ZPT: hydrauliczne V-brakei

Z cyklu ZPT, czyli Zapomniane Patenty Technologiczne

Drukuj

Inżynierowie branży rowerowej zanim doprowadzili kolarstwo do obecnego stanu zaawansowania technologicznego - eksperymentowali. Niektóre z wynalazków zmieniły oblicze cyklistyki, inne okrzyknięto rewolucyjnymi, ale rynek ich nie przyjął, jeszcze inne przeszły zupełnie bez echa.

Dzisiaj przerzutki, system A-head, hamulce tarczowe, amortyzacja, pedały zatrzaskowe nie budzą emocji, są normalnym elementem wyposażenia roweru. Jednak to, co teraz wydaje się standardem, jeszcze kilka lat temu rodziło się w bólach metodą prób i błędów.

Jednym z owych „marzeń” i wyzwań stojących przed ludźmi tworzącymi rowery górskie było stworzenie odpowiednio skutecznych i mocnych hamulców. W erze przedinternetowej, a więc w połowie lat dziewięćdziesiątych Shimano wprowadziło hamulce V-brake wypierając w ciągu kilku sezonów zasłużone cantilevery. V-brake hamowały 30% mocniej, a zarazem odznaczały się niezwykle prostą konstrukcją. Używano ich nawet w downhillu. Jedyną alternatywą dla topowych V-braków Shimano XTR, a później XT wyróżniających się prowadzeniem klocków równolegle do obręczy były wypusty niemieckiego producenta hamulców hydraulicznych Magura. Żółte Magury stanowiły absolutny przedmiot pożądania tysięcy rowerzystów na całym świecie oraz były standardowym wyposażeniem rowerów czołówki zawodników XC.

W roku 1996 na targach Eurobike jedną z największych sensacji okrzyknięto nowe hamulce firmy Wendler – HYDRAULICZNE V-BRAKI. Pomysł był prosty i polegał na mądrym zaadaptowaniu istniejących rozwiązań. Konstruktor i właściciel firmy: Jochen Wendler połączył prostotę konstrukcji hamulców typu V z systemem hydraulicznym. Jeden tłoczek zamontował w dźwigni hamulcowej, a drugi w miejscu łączenia ramion (tam, gdzie w „normalnych” V-brakach jest gumowa harmonijka). Hamulce Wendlera były dużo prostsze od Magury, w których klocki cofają się za pomocą sprężyn powrotnych umieszczonych w tłoczkach. W nowym patencie ramiona wracały do pozycji wyjściowej w sposób typowy dla V-braków, a więc za pomocą prostych sprężyn zewnętrznych – takich jak w Shimano.



Co ciekawe: w hamulcach Wendlera wymiana klocków była tak prosta jak w Magurze, bez zbędnych ustawień i regulacji, a szczęki wypinało się w sposób identyczny jak w klasycznych V-brakach. Konstruktor pomyślał o takich detalach jak regulacja odległości klocków od obręczy oraz regulacja odległości dźwigni od kierownicy. Komplet ważył 388 gram, więc jakieś 30-40 gram więcej od topowych rozwiązań Shimano i kosztować miał na owe czasy 300 marek (przód i tył), czyli jakieś 600 złotych, co stanowiło cenę konkurencyjną dla Magury. Hamulce nazwano Wendler Power-Brake MT1. Dostępne były w trzech wariantach kolorystycznych: pomarańczowym, srebrnym i czarnym. Trafiły do masowej produkcji w 1997 roku i od razu zebrały ciepłe recenzje prasy. Łączyły w sobie najlepsze cechy precyzyjnej hydrauliki z prostotą V-Brake, a do tego były relatywnie tanie i lekkie... A jednak dziś prawie nikt nie pamięta o panu Wedlerze i jego unikalnym pomyśle.

Po zaledwie dwóch sezonach hamulce zniknęły z rynku. Nie wiem dlaczego. Nie znalazłem późniejszych publikacji na ten temat, ale myślę, że problem tkwił raczej po stronie prowadzenia biznesu, niż w samym produkcie. Wendlerowi już wcześniej nie udało się wdrożyć swoich pomysłów w życie. Jego innowacyjna przerzutka dwa lata wcześniej doczekała się tylko wersji prototypowej. Hydrauliczne V-ki mogły okazać się przebojem i nawet po „tarczowej rewolucji” znalazłyby swoje miejsce w trekkingu, albo rowerach miejskich. Stało się jednak inaczej, a szkoda. Miałem okazję przejechać się na rowerze z zamontowanym Power Brake i pamiętam, że modulacja oraz siła hamowania zrobiły na mnie wrażenie.

* foto: skan z niemieckiego magazynu Bike 10/1997