Do kraksy, tym razem nie tak groźnej jak na trzecim etapie, doszło tuż przed metą, na ostatnim zakręcie 300 metrów przed kreską. Głównym winowajcą zamieszania był Filippo Pozzato (Farnese Vini-Selle Italia), który podciął Matta Gossa (GreenEdge), a za nimi poleciało kilku kolejnych kolarzy. Zamieszanie, jakie powstało, wykorzystał Francisco Ventoso (Movistar), który jechał za plecami faworytów, a po ich kraksie wysunął się na prowadzenie. Hiszpan wygrał sprinterski finisz, pokonując Fabio Felline (Androni Giocattoli) i Giacomo Nizzolo (RadioShack-Nissan). Podium 9. etapu było więc bardzo zaskakujące.
"Zaryzykowałem w końcówce, ale miałem przy tym też trochę szczęścia" - powiedział po etapie zwycięzca. O kolejnej kraksie wypowiadał się bez emocji, zrzucając winę po części na samych kolarzy - "organizatorzy nie mogą przecież zrobić pięciokilometrowej prostej przed metą. Dziś to kolarze popełnili błąd. Nikt nie chciał odpuścić, a to dlatego, że jesteśmy pod presją, musimy wygrywać" - przyznał. Ze swojego wyścigu był bardzo zadowolony, przyznając, że wygrana etapowa była jego celem przed startem wyścigu - "przyjechałem na Giro, żeby wygrać etap. Teraz mogę skupić się na pomaganiu Benatowi Intxausti, który jest liderem naszej ekipy" - powiedział Ventoso.
Sprawcą całego zamieszania był Pozzato, który szybko przyznał się do winy. To właśnie Pozzato podciął Matta Gosa (Orica GreenEdge), a za Australijczykiem upadło kilkunastu kolarzy. "To moja wina, przyznaje się. W ostatnim zakręcie wpadłem na Gossa, który wszedł trochę za szybko w ten zakręt. Nagle zobaczyłem go przed sobą i już nic nie mogłem zrobić" - powiedział Pozzato. Jak się potem okazało, Włoch doznał poważnej kontuzji, która wykluczyła go z dalszej rywalizacji - "szkoda, że muszę opuścić wyścig, czułem, że moja forma jest dobra i będę walczył o zwycięstwo etapowe" - powiedział kolarz Farnese Vini-Selle Italia, który doznał pęknięcia kości nadgarstka.
Pech nie ominął też Tomasza Marczyńskiego (Vacansoleil DCM), który leżał w tej samej kraksie. Mistrz Polski neifortunnie rozciął rękę i założono mu 11 szwów na ranę.
Po raz kolejny na asfalcie leżał też Mark Cavendish (Team Sky), któremu już drugi finisz przepadł z powodu kraksy.
Fot.: Sirotti
"Zaryzykowałem w końcówce, ale miałem przy tym też trochę szczęścia" - powiedział po etapie zwycięzca. O kolejnej kraksie wypowiadał się bez emocji, zrzucając winę po części na samych kolarzy - "organizatorzy nie mogą przecież zrobić pięciokilometrowej prostej przed metą. Dziś to kolarze popełnili błąd. Nikt nie chciał odpuścić, a to dlatego, że jesteśmy pod presją, musimy wygrywać" - przyznał. Ze swojego wyścigu był bardzo zadowolony, przyznając, że wygrana etapowa była jego celem przed startem wyścigu - "przyjechałem na Giro, żeby wygrać etap. Teraz mogę skupić się na pomaganiu Benatowi Intxausti, który jest liderem naszej ekipy" - powiedział Ventoso.
Sprawcą całego zamieszania był Pozzato, który szybko przyznał się do winy. To właśnie Pozzato podciął Matta Gosa (Orica GreenEdge), a za Australijczykiem upadło kilkunastu kolarzy. "To moja wina, przyznaje się. W ostatnim zakręcie wpadłem na Gossa, który wszedł trochę za szybko w ten zakręt. Nagle zobaczyłem go przed sobą i już nic nie mogłem zrobić" - powiedział Pozzato. Jak się potem okazało, Włoch doznał poważnej kontuzji, która wykluczyła go z dalszej rywalizacji - "szkoda, że muszę opuścić wyścig, czułem, że moja forma jest dobra i będę walczył o zwycięstwo etapowe" - powiedział kolarz Farnese Vini-Selle Italia, który doznał pęknięcia kości nadgarstka.
Pech nie ominął też Tomasza Marczyńskiego (Vacansoleil DCM), który leżał w tej samej kraksie. Mistrz Polski neifortunnie rozciął rękę i założono mu 11 szwów na ranę.
Po raz kolejny na asfalcie leżał też Mark Cavendish (Team Sky), któremu już drugi finisz przepadł z powodu kraksy.
Fot.: Sirotti