Rowerem w czasy kryzysu (będzie dobrze, tylko inaczej)

Drukuj
Tomasz Makula

Dlaczego rower może okazać się częścią społeczno-gospodarczej rewolucji i w jaki sposób ma szansę pomóc w czasie kryzysu?

Ostatnie tygodnie przynoszą nieustające raporty z frontu walki z koronawirusem, przeplatane doniesieniami o nadchodzącym kryzysem gospodarczym i recesji. Łatwo od tego wszystkiego oszaleć, szczególnie, kiedy sami znajdujemy się w niepewnym ekonomicznie położeniu. Na początku cała ta sytuacja może przybierać wyłącznie czarne barwy, jednak wszechobecny kryzys można spróbować oswoić. 

Szczerze? Widmo kryzysu gospodarczego wisiało nad nami już jakiś czas. Cytując popularnego mema "Andrzeju, to musi jeb***" - no właśnie, system gospodarczy dążący do ciągłego wzrostu prędzej czy później musi się skończyć, dojść do ściany, od której trzeba się odwrócić. I wtedy pojawia się recesja, która wcale nie znaczy, że z dnia na dzień zaczniemy cierpieć głód. Warto sobie w tym miejscu uświadomić, że ciągły wzrost PKB nie oznacza, że życie będzie bardziej dostatnie, a my szczęśliwsi - niestety opieranie ogólnopojętego dobrobytu tylko o wzrost PKB mija się z celem. Może to zatem dobry moment na małą rewolucję świadomości, zajrzenie w siebie i zrewidowanie swoich rzeczywistych potrzeb. W nowej, kryzysowej rzeczywistości, szczególnie ważne jest nasze samopoczucie i kondycja, dlatego paradoksalnie, kryzys moze oznaczać więcej miejsca na rower. Branża rowerowa nie przestanie być potrzebna, chociaż nie obejdzie się bez koniecznych zmian.

Koronawirus zadziałał na gospodarkę dość "zero-jedynkowo" - po prostu wyłączył na pewnych polach konsumpcję, zmusił nas do adaptacji, np. do przeniesienia swoich działań do internetu, do rozpoczęcia świadczenia usług "pod drzwi" i innych podobnych zabiegów. Niestety ostatnie dni pokazały, że na lockdownie mocno może ucierpieć świat zawodowego kolarstwa (mamy tu na myśli chociażby konferencję Dariusza Miłka i głosy sugerujące konieczność zamknięcia projektu CCC Team, w związku z odwołanymi imprezami i brakiem telewizyjnych transmisji). Jesteśmy pewni, że wszystko jednak na polu sportu zawodowego da się odbudować, być może w bardziej skromnej formule? Pożyjemy, zobaczymy - faktem jest, że jako społeczeństwa mamy teraz nieco ważniejsze problemy na głowie niż zawieszone Paris - Roubaix (nad którym sam ubolewam, bo to mój ukochany wyścig i w tym roku miał mi towarzyszyć w świętowaniu urodzin).

Czy czeka nas rewolucja świadomości?

Wśród wstrząsających doniesień odnośnie koronawirusa dało się znaleźć też pewne plusy, wynikające bezpośrednio z zahamowania naszych "ludzkich" aktywności, produkcji, itd. W kilka tygodni środowisko naturalne zaczęło się oczyszczać, zdjęcia satelitarne odnotowały znaczący spadek zanieczyszczenia powietrza nad Chinami, które w lutym wstrzymały znaczną część produkcji. W kanałach Wenecji woda oczyściła się na tyle, że pojawiły się tam ryby. Natura przyszła po swoje - po to, co jej od dziesiątek lat z chciwością zabieraliśmy. W idealnym scenariuszu moglibyśmy powiedzieć, że jest to dobry moment do zmiany stylu życia i okiełznania rozbuchanego konsumpcjonizmu, który wcale nie oznacza żadnej ascezy, tylko więcej zdroworozsądkowych wyborów - jednym z nich, w nowej rzeczywistości, będzie rower jako środek transportu.

Idealny środek komunikacji w czasach kryzysu

Oczywiście my i Wy wiedzieliśmy o powyższym, zanim to będzie modne - i tu możemy sobie przybić wysoką pionę. O tym jak genialnym w swej konstrukcji jest rower każdy wie - napędzany siłą naszych mięśni dwukołowiec jest ekonomiczny, a w miejsce lania benzyny do baku możemy sobie wrzucić banana czy w w najbardziej hedonistycznej wersji drożdżóweczkę / pączusia / czekoladę. Roweru nie musimy obowiązkowo ubezpieczać, więc kolejne złotówki zostają w portfelu. Miejskie dojazdy do pracy pozwalają zachować dobrą kondycję zarówno fizyczną, jak i psychiczną, bo przecież ruch genialnie wpływa na rozładowanie stresu - a tego w obecnym momencie nam akurat nie brakuje.

No i sprawa koronawirusa - jazda rowerem jest stosunkowo bezpieczna, porównując chociażby do przemieszczania się komunikacją zbiorową. O tym zresztą mówiliśmy / pisaliśmy na portalu już kilkukrotnie. 

Nowy czy używany - i tak pomoże!

Chociaż w czasach recesji dwa razy zastanowimy się, zanim wydamy na coś pieniądze, wcale nie znaczy to, że producenci rowerów nie będą ich sprzedawać - popyt na nowe rowery pewnie nieco spadnie, ale naszym zdaniem nadal będzie istniał - bo rower można traktować jako inwestycję, którą uzasadnia powyższy akapit. Poza tym po raz kolejny podkreślamy - ruch na rowerze pomaga się wyluzować, na pewno bardziej skutecznie niż granie na konsoli czy oglądanie TV.

Jeśli chcecie zaoszczędzić, to pamiętajcie o czymś tak genialnym jak rynek wtórny. Kupując rower używany, wbrew pozorom możesz wspierać ogólnopojęty rynek rowerowy - spójrz dookoła, na pewno gdzieś w sąsiedztwie masz sklep / serwis rowerowy, który przez epidemię może mieć kłopoty finansowe. Zadzwoń do nich, umów się na serwis Twojego nowo-używanego bolidu. Wspierajmy miejsca, które są w jakiś sposób wartościowe, za którymi stoją ludzie robiący coś z pasji. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku, czy lepiej byłoby napisać - na tym samym rowerze. To też tyczy się ulubionych restauracji, kawiarni, może lokalnego sklepu z płytami?

Nie napiszę, że zmiana rzeczywistości należy do nas, bo byłoby to utopijne życzenie - za obecny porządek (chociaż raczej powinienem napisać burdel) świata odpowiada garstka najbogatszych. My natomiast możemy trochę utrzeć im nosa i mieć się po prostu lepiej niż ktokolwiek by się tego spodziewał. Tego życzę i Wam i sobie - nasi drodzy czytelnicy bikeworld.pl.