"Dziś bardzo pragnąłem zwycięstwa etapowego, na pewno. Kilka dni temu, gdy finiszowałem za kolarzem Farnese Vini [Matteo Rabottinim], ludzie mówili, że podarowałem mu zwycięstwo. Ale ja nic nie daruje, chcę wygrywać" - powiedział tuż po etapie Rodriguez, "chce wygrać wszystko, co mogę" - dodał. Rodriguez w klasyfikacji generalnej wyprzedza o 30 sekund Rydera Hesjedala (Garmin-Barracuda) i o 1.22 Ivana Basso (Liquigas-Cannondale), ale ma świadomość, że ta dwójka jest lepsza na czas i ostatnia czasówka może wiele zmienić - "w chwili obecnej daję sobie 25% szans na zwycięstwo w klasyfikacji generalnej" - powiedział lider wyścigu.
To nie był najlepszy dzień dla dwójki Polaków, którzy mieli pomagać swoim liderom. Zarówno Przemysław Niemiec (Lampre ISD) jak i Sylwester Szmyd (Liquigas-Cannondale) w najważniejszym momencie odpadli czołówki - Niemiec miał problemy z rowerem i nie udało mu się dołączyć do grupy na Passo Forcella, natomiast Szmyd na pierwszych kilometrach Passo Giau zmagał się ze skurczami i samotnie pokonywał kolejne kilometry podjazdu. "Nie przypuszczałem, że zaraz na pierwszych metrach podjazdu skurcze tak mi zblokują nogi, że nie będę mógł przekręcić korbami" - napisał na swoim blogu Szmyd. Jego lider, Ivan Basso, sam musiał nadawać tempo w czołówce, ale jego praca przyniosła zamierzony efekt i grupka szybko się skurczyła.
O sporym szczęściu może mówić Michele Scarponi (Lampre ISD), który w pewnym momencie przegrywał wyścig. Włoch w końcówce podjazdu na Giau także zmagał się ze skurczami i na zjeździe nie był w stanie odrobić strat, które w pewnym momencie sięgnęły pół minuty. Brak zdecydowania rywali i odrodzenie Scarponiego pozwoliło mu jednak na dołączenie do czołówki na zaledwie 2 km przed metą i obronę swojej pozycji w klasyfikacji generalnej. "Przeklęte skurcze" - złościł się po etapie Scarponi, który w obecności dziennikarzy wciąż walczył z bólem.
Rewelacją tegorocznego wyścigu jest drugi kolarz klasyfikacji generalnej, Ryder Hesjedal, i choć Kanadyjczyk bardzo dobrze jeździ na czas, to jednak Ivan Basso przestrzega przed ogłaszaniem go zwycięzcą wyścigu. "Zobaczymy, czy przetrzyma piątkowy i sobotni etap" - mówił lider Liquigas-Cannondale, "te dwa etapy pokażą, kto wygra" - dodał. Do kolarza Garmin-Barracuda Basso traci 52 sekundy.
Fot.: Sirotti
To nie był najlepszy dzień dla dwójki Polaków, którzy mieli pomagać swoim liderom. Zarówno Przemysław Niemiec (Lampre ISD) jak i Sylwester Szmyd (Liquigas-Cannondale) w najważniejszym momencie odpadli czołówki - Niemiec miał problemy z rowerem i nie udało mu się dołączyć do grupy na Passo Forcella, natomiast Szmyd na pierwszych kilometrach Passo Giau zmagał się ze skurczami i samotnie pokonywał kolejne kilometry podjazdu. "Nie przypuszczałem, że zaraz na pierwszych metrach podjazdu skurcze tak mi zblokują nogi, że nie będę mógł przekręcić korbami" - napisał na swoim blogu Szmyd. Jego lider, Ivan Basso, sam musiał nadawać tempo w czołówce, ale jego praca przyniosła zamierzony efekt i grupka szybko się skurczyła.
O sporym szczęściu może mówić Michele Scarponi (Lampre ISD), który w pewnym momencie przegrywał wyścig. Włoch w końcówce podjazdu na Giau także zmagał się ze skurczami i na zjeździe nie był w stanie odrobić strat, które w pewnym momencie sięgnęły pół minuty. Brak zdecydowania rywali i odrodzenie Scarponiego pozwoliło mu jednak na dołączenie do czołówki na zaledwie 2 km przed metą i obronę swojej pozycji w klasyfikacji generalnej. "Przeklęte skurcze" - złościł się po etapie Scarponi, który w obecności dziennikarzy wciąż walczył z bólem.
Rewelacją tegorocznego wyścigu jest drugi kolarz klasyfikacji generalnej, Ryder Hesjedal, i choć Kanadyjczyk bardzo dobrze jeździ na czas, to jednak Ivan Basso przestrzega przed ogłaszaniem go zwycięzcą wyścigu. "Zobaczymy, czy przetrzyma piątkowy i sobotni etap" - mówił lider Liquigas-Cannondale, "te dwa etapy pokażą, kto wygra" - dodał. Do kolarza Garmin-Barracuda Basso traci 52 sekundy.
Fot.: Sirotti