Co tam panie w kalendarzu?

Zapowiedź sezonu 2010

Drukuj

Prolog w krainie kangurów. Marcowe nowinki. Bruki dla gladiatorów. Ardeny dla górali. Giro dla górali. Tour wielką bitwą w układzie 2 + 1. Vuelta dla Hiszpanów. Czempionat na Antypodach.<br />

Prolog w krainie kangurów. Marcowe nowinki. Bruki dla gladiatorów. Ardeny dla górali. Giro dla górali. Tour wielką bitwą w układzie 2 + 1. Vuelta dla Hiszpanów. Czempionat na Antypodach.
W dniach gdy za naszymi oknami niepodzielnie króluje mroźna i śnieżna zima, aż trudno uwierzyć, iż lada dzień zacznie się kolejny kolarski sezon szosowy. Tymczasem już w najbliższy wtorek wystartuje pierwszy z wyścigów światowego kalendarza czyli Tour Down Under. Jednak australijską etapówkę na szosach wokół Adelajdy większość uczestników potraktuje jeszcze jako słoneczny trening przed właściwym sezonem. Ponieważ trasa TDU nie uległa zmianom o zwycięstwo nadal będą rywalizować sprinterzy z Allanem Davisem, Andre Greipelem i Gregiem Hendersonem na czele. Wiele szumu sprawi ponowne pojawienie się Lance’a Armstronga. Nie zabraknie wielkich gwiazd pokroju mistrza świata Cadela Evansa i Alejandro Valverde. Wystartują też młodzi mistrzowie z Mendrisio: Romain Sicard i Jack Bobridge, a także jeden z pięciu Polaków w kolarskiej elicie Maciej Paterski z Liquigasu. Na Starym Kontynencie sezon zacznie się wraz z początkiem lutego. Najpierw we Francji wyścigami GP Ouverture La Marseillaise i Etoile de Besseges, zaś tydzień później we Włoszech i Hiszpanii za sprawą GP Costa degli Etruschi i pięciu jednodniówek na Majorce. Dopiero pod koniec lutego kolarze zaczną kręcić po szosach Belgii i Szwajcarii dzięki wyścigom Omloop Het Nieuwsblad (ex-Het Volk) i GP di Lugano.

Jednak na dobre sezon rozkręci się jak zwykle w marcu i za sprawą dwóch zmian w światowym kalendarzu stanie się to szybciej niż w poprzednich latach. W pierwszą niedzielę marca wystartuje „Wyścig ku Słońcu” czyli Paryż – Nicea, który przed rokiem należał do najciekawszych etapówek całego sezonu. Niemal równolegle rozgrywana będzie na półwyspie Apenińskim inna tygodniówka czyli Tirreno – Adriatico. Oba wyścigi stanowią dla wielu asów próbę generalną przed blisko 300-kilometrowym klasykiem Mediolan - San Remo. Przed rokiem „wiosenne Mistrzostwa Świata” wygrał rzutem na taśmę nowy król światowego sprintu Mark Cavendish. Starsi sprinterzy chcąc się pozbyć kompleksu błyskawicy z wyspy Man będą musieli znaleźć na niego sposób już w stolicy włoskiej piosenki. Kalendarzowe nowinki przygotowano na trzecią dekadę miesiąca. Zarówno Cavendisha jak i jego rywali: Alessandro Petacchiego, Daniele Benattiego, Tylera Farrara, Toma Boonena, Thora Hushovda, Heinricha Hausslera, Edvalda Boasson Hagena czy Oscara Freire ucieszy przeniesienie semi-klasyku Gandawa – Wevelgem z drugiej środy kwietnia na czwarty weekend marca. Tym sposobem sprinterzy zdolni przetrwać podjazd pod Kemmelberg zyskali okazje do szybkiego i godnego rewanżu za wydarzenia na trasie włoskiej „Primavery”.

Inną nowością będzie przeniesiona z drugiej połowy maja hiszpańska etapówka Volta a Catalunya. Kataloński tour wskoczył na miejsce zajmowane przed laty przez inną tutejszą etapówkę Kataloński Tydzień tzn. Semana Catalana. Dzięki temu będzie mógł liczyć na bogatszą listę startową, pełną nie tylko gwiazd rodzimych jak Alberto Contador, Alejandro Valverde, Samuel Sanchez czy Luis Leon Sanchez, ale też zagranicznych asów, którzy poprzez VaC oraz Vuelta al Pais Vasco szykować się będą do klasyków ardeńskich drugiej połowy kwietnia. Niemniej początek czwartego miesiąca należeć będzie jeszcze do potężnych gladiatorów szos, amatorów dróg nie najlepszej jakości, którym nie straszne są chłody, wiatry i bruki. Ich celem są rozgrywane w pierwszą i drugą niedzielę tego miesiąca monumentalne klasyki: Ronde van Vlaanderen (Dookoła Flandrii) i Paryż – Roubaix. W ostatnich dwóch sezonach królowali na nich kolarze Quick Stepu. Stijn Devolder po śmiałych atakach zdobywał „Flandryjską Piękność”, zaś Boonen nie miał sobie równych na trasie „Piekła Północy”. Przed rokiem sukcesy te ułatwiły im kłopoty zdrowotne Fabiana Cancellary i Alessandro Ballana, którzy teraz zechcą wrócić na swe podwórko w wielkim stylu. Gdy do nich dodamy jeszcze postacie takie jak: Filippo Pozzato, Haussler, Hushovd, Martijn Maaskant, Boasson Hagen, Leif Hoste, Juan-Antonio Flecha czy Matti Breschel uzyskamy pewność, że wielkich emocji u progu wiosny nam nie zabraknie.

W drugiej połowie kwietnia gladiatorzy od bruku udadzą się na zasłużony odpoczynek, zaś do akcji na pełnych obrotach przystąpią rozgrzani serią tygodniowych etapówek klasycy wagi lekkiej. To znaczy specjaliści od szybkiej jazdy po niewielkich górkach. Równie stromych co flandryjskie „bergi”, lecz zarazem parokrotnie dłuższych. Wobec dopingowych wpadek włoskich weteranów Davide Rebellina i Danilo Di Luki, na głównego faworyta ardeńskich batalii wygląda 25-letni Luksemburczyk Andy Schleck, który przed rokiem w wielkim stylu wygrał Liege-Bastogne-Liege. Ponoć bracia Schleck umówili się, iż Andy celować będzie w holenderski Amstel Gold Race, zaś Frank nawiąże do wyczynu młodszego braciszka na trasie „Dziekanki”. Szczęśliwie decyzje o wynikach ardeńskiego tryptyku nie zapadają w rodzinnym gronie. Przy trasie L-B-L, u podnóża wzniesienia La Redoute wychował się Philippe Gilbert, który zdominował końcówkę ubiegłorocznego sezonu. Groźni będą Hiszpanie: Valverde, „Sami” Sanchez, Joaquin Rodriguez i aż chciało by się zobaczyć na trasie Strzały Walońskiej czy L-B-L samego Contadora. Włosi lokować będą swe nadzieje w Damiano Cunego, który po pięciu latach bezowocnych prób deklaruje rezygnacje z walki o Wielkie Toury i skupić się na klasykach. Do tego grona dodajmy jeszcze młodego Roberta Gesinka i starego Siergieja Iwanowa, który najwyraźniej odżył po przejściu do rodzimej Katiuszy.

W maju będziemy śledzić zmagania kolarzy na trasie pierwszej z trzech wieloetapówek. W poprzednich dwóch latach Giro d’Italia wygrywali „stranieri” czyli Contador i Denis Mienszow, których jednak zabraknie na starcie. Pod nieobecność Di Luki „tifosi” będą trzymać kciuki za asów Liquigasu czyli Ivana Basso i Franco Pellizottiego. Swoje trzy grosze będą chcieli wtrącić doświadczeni: Marzio Bruseghin, Stefano Garzelli czy Michele Scarponi. Natomiast nienajmocniejszą stawkę asów od wielodniowego ścigania uzupełnią z „importu”, niepewni swych szans na trasie Tour de France: Evans i Carlos Sastre. W obliczu arcytrudnego trzeciego tygodnia Giro ciekawie brzmią przechwałki zapomnianego już nieco Wenezuelczyka Jose Rujano, który w formie sprzed pięciu lat mógłby tu sporo namieszać. W cieniu Giro wielu faworytów TdF przejdzie pierwszy test swej formy na przeniesionym z końca lutego wyścigu Tour of California. Niemniej tradycyjnie próbą generalną przed „Wielką Pętlą” dla zawodników nie uczestniczących w Giro będą czerwcowe tygodniówki: Dauphine Libere i Tour de Suisse. W tym pierwszym wyścigu przed rokiem cieszyliśmy się ze zwycięstwa Sylwestra Szmyda na Mont Ventoux. Tym razem nasz rodak celuje w etap z finałem na L’Alpe d’Huez!

Niemal wszyscy specjaliści od Wielkich Tourów spotkają się oczywiście na trasie Tour de France, który wystartuje z holenderskiego Rotterdamu. Po drodze bruki i pagórki Północy, wzniesienia Jury, alpejskie odcinki i aż cztery etapy w Pirenejach, w tym dwukrotny podjazd pod przełęcz Tourmalet – na stulecie znajomości TdF z tą mityczną górą. Wszyscy ostrzą sobie zęby na pojedynek „młodego króla” Contadora w barwach osłabionej Astany ze „starym cesarzem” Armstrongiem z mocarnym Radio Shack u boku. A może sprawdzi się przysłowie: „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” i psikusa obu mistrzom sprawi ten trzeci czyli Andy Schleck wsparty zgrany kolektywem spod znaku Saxo Bank? W walce o podium mogą się też liczyć: Mienszow, Basso, Valverde, Frank Schleck, „Sami” Sanchez, a nawet Gesink, Nibali i Anglik Bradley Wiggins, jeśli tylko poczynią dalsze postępy. Do tego grona trzeba będzie doliczyć Evansa jeśli tylko ekipa BMC otrzyma dziką kartę. Po wielkich emocjach z lipca kalendarz światowy na sierpień nie robi wielkiego wrażenia. Dwie etapówki i trzy semi-klasyki nie zawładną duszami kolarskich fanów, acz polscy kibice na pewno będą się emocjonować przebiegiem 67. Tour de Pologne.

We wrześniu najważniejsza będzie Vuelta a Espana. Dla kolarzy z półwyspu Iberyjskiego cel sam w sobie. Hiszpańscy kibicie marzą o powrocie Contadora na trasę tego wyścigu. Tytułu będzie bronił Valverde, jeśli wcześniej wybroni się z afery Operacion Puerto przed wszelkimi instancjami sportowego wymiaru sprawiedliwości. O najwyższą stawkę powalczą też: Samuel Sanchez i Carlos Sastre – ten drugi, jeśli wcześniej odpuści Tour. Z drugiego szeregu miejscowych asów zaatakują: Ezequeil Mosquera, „Purito” Rodriguez i Juan Jose Cobo. Z wyprzedzeniem siedmiu miesięcy nie sposób przewidzieć kto z zagranicznych gości może najbardziej zagrozić miejscowym. Zazwyczaj Vuelta bywa okazją do „uratowania sezonu” dla głodnego sukcesu asa, który poniósł klęskę w Tourze lub oddał ten wyścig walkowerem na skutek kontuzji czy choroby. Niezależnie od obsady końcówka tego wyścigu zapowiada się interesująco z uwagi spektakularny górski finisz na Bola del Mundo.

Na Mistrzostwa Świata trzeba będzie polecieć do dalekiej Australii by o tęczowe koszulki ścigać się na drogach stanu Wiktoria między Melbourne a Geelong. Podczas jazdy indywidualnej na czas Cancellara stanie przed szansą sięgnięcia po rekordowy, czwarty złoty medal w tej profesji. Do jego głównych oponentów może należeć inny trzykrotny czempion i faworyt gospodarzy Michael Rogers. Trasa wyścigu ze startu wspólnego uchodzi za najłatwiejszą od Madrytu (2005), jeśli nie od Zolder (2002). Sprzyjać ma ona sprinterom przeto faworytem zdaje się być Cavendish. Włosi stawiają na Petacchiego. Belgowie na Boonena i Gilberta. Hiszpanie na Freire. Niemcy na Greipela i Gerarda Ciolka. Norwegowie mają Hushovda i Boasson Hagena. Duńczycy Breschela. Gospodarze zaś Davisa, Robbie McEwena czy młodego Marka Renshaw. A wszystko rozstrzygnąć się ma finisz na długiej prostej, lecz prowadzącej lekko pod górę. Wielki sezon jak zwykle zakończy się w październiku. „Sprinterzy” pożegnają się na nie wliczanym do światowego kalendarza klasyku Paryż – Tours, zaś „górale” swe ostatki mieć będą na górzystym szlaku Giro di Lombardia. Zaiste trzeba rzadkiej wszechstronności męża, by oba tak różne ptaszki złapać za ogon. Ubiegłoroczny wyczyn Gilberta pokazał jednak, że nawet w dobie specjalizacji i zaprogramowanego działania można jeszcze olśnić kibiców sercem do walki i śmiałymi atakami rodem z bardziej romantycznej ery kolarstwa. Życzmy sobie, by podobnych akcji nie zabrakło w sezonie 2010 i przy okazji aby choć w epizodycznych rolach wystąpili na tle wielkich tego świata nasi nieliczni rodacy, którzy swym talentem i pracą wywalczyli sobie miejsce w szosowej elicie.

FOTO: Sirotti