A jeszcze kilka dekad temu Japończycy produkowali ogromne ilości sprzętu elektronicznego i mechanicznego w dobrych cenach, zalewając rynek amerykański i europejski. Od końca drugiej wojny światowej do końca lat pięćdziesiątych produkty pochodzące z kraju Kwitnącej Wiśni były synonimem tandety. Ten mit ciągnął się jeszcze w następnej dekadzie, ale prawda była taka, że wyprzedzili Europę i USA w bardzo wielu dziedzinach, przede wszystkim elektronice.
To, co wyżej napisałem nie jest odkrywcze, ale znając historię byłem bardzo ciekawy jak na przestrzeni lat kształtował się rynek rowerowy i jaki na niego wpływ mieli i mają Japończycy. Dzisiaj najwięcej osób wskazałoby zapewne na Shimano jako bardzo ważną markę, bo obecną w przytłaczającej większości rowerów na całym świecie.
Zanim jednak Shimano uzyskało obecny status monopolisty, na przełomie lat 70 i 80 japońska scena rowerowa podzielona była na dwa obozy: Shimano i "całą resztę". Ci pierwsi oferowali pełne komponenty, "reszta" składała się z firm Sun Tour (przerzutki, manetki, wolnobiegi), Sugino (korby) i DiaCompe (hamulce). Obóz Shimano kierował się zasadą agresywnego parcia na nowe technologie. Co roku zmieniano grupy osprzętowe, dodawano nowe części, wprowadzano udoskonalenia, podczas, gdy obóz Sun Toura i jego sprzymierzonych był bardziej stabilny i przewidywalny. Paradoksalnie druga postawa w tamtych czasach bardziej odpowiadała producentom, hurtownikom i sprzedawcom, bo nie mieli problemów z częściami zamiennymi oraz nie musieli co roku uczyć się od nowa katalogów.
Jednak chęć człowieka do udoskonalania wszystkiego dookoła zwyciężyła. Konsumenci europejscy i amerykańscy zaczęli doceniać komponenty Shimano jako bardziej zaawansowane technologiczne, po prostu lepsze. Shimano ostatecznie dobiło swojego konkurenta indeksowanym systemem zmiany biegów, czyli S.I.S (Shimano Index System), który po praz pierwszy zamontowano w topowej grupie Dua Ace w 1984 roku i tak się zaczęło. Od 1987 roku rowery bez indeksowych manetek ciężko było sprzedać - cykliści pokochali klikanie!
Chyba najbardziej znany obok Shimano japoński producent to Cat Eye, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Firma zaczynała od oświetlenia, by następnie otworzyć linię komputerków – do dziś produkty z okiem kota uważane są za bardzo precyzyjne i innowacyjne.
Wiele innych firm nie przetrwało czasów globalizacji. Wysokie koszty produkcji oraz niekorzystny kurs jena sprawił, że kiedyś światowe marki nie przetrwały, zmieniły właścicieli lub okupują niszowe strefy cyklistyki. Oto kilka przykładów.
Araya - najlepszy w kraju producent obręczy, wyspecjalizowany w szosie, ale również produkujący dla MTB, BMX i turystyki. Trzeba przyznać, że topowa obręcz szosowa 16B Gold ważąca 335 g daje radę. Araya jest obecnie niemal niewidoczna na naszym rynku, a wszystko przez wysokie ceny.
Opony - Japończycy znani są z produkcji świetnego ogumienia, nie tylko w przemyśle motoryzacyjnym, ale również rowerowym. Obecnie jakby trochę mniej słyszymy o marce IRC (Inoue Rubber Company), która była bardzo silna w Polsce w latach dziewięćdziesiątych. Lepiej prezentuje się natomiast Tioga, która wyszła poza produkty oponiarskie i oferuje obecnie wiele ciekawych komponentów. Nawet Specialized - kultowa amerykańska marka, swojej wysokiej jakości opony robiła kiedyś w Japonii.
Również rowery z kraju Wschodzącego Słońca w większości nie przetrwały próby czasu:
Bridgestone. Mała fabryka w Japonii nie mająca nic wspólnego z potentatem oponiarskim dostarczającym opony Formule 1 i Moto GP. Na przełomie lat 80 i 90 przebojem wkroczyła na rynek amerykański dzięki superdesignerskim patentom i wysokiej jakości. A jednak przepadła w wirze historii.
Diamondback. Diament już nie błyszczy jak za czasów świetności. Cieniutkie rurki cr-mo rowerów MTB w latach dziewięćdziesiątych były przedmiotem pożądania wielu cyklistów. Dzisiaj marka sprzedaje się głównie w USA na dużo mniejsza skalę.
Fuji. Marka istnieje i ma dystrybutora w Polsce, jednak nie jest postrzegana przez klientów jako japoński hi-tec. Wszystko przez załamanie kursu jena na początku lat dziewięćdziesiątych. Japończycy zostali zmuszeni przenieść produkcję na Tajwan, co znacznie odbiło się na jakości oraz image marki, ale przynajmniej firma przetrwała.
Panasonic. Podobny los spotkał i tę markę. Produkowany był w Japonii od 1945 roku. Założyciel firmy znanej obecnie bardziej z elektroniki - Konosuke Matsuhita jako dziecko był adoptowany przez rodzinę będącą właścicielami małego sklepu rowerowego. Chłopak tak pokochał rowery, że poem jako właściciel rozwijającej się firmy nie godził się na produkcję niskiej jakości sprzętu. Stalowe ramy oraz opony rowerowe miały opinię bardzo lekkich i solidnych. W latach 70 produkował ramy dla innych znanych firm, m.in. Schwinna, a od połowy lat osiemdziesiątych zaczął robić rowery MTB. Po przeniesieniu produkcji na Tajwan jakość znacznie siadła, a gdy okazało się, że rowery są najmniej dochodową "działką" w korporacji Panasonic, zaprzestano ich produkcji.
Miyata. Firma z ponad stuletnią tradycją wyspecjalizowana w rowerach szosowych. U nas znana jest bardziej marka Koga-Miytata należąca do holenderskiej firmy, która korzysta z ram i technologii Japończyków.
Univega. Założona w połowie lat siedemdziesiątych przeszła skomplikowaną drogę. W Japonii produkowała dla Univegi firma Miyata, a rowery z serii Alpina, znane do dziś, były robione od początku lat 80! W połowie lat dziewięćdziesiątych Univega została kupiona przez brytyjską korporację Derby razem z inną, kiedyś mocną, marką japońską Nishiki. Ponieważ Derby było też właścicielem Raleigh, w 2001 roku zdecydowano o zaprzestaniu produkcji Univegi oraz Nishiki. Obie marki zostały reaktywowane, ale ich udział w rynku jest znacznie mniejszy niż kiedyś. Nishiki specjalizuje się w sprzęcie miejsko-turystycznym i sprzedawany jest Skandynawii, a Univega trafiła chyba do Niemców, a dystrybuowana jest również Polsce przez Akusa.