Cavendish po raz kolejny udowodnił, że w chwili obecnej jest najlepszym sprinterem na świecie. Mimo iż wciąż nie doszedł do siebie po kraksie z 3. etapu. "Nie spałem dziś dużo" - powiedział, "w trakcie etapu czułem się zmęczony i nie byłem w pełni sił" - mówił. Tuż po minięciu linii mety Cavendish został przywitany przez swoją partnerkę, Petę Todd i ich nowonarodzoną córkę. "Nie ma nic piękniejszego niż trzymanie własnego dziecka na rękach" - cieszył się kolarz Team Sky. Cavendish, który wcześniej zakładał koszulkę lidera klasyfikacji punktowej przyznał, że ciężko będzie mu odrobić straty do Matta Gossa, gdyż wiele punktów stracił właśnie przez kraksę. Po dzisiejszym etapie kolarz Orica GreenEdge wyprzedza Cavendisha o 12 punktów.
Dużą zasługę w jego zwycięstwach mają jednak koledzy z ekipy, bez których Cavendish nie byłby tam, gdzie jest na ostatnich metrach wyścigu. "Ekipa wykonała wspaniałą pracę na ostatnich metrach" - przyznał Cavendish. Szczególnie chwalił Gerainta Thomasa, z którym ściga się od kilkunastu lat, i który jest jego ostatnim rozprowadzającym przed finiszem. To właśnie Thomas doprowadził dziś Cavendisha bezpiecznie na ostatnie 200 metrów, na których Brytyjczyk rozpoczął finisz. Cave
Właśnie na kolegów Cavendisha, jako największą jego broń, wskazują kolarze Orica GreenEdge, z Mattem Gossem, który dziś przegrał z Brytyjczykiem. "Cavendish bez wątpienia jest najsilniejszym sprinterem w peletonie" -mówił lider klasyfikacji punktowej, "ale gdybym nie wierzył w pokonanie go, nie stawałbym do walki" - dodał. Australijczyk wygrał trzeci etap, na którym doszło do kraksy, ale za każdym razem w bezpośredniej walce to Cavendish był górą.
Brett Lancaster (Orica GreenEdge), uważa, że Cavendisha można jednak pokonać. "Cavendish to znakomity sprinter, ale jeśli się go zaskoczy, można go pokonać. Trzeba jednak sprawić, żeby był za naszymi plecami, nieco przyblokowany, wtedy mamy szanse. Jeśli jednak Cavendish jest na czele, nie ma szans, by go wyprzedzić" - twierdzi Australijczyk, który jest ostatnim pomocnikiem Gossa.
Pech nie opuszcza Taylora Phinneya (BMC Racing). Amerykanin, który wczoraj stracił koszulkę lidera wyścigu, dziś znów leżał w jednej z kraks, jednak na szczęście tym razem obyło się bez poważniejszych urazów i kolarz BMC Racing szybko wskoczył z powrotem na rower. Od tego momentu zaczęły się jednak jego problemy. Peleton podkręcił tempo, goniąc uciekinierów, a Phinney pozostał sam. Początkowo próbował gonić zasadniczą grupę, ale w końcu poddał się. Na mecie zameldował się ze stratą 12.02 do zwycięzcy i jego marzenia o koszulce lidera, czy choćby białej koszulce najlepszego młodzieżowca, prysły. "Przez cały dotychczasowy sezon nie miałem żadnej kraksy, a tu - proszę, każdego dnia" - zastanawiał się Phinney, "z drugiej strony, straciłem dziś sporo czasu, a przecież nie przyjechałem tu walczyć o klasyfikację generalną. Dlatego teraz skupię się na kolejnych etapach" - zakończył.
Fot.: Sirotti
Dużą zasługę w jego zwycięstwach mają jednak koledzy z ekipy, bez których Cavendish nie byłby tam, gdzie jest na ostatnich metrach wyścigu. "Ekipa wykonała wspaniałą pracę na ostatnich metrach" - przyznał Cavendish. Szczególnie chwalił Gerainta Thomasa, z którym ściga się od kilkunastu lat, i który jest jego ostatnim rozprowadzającym przed finiszem. To właśnie Thomas doprowadził dziś Cavendisha bezpiecznie na ostatnie 200 metrów, na których Brytyjczyk rozpoczął finisz. Cave
Właśnie na kolegów Cavendisha, jako największą jego broń, wskazują kolarze Orica GreenEdge, z Mattem Gossem, który dziś przegrał z Brytyjczykiem. "Cavendish bez wątpienia jest najsilniejszym sprinterem w peletonie" -mówił lider klasyfikacji punktowej, "ale gdybym nie wierzył w pokonanie go, nie stawałbym do walki" - dodał. Australijczyk wygrał trzeci etap, na którym doszło do kraksy, ale za każdym razem w bezpośredniej walce to Cavendish był górą.
Brett Lancaster (Orica GreenEdge), uważa, że Cavendisha można jednak pokonać. "Cavendish to znakomity sprinter, ale jeśli się go zaskoczy, można go pokonać. Trzeba jednak sprawić, żeby był za naszymi plecami, nieco przyblokowany, wtedy mamy szanse. Jeśli jednak Cavendish jest na czele, nie ma szans, by go wyprzedzić" - twierdzi Australijczyk, który jest ostatnim pomocnikiem Gossa.
Pech nie opuszcza Taylora Phinneya (BMC Racing). Amerykanin, który wczoraj stracił koszulkę lidera wyścigu, dziś znów leżał w jednej z kraks, jednak na szczęście tym razem obyło się bez poważniejszych urazów i kolarz BMC Racing szybko wskoczył z powrotem na rower. Od tego momentu zaczęły się jednak jego problemy. Peleton podkręcił tempo, goniąc uciekinierów, a Phinney pozostał sam. Początkowo próbował gonić zasadniczą grupę, ale w końcu poddał się. Na mecie zameldował się ze stratą 12.02 do zwycięzcy i jego marzenia o koszulce lidera, czy choćby białej koszulce najlepszego młodzieżowca, prysły. "Przez cały dotychczasowy sezon nie miałem żadnej kraksy, a tu - proszę, każdego dnia" - zastanawiał się Phinney, "z drugiej strony, straciłem dziś sporo czasu, a przecież nie przyjechałem tu walczyć o klasyfikację generalną. Dlatego teraz skupię się na kolejnych etapach" - zakończył.
Fot.: Sirotti