Fortuna torem się toczy

Historia i przyszłość toru kolarskiego BGŻ Arena w Pruszkowie

Drukuj

Kolarski tor w Pruszkowie to największa duma Polskiego Związku Kolarskiego. Wspaniałe dziecko musi być jednak utrzymywane, a tutaj zaczynają się poważne problemy. Wart 100mln zł obiekt może nawet zostać sprzedany.

Kolarski tor w Pruszkowie to największa duma Polskiego Związku Kolarskiego. Wspaniałe dziecko musi być jednak utrzymywane, a tutaj zaczynają się poważne problemy. Wart 100mln zł obiekt może nawet zostać sprzedany.Pruszkowski kompleks sportowy, przeznaczony do przeprowadzania wszystkich możliwych konkurencji torowej rywalizacji, to jeden z trzech najnowocześniejszych obiektów tego typu na świecie. Nawierzchnia z sosny syberyjskiej oraz specjalna konstrukcja toru sprawiają, że jest jednocześnie jednym z najszybszych i już niejednokrotnie padały na nim kolejne rekordy. Wszystko byłoby więc dobrze, gdyby nie jedna drobna rzecz. Pieniądze.

Wykonawcą BGŻ Arena było przedsiębiorstwo Mostostal Puławy, które wspiera również amatorską grupę kolarską o tej samej nazwie. Ministerstwo Sportu pokryło koszty inwestycji w 97 procentach. PZKol poczynił więc niemal symboliczne (jak na skalę budowli) wsparcie. Od tego czasu nie tylko narasta dług za koszty bieżącego utrzymania obiektu (w miesiącach zimowych wynoszą one nawet ok. 120 tys. zł miesięcznie), ale również za dodatkowe roboty, które odbywały się na torze. Tych Ministersto już nie ma zamiaru pokryć, a PZKol deklaruje balansowanie na skraju bankructwa. Ich łączny koszt wynosi zaś ok. 6mln zł. Na wniosek wierzyciela zlicytować obiekt może komornik. – Nie możemy umorzyć tego długu – mówi Tadeusz Rybak, prezes Mostostalu Puławy.

Dodatkowo sytuację PZKol pogarsza fakt, że w tym roku otrzyma o 3mln zł mniej dotacji z ministerstwa niż w latach ubiegłych. Długu wobec Mostostalu związek nie jest więc w stanie spłacić bez pomocy Ministerstwa Sportu.


Historia długu
Inicjatorem budowy toru był Wojciech Walkiewicz, prezes PZKol-u od 1994 r. Hala BGŻ Arena została otwarta w 2008 r. We wrześniu odbyły się tam mistrzostwa Europy w kolarstwie torowym, a w marcu 2009 r. mistrzostwa świata. Już w marcu 2010 r. prezes Walkiewicz podał się do dymisji ze względu na ogrom długów pruszkowskiego obiektu.

Dostosowanie toru do wymogów UCI pochłonęło dodatkowe koszty w wysokości 5,3mln zł, co było kolejną przyczyną finansowego osłabienia PZKol-u. Dotyczyły one głównie homologacji, bezpieczeństwa przeciwpożarowego, a także montażu szklanej bandy. Resort sportu wycofał się z deklaracji dopłaty do inwestycji, a Mostostal Puławy odszedł z kwitkiem i został z niezapłaconymi rachunkami. Przedsiębiorstwo zdobyło jednak sądownie przyznany nakaz o zapłatę uznający roszczenia. W lutym 2011 r. prezes PZKol Ryszard Szurkowski zgodził się na rozłożenie długu na 5 lat - do złożenia podpisu jednak nie doszło, a w miesiąc później uległy zmianie władze związku. Dlaczego umowa nie została zawarta przez kolejnego prezesa?

Nie mogę podpisać tak skonstruowanej umowy – mówił w "Rzeczpospolitej" obecny prezes PZKol Wacław Skarul. – Po pierwsze, poświadczyłbym nieprawdę, bo związek nie ma takiej sumy, która pozwoliłaby mu spłacić ten dług, po drugie – mam wątpliwości, czy należało taki aneks zawrzeć.

Dodatkowo PZKol wniósł do sądu sprawę o unieważnienie umowy aneksowej. Została ona oddalona, ale związek uparcie złożył apelację. Według prezesa Mostostalu to działanie na zwłokę, które tylko stawia związek w gorszej sytuacji generując wyższe odsetki.

Pod koniec 2010 r. ze sponsorowania związku zrezygnował Bank Gospodarki Żywnościowej, który na wiele lat zagwarantował sobie jednak obecność w nazwie areny. Obrazuje to czysto biznesowe podejście banku, który licząc na duże zyski zainwestował swoje pieniądze. Takie podejście w dzisiejszych czasach nikogo nie dziwi, niemniej większa liczba sponsorów mogłaby pomóc w reklamie i pokryciu przynajmniej bieżących kosztów utrzymania.

Komentarze
Wśród opinii publicznej rozgorzała, po raz kolejny zresztą, burzliwa debaty dotycząca przyszłości toru, możliwych rozwiązań sprawy oraz racjonalności postępowania samego PZKol-u.

- Prace związane z tym torem były bardzo skomplikowane, wystąpiło tam wiele nadużyć i niegospodarnych zachowań - wyjaśnia Beata Bublewicz, parlamentarzystka PO z komisji sportu. - Za te pieniądze można by utrzymać kilka innych obiektów sportowych lub wydać je na inicjatywy sportowe dla dzieci.

Słowa te potwierdza znany komentator Tomasz Jaroński. - Na pewno błędy popełniano już wcześniej. Przede wszystkim, zadłużony Związek nie powinien być właścicielem - podkreśla Jaroński. - Ale przecież wszystkie decyzje podejmowało ministerstwo. Obiekt nie powinien być zlicytowany. Ministerstwo, jak już wydało 100 milionów, to może i kolejne 6 - ocenia dziennikarz, który widzi też inne wyjście sytuacji. - Jeśli już ma być sprzedany, to z zastrzeżeniem, że zostanie zachowane jego kolarskie przeznaczenie. Można też spróbować zagospodarować go w jakiś inny sposób.

Nie cichną również głosy oburzenia z rozmaitych for kolarskich. W większości użytkownicy podkreślają, delikatnie mówiąc, niefrasobliwość działań związku. Większość nie rozumie także, jak 6mln zł może decydować o sprzedaniu tak doniosłej w polskim kolarstwie inwestycji. Niektórzy porównują sytuację BGŻ Arena do stadionów piłkarskich - na ich budowę i utrzymanie zawsze znajdują się pieniądze, podczas gdy relatywnie niewielka dopłata do kolarskiego obiektu stanowi już dla skarbu państwa nie lada problem. Znalazły się również komentarze optujące za szerszym spiskiem - jeden z userów twierdzi bowiem, że takie przeciąganie sprawy oraz sama decyzja o budowie toru nabija kieszeń kilku lub kilkunastu biznesmenów, którzy z rozwojem polskiego sportu mają niewiele wspólnego. Według niektórych cierpimy na tym również my sami, ponieważ inwestycja finansowana była w dużej mierze z podatków nas wszystkich.

Również czytelnicy naszego portalu negatywnie wypowiedzieli się w przeprowadzonej przez nas sądzie o obecnej działalności PZKol-u. 26% oceniło funkcjonowanie związku jako "średnie", podczas gdy 69% nie zostawiło na działaczach suchej nitki oceniając ich pracę mianem "tragedii". Jedynie 5% użytkowników zdecydowało się na wybór opcji "bardzo dobrze wypełnia swoje zadania". W badaniu wzięło udział blisko 900 czytelników, co jednoznacznie świadczy o wysokiej niepopularności działań związku wśród kolarskiej opinii publicznej.


Podsumowanie
Jak to zwykle bywa, na całej sytuacji najbardziej tracą sami sportowcy. Specyficzna budowa toru (szczególnie nawierzchnia z sosny syberyjskiej) wymaga utrzymywania wewnątrz obiektu odpowiedniej temperatury. Każdy stopień w górę przekłada się jednak na wysokość rachunku za ogrzewanie. Nie jest on niski, ponieważ kubatura obiektu wynosi 255 tys. metrów sześciennych. W związku z tym kolarze musieli ostatnio trenować w temperaturach 12-14 stopni, podczas gdy rywalizacja za granicą jest przeprowadzana w warunkach temperaturowych powyżej 20 stopni Celsjusza. W dyscyplinach torowych, gdzie o pozycji na mecie nierzadko decydują tysięczne części sekundy, takie aspekty mają bardzo duże znaczenie.

Remedium na problemy toru jest m.in. organizacja większej liczby imprez, które mogłyby przynosić dochody. Problem wynika jednak z samych podstaw budowy hali - projektanci przewidzieli obiekt jako przeznaczony wyłącznie do użytku kolarskiego, a nie wielofunkcyjnego. W związku z tym przez większość czasu tor nie tylko nie był w stanie mnożyć zysków, ale również zarabiać na siebie.

Wydawać się może, że inwestycja w tor kolarski jest przydatna, ale tylko w przypadku kiedy może się zwrócić - zarówno w postaci finansowej, jak i medali naszych reprezentantów mogących trenować w najlepszych warunkach. O ile kadrowicze na pewno co nieco skorzystali z budowy toru (chociaż obecnie różnie to wygląda), to już samo finansowanie ośrodka nie było do końca przemyślane. Trudno bowiem utrzymać budowlę, a co dopiero na niej dobrze zarobić, organizując kilka imprez rocznie i licząc na zarobek ze strony wynajmujących obiekt amatorów.

Te olbrzymie pieniądze (jak na polskie kolarstwo) można było również wydać nieco lepiej, przynajmniej w tym okresie. Finansowanie klubów juniorskich i młodzieżowych oraz poprawa organizacji lub stworzenie nowych wyścigów kolarskich mogłoby być kluczem do sukcesu PZKol-u. Tymczasem związek ze wszystkich sił próbuje nadrabiać dobrą miną nietrafioną finansowo inwestycję.