Wiosenne klasyki po roszadach

Zapowiedź wiosennych klasyków

Drukuj

Jeszcze świeżo w pamięci mamy zaciętą rywalizację podczas wyścigów Paryż Nicea i Tirreno Adriatico. Tymczasem już w najbliższą sobotę 20 marca ze stolicy Lombardii kolarze wystartują na trasę pierwszego z monumentalnych klasyków tego sezonu. <br />

Jeszcze świeżo w pamięci mamy zaciętą rywalizację podczas wyścigów Paryż – Nicea i Tirreno – Adriatico. Tymczasem już w najbliższą sobotę 20 marca ze stolicy Lombardii kolarze wystartują na trasę pierwszego z monumentalnych klasyków tego sezonu.
Francuski wyścig „Ku Słońcu” stał pod znakiem skutecznej obrony Alberto Contadora przed atakami jego rodaków z Caisse d’Epargne, a także wyczynów śmiałego 20-latka ze Słowacji Petera Sagana. Z kolei włoski „Wyścig Dwóch Mórz” trzymał w napięciu do ostatniego dnia dzięki walce na sekundy pomiędzy włoskimi weteranami z grup pro-continental Stefano Garzellim oraz Michele Scarponim i zakończył się remisem ze wskazaniem na tego pierwszego.

Jednak najdłuższy ze współczesnych klasyków, czyli Mediolan – San Remo, obdarzony przydomkiem „Primavera” jest widomym znakiem, że skończyło się już szosowe przedwiośnie roku 2010. Od najbliższego weekendu rozkwitnie nam kolarska wiosna, w trakcie której, jak zwykle najważniejsze będą uszlachetnione bogatą tradycją, świetną obsadą i trudnymi trasami wyścigi jednodniowe. Warto przyjrzeć się wyścigom, które przez najbliższe sześć tygodni skupiać będą na sobie uwagę kolarskiego świata. Tym bardziej, że ten rok przyniesie szereg roszad w klasycznym kalendarzu.

Wspomniany już wyścig z Mediolanu do San Remo w tym roku odbędzie się już po raz 101. Rozgrywany jest od 1907 roku i obecnie liczy sobie aż 298 kilometrów. Tym samym jest najdłuższym klasykiem w światowym kalendarzu. Na trasie z miasta-siedziby dziennika „La Gazzetta dello Sport” do miasteczka będącego stolicą włoskiej piosenki trzeba pokonać m.in. przełęcz Turchino oraz blisko 5-kilometrowy podjazd pod La Manie. Następnie serię pagórków o zbiorczej nazwie „capi”, z których najważniejsza jest Capo Berta. Niemniej kluczowe, jak co roku, będą zapewne i tym razem wzniesienia Cipressa (276 km) i Poggio (292 km). Trasa z finiszem na Lungomare Calvino sprzyja sprinterom, acz dzięki wspomnianym górkom wcale nierzadko powodzenia przynosi śmiały atak w samej końcówce tego maratonu.

Spora część peletonu z liguryjskiej riwiery przeniesie się szybciutko na północ Starego Kontynentu na całe dwa tygodnie w mniej przyjemne klimaty Flandrii. Kulminacją dwóch tygodni zmagań na smaganych deszczem i wiatrem flandryjskich uliczkach, brukach i pagórkach będzie oczywiście wielka – w tym roku wielkanocna - Ronde. Niemniej prowadzić do niej będą wyścigi o podobnej charakterystyce, acz o mniejszej skali trudności i prestiżu. Na początek, w środę 24 marca Dwaars door Vlaanderen, gdzie na starcie pojawią się kolarze CCC Polsat. Potem w weekend 27-28 marca: sobotni E3 Prijs Vlaanderen w Harelbeke i przeniesiony ze środowej daty na początku kwietnia semi-klasyk Gandawa – Wevelgem. Wyścig ten został w tym roku wydłużony do 219 kilometrów i zarazem znacznie utrudniony. Rozstrzygnąć się powinien na dwóch blisko 40-kilometrowych rundach z ośmioma pagórkami każda, pośród których najtrudniejszy bardzo stromy, tak na podjeździe jak i zjeździe, w dodatku brukowany Kemmelberg.

Od wtorku do czwartku na przełomie marca i kwietnia przyjdzie pora na trzydniową etapówkę o czterech etapach czyli Driedaagse van de Panne, zaś wielkanocna niedziela 4 marca będzie wielkim świętem nie tylko religijnym, lecz również sportowym. Tego dnia odbędzie się bowiem najbardziej kultowy z belgijskich wyścigów czyli Ronde van Vlaanderen zwana „Flandryjska Pieknością”. Na dystansie 262 kilometrów trzeba będzie pokonać 15 pagórków, w tym Oude Kwaremont, Koppenberg, Berendries oraz usytuowane kilkanaście kilometrów przed metą Kapelmuur i Bosberg. Ronde to wyścig dla mocarzy tego świata, a przy tym świetnych taktyków znających belgijską prowincję jak własną kieszeń. Ta impreza należy do śmiałych solistów. Na mecie w Ninove rzadko o zwycięstwie decyduje sprint, zaś jeśli nawet to co najwyżej w dwu lub trzyosobowym gronie.

Zmożeni trudami Ronde sprinterzy będą się mogli pocieszyć w środę 7 kwietnia na trasie płaskiego i z lekka brukowanego wyścigu Grote Scheldeprijs, który w okolicy Antwerpii odbędzie się już po raz 98., o tydzień wcześniej niż w poprzednich latach. Tym sposobem mini-sezon na bruki zamknie najsłynniejszy wyścig w tej specjalności czyli „Królowa Klasyków” Paryż – Roubaix. „Piekło Północy” od ponad czterech dekad startuje z Compiegne. Pod względem liczby edycji nie ma sobie równych, bowiem 11 kwietnia tego roku rozegrany zostanie już po raz 108! Pomimo płaskiego terenu, na szlaku ku belgijskiej granicy trasa tego wyścigu jest arcytrudna fizycznie i pełna technicznych pułapek. Wyścig rozgrywa się na bruku, niekiedy bardzo marnej jakości. Na dystansie 259 kilometrów ma być aż 27 sektorów z kostką, czy „kocimi łbami”, o łącznej długości 52,9 kilometra. Wśród owiana najgorszą sławą „pięciogwiazdkowe”: Foret d’Arenberg, Mons-en-Pavele i Carrefour de l’Arbre. Ten ostatni jest umiejscowiony 17 kilometrów przed metą i był świadkiem dramatycznych rozstrzygnięć podczas zeszłorocznej edycji.
 
Druga połowa kwietnia należeć będzie do innej kategorii kolarskich asów. Ze względu na bardziej górzyste trasy, czyli dłuższe ,acz wciąż strome podjazdy, wyścigi w Ardenach i Limburgii należą do domeny najlepszych górali pośród kolarzy specjalizujących się w wyścigach jednodniowych. Nierzadko potrafią się w nich odnaleźć etapowcy najwyższej klasy, w tym triumfatorzy i czołowi zawodnicy Wielkich Tourów. Faworytów tych imprez z rzadka zobaczyć można we Flandrii. Dla nich próbą generalną przed „ardeńskimi klasykami” będą Volta a Catalunya (względnie Criterium International na Korsyce) oraz Vuelta al Pais Vasco.

W tym roku na skutek jednej ze wspomnianych roszad tą fazę wiosennego kalendarza otworzy w środę 14 kwietnia belgijski wyścig Brabantse Pijl (czyli Brabancka Strzała). Cztery dni później przyjdzie pora na kolejny wyścig z kilkudziesięcioma pagórkami czyli holenderski młody klasyk Amstel Gold Race. Rodowód tej imprezy sięga roku 1966 i zwycięstwa naszego rodaka z Francji Jeana Stablinskiego. „Piwny wyścig” liczy sobie aż 258,6 kilometrów upstrzonych masą pagórków od startu do mety. Wśród nich są graniczny Drielandepunt oraz trzykrotnie pokonywany (w tym na metę) i słynny z niejednych Mistrzostw Świata Cauberg. Bezpośrednio przed finałem na tym wzniesieniu trzeba pokonać pięć innych hopek, czyli Gulperbergweg, Kruisberg, Eyserbosweg, Fromberg oraz bardzo stromy Keutenberg.

Wielki finał klasycznej wiosny mieć będzie miejsce, jak co roku, w Walonii. Najpierw w środę, 21 kwietnia „klasyczni górale” zmierzą się na trasie Walońskiej Strzały (La Fleche Wallonne). Wyścig ten ma skromny, jak na klasyk, dystans ledwie 195 kilometrów. Niemniej są one wzbogacone „tuzinem” ardeńskich górek, w tym czteroma na ostatnich 25 kilometrach. Wstępnej selekcji i śmiałym atakom sprzyjają Bohissau, dodana przed rokiem Bousalle oraz Ahin, lecz wszystko i tak zazwyczaj rozstrzyga się na superstromym Mur de Huy. Po Strzale na deser w niedzielę 25 kwietnia pozostanie już tylko „Dziekanka” czyli najstarszy z klasyków wyścig Liege – Bastogne – Liege. Ten wyścig rozgrywany jest, acz na początku z licznymi przerwami od 1892 roku. Poza tym przewyższa inne klasyki skalą trudności. Na trasie długości 261 kilometrów trzeba pokonać tuzin ardeńskich wzniesień, z czego aż dziesięć na 155 kilometrach po nawrocie w Bastogne. Wstępna selekcja zaczyna się podjazdami pod Wanne, Stockeu, Haute-Levee, Rosier i Vecquee, zaś w decydującą fazę wyścig wchodzi na 35 kilometrów przed metą na stromej La Redoute. Potem są jeszcze równie trudne: Roche aux Faucons oraz Saint-Nicolas i kończący się na 300 metrów przed finałem podjazd pod Cote d’Ans na północnym przedmieściu Liege.

Każdy z tych wyścigów ma własną specyfikę i przed swymi uczestnikami skrywa oryginalny klucz do zwycięstwa. Jego odkrycie gwarantuje nieznanemu kolarzowi przejście do historii światowego kolarstwa, zaś uznanej gwieździe ugruntowanie wywalczonej pozycji w pierwszym szeregu zawodowego peletonu. Czyja gwiazda będzie najjaśniej świecić tej wiosny? Szereg pytań można postawić już dzisiaj. Czy Mark Cavendish odzyska formę sprzed roku, powtórzy sukces z San Remo i pójdzie za ciosem w Wevelgem? Kto wygra na włoskiej riwierze - sprinter (Cavendish, Hushovd, Petacchi, Boasson Hagen, Farrar), czy uciekinier (Gilbert, Pozzato, Sagan a może Garzelli)? Czy Tom Boonen zdystansuje osiągnięcia Johana Museeuwa we Flandrii i wyrówna rekord Rogera De Vlaeminck w Roubaix. Kto na brukach powstrzyma „Tornado Toma” – Ballan, Cancellara, a może zwycięski na Omloop Het Nieuwsblad Juan Antonio Flecha? Czy Holendrzy przełamią po dziewięciu latach posuchy czarną serię porażek w AGR? W końcu czy Ardeny należeć będą do Schlecków. W końcu zaś jeśli nie Bracia de-LUX, to kto będzie się najszybciej wspinał pod Huy i Ans? Kandydatów nie brak: wspomniany Gilbert, Cadel Evans, Joaquin Rodriguez, Damiano Cunego, Robert Gesink, Samuel Sanchez, Siergiej Iwanow i oczywiście Alejandro Valverde – o ile ten ostatni umknie ogólnoświatowej dyskwalifikacji. Jednak to ostatnie zagadnienia to już zagadka z pogranicza sportu.

FOTO: www.ispaphoto.be