Zjazdowe zabawy Shimano

Drukuj

Airines wprowadzono do masowej produkcji w sezonie 2000 w ilości limitowanej, ponieważ grupa docelowa miała się ograniczać do wyspecjalizowanych zawodników DH.

Jak wiemy grupa Airlines przeminęła z wiatrem i to z wiatrem mającym konkretne ciśnienie – patent wydawał się być sztuką dla sztuki – nie wnosił niczego niezwykłego poza tym, że system był inny, nowatorski, robił wrażenie i niestety zawodził. A od ekspresowej zmiany biegów zjazdowcy nie pokonywali tras ani szybciej ani płynniej. Przerzutka RD AR-01 pracowała ze specjalnie zaprojektowaną kasetą (nie wiem na czym ta wyjątkowość miała polegać – wyglądała jak zwykła 7-rzędówka z zakresem 11-26 zębów). Kulą u nogi, a właściwie w tym wypadku „puszką u ramy” był półlitrowy pojemnik mocowany do ramy za pomocą aluminiowego uchwytu, który z kolei przytwierdzano standardowymi śrubami w miejscu dziur na koszyk bidonu. To również było dość uciążliwe, bo przecież ramy rowerów zjazdowych miewają przeróżne kształty i nie do każdej pojemnik będzie pasował. Grupa zniknęła z oferty po jednym sezonie. Jednak Ailines to było tylko małe intro do patentu, który nie przetrwał prób i nawet nie otrzymał swojej nazwy.

Mimo wielogodzinnego googlowania nie udało mi się znaleźć w necie żadnych informacji potwierdzających istnienia prototypowej konstrukcji hamulców tarczowych Shimano chłodzonych wodą. Ich powstanie było owiane jeszcze większą tajemnicą niż słynny system Airlines, ale tak jak on testowany był na zawodach Pucharu Świata równo dekadę temu. Za hamowanie odpowiadały tu cztery wielkie tłoczki schowane w masywnym korpusie. Tarły one o... dwie cienkie tarcze hamulcowe znajdujące się równolegle obok siebie w odległości kilku milimetrów. Jeden klocek za pomocą dwóch tłoczków tarł o część zewnętrzną jednej tarczy, drugi o drugą. Między tarczami zainstalowany był jeszcze jeden dodatkowy nieruchomy klocek! W ten sposób podwojono powierzchnię powstawania i odprowadzania ciepła, a należy pamiętać, że w tamtych czasach niemożliwość wyeliminowania niebezpiecznego grzania się hamulców była głównym problemem konstruktorów.



Jeszcze ciekawiej jednak robi się, gdy spojrzymy na system chłodzenia. W miejscu pod siodełkiem znajdowała się... tak! chłodnica wielkości małej torebki podsiodłowej, w której gromadziła się podgrzana, lekka woda spływająca z rozgrzanych hamulców. W chłodnicy ciecz traciła temperaturę, robiła się cięższa i wracała z powrotem za pomocą specjalnego wentyla do korpusu hamulca.

Hamulce testowano podczas zawodów PŚ osobno na przód i osobno na tył, ale ponieważ do 70% energii przy hamowaniu wytwarza przedni hamulec, japońscy inżynierowie byli bliżej decyzji wprowadzenia do użytku tylko jednej wersji frontowej. Z jakiegoś powodu pomysłu nie wcielono w życie. Za wysoka cena? Za duża awaryjność? Wprowadzenie mniej skomplikowanych systemów rozwiązało problem? A może wszystko naraz? Tego nie potrafię stwierdzić, ale wiem na pewno, że dzięki tak odważnym wynalazkom jak zmiana biegów w systemie na sprężone powietrze lub chłodzone wodą tarczówki, rowery zjazdowe dekadę temu nie bez powodu zaczęto nazywać Formułą 1 kolarstwa górskiego. Dziś to stwierdzenie używane jest trochę na wyrost, ale kiedyś DH faktycznie stanowiło pole doświadczalne dla konstruktorów.

Foto arch. BikeAction, nr 25