o rozgłoszenie tego morderstwa po całym świecie..." Po chwilach refleksji i zadumy, ruszamy dalej. W kierunku Uniejowa, gdzie miejmy nadzieję po szybkim zakończeniu budowy kompleksu basenów termalnych, będzie można należycie wypocząć po trudach wycieczki. W chwili obecnej jest tylko zapowiedź tego, co czeka turystów odwiedzających Uniejów w przyszłości. Skorzystaliśmy z kąpieli, ku zdziwieniu przechodniów... kto wie, kiedy wybudują baseny i kiedy będziemy mogli tam pojechać. Wieczorem dotarliśmy nad zbiornik Jeziorsko. Tam spędziliśmy ostatnie chwile dnia i zastała nas noc. Zrobiło się chłodniej, więc pojechaliśmy w miejsce gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg.
Drugiego dnia po wieczornym ognisku połączonym z dyskoteką do "późnych godzin wieczornych", ciężko było wstać. Dopiero około 10:00 udało nam się wyjechać. Przez godzinę był to rajd milczenia zanim zaczęły nam powracać humory. A może to te 130 km z poprzedniego dnia, a nie tańce powodowały ociężałe nogi? Kontynuowaliśmy naszą wycieczkę wzdłuż rzeki, częściej odpoczywając i bez większego pośpiechu. Plan zakładał dotarcie do Sieradza i powrót do domu pociągiem około 17:00. Do przejechania zostało 55 km, więc tym bardziej ociągaliśmy się podczas jazdy. Od Miasta Warta, jechaliśmy na azymut wałami, gdyż szlak ma tu swój koniec. Było trochę wertepów, trawy po pas, ale przed Sieradzem zaczęły się piękne single-track'i. Można było dokręcić trochę mocniej korbami. Piękna plaża w Sieradzu zachęcała do kąpieli, ale zrezygnowaliśmy z pływania. Postanowiliśmy coś przekąsić, przed podróżą do domu. W pociągu zastanawiałem się, kiedy będzie czas na powrót w te strony. Więcej informacji o Nadwarciańskim Szlaku Rowerowym znajdziecie tu: https://www.srodawlkp-powiat.pl/index.php?pid=11111403&&id=3444

Obserwuj nas w Google News

Subskrybuj