Dla Spartacusa było to bardzo ważne zwycięstwo, odniesione po poważnej kontuzji. W trakcie Ronde Van Vlaanderen Szwajcar złamał obojczyk i długo dochodził do pełnej formy. Jeszcze na Tour de Suisse przegrał czasówkę z Peterem Saganem (Liquigas-Cannondale), ale w sobotę w Liege nie było na nieco mocnych.
Dla Cancellary było to już piąte zwycięstwo odniesione na prologu. Pierwsza wygrana przyszła jeszcze w 2004 roku, także w Liege. Potem kolarz Radioshack Nissan wygrywał jeszcze w Londynie w 2007 roku, Monaco w 2009 roku i Rotterdamie rok później.
"To zwycięstwo daje mi wiele motywacji na kolejne etapu. Ostatnio miałem bardzo ciężki okres i chyba nie mogłem wymarzyć sobie lepszego początku. Presja odeszła" - powiedział po etapie zwycięzca, "wygrać tutaj po ośmiu latach jest naprawdę wyjątkowe" - dodał.
Cancellara zdecydowanie pokonał swoich rywali. Na trasie o długości 6.4 kilometra o 7 sekund wyprzedził Bradleya Wigginsa (Team Sky). Brytyjczyk, z kolei, choć nie wygrał etapu, to pojechał najlepiej z faworytów wyścigu, uzyskując nad nimi przewagę nie tylko sekund, ale też psychologiczną. Wiggins nad Denisem Mienszowem (Katiusza) uzyskał 6 sekund przewagi, nad Cadelem Evansem (BMC Racing) 10, a nad Vincenzo Nibalim (Liquigas-Cannondale) i Ryderem Hesjedalem (Garmin-Sharp) 11 sekund. Brytyjczyk jest więc w komfortowej sytuacji przed kolejnymi etapami, mając przewagę, ale wciąż jego ekipa nie musi się martwić, by kontrolować peleton.
Podczas płaskiego prologu w Liege organizatorzy nie przewidzieli żadnych premii górskich, na których kolarze mogli by walczyć o punkty i koszulkę w grochy. Dlatego też na podium i dekoracji najlepszego górala pojawił się... Lucien Van Impe. Belg to zwycięzca Wielkiej Pętli z 1976 roku i sześciokrotny zwycięzca klasyfikacji górskiej wyścigu.
W Liege do historii przeszedł, z kolei, George Hincapie (BMC Racing). Amerykanin stanął na starcie Tour de France po raz 17, bijąc przy tym rekord Joopa Zoetemelka, który startował 16 razy. Hincapie ukończył do tej pory 15 z wcześniejszych 16 wyścigów, wycofując się tylko z pierwszego.
Fot.: Sirotti
Dla Cancellary było to już piąte zwycięstwo odniesione na prologu. Pierwsza wygrana przyszła jeszcze w 2004 roku, także w Liege. Potem kolarz Radioshack Nissan wygrywał jeszcze w Londynie w 2007 roku, Monaco w 2009 roku i Rotterdamie rok później.
"To zwycięstwo daje mi wiele motywacji na kolejne etapu. Ostatnio miałem bardzo ciężki okres i chyba nie mogłem wymarzyć sobie lepszego początku. Presja odeszła" - powiedział po etapie zwycięzca, "wygrać tutaj po ośmiu latach jest naprawdę wyjątkowe" - dodał.
Cancellara zdecydowanie pokonał swoich rywali. Na trasie o długości 6.4 kilometra o 7 sekund wyprzedził Bradleya Wigginsa (Team Sky). Brytyjczyk, z kolei, choć nie wygrał etapu, to pojechał najlepiej z faworytów wyścigu, uzyskując nad nimi przewagę nie tylko sekund, ale też psychologiczną. Wiggins nad Denisem Mienszowem (Katiusza) uzyskał 6 sekund przewagi, nad Cadelem Evansem (BMC Racing) 10, a nad Vincenzo Nibalim (Liquigas-Cannondale) i Ryderem Hesjedalem (Garmin-Sharp) 11 sekund. Brytyjczyk jest więc w komfortowej sytuacji przed kolejnymi etapami, mając przewagę, ale wciąż jego ekipa nie musi się martwić, by kontrolować peleton.
Podczas płaskiego prologu w Liege organizatorzy nie przewidzieli żadnych premii górskich, na których kolarze mogli by walczyć o punkty i koszulkę w grochy. Dlatego też na podium i dekoracji najlepszego górala pojawił się... Lucien Van Impe. Belg to zwycięzca Wielkiej Pętli z 1976 roku i sześciokrotny zwycięzca klasyfikacji górskiej wyścigu.
W Liege do historii przeszedł, z kolei, George Hincapie (BMC Racing). Amerykanin stanął na starcie Tour de France po raz 17, bijąc przy tym rekord Joopa Zoetemelka, który startował 16 razy. Hincapie ukończył do tej pory 15 z wcześniejszych 16 wyścigów, wycofując się tylko z pierwszego.
Fot.: Sirotti