TransAlp oczami Arka i Marcina, etap 5.

Drukuj

Pomimo noclegu na wysokości 1400 metrów budzimy się wypoczęci. Trasa zapowiada się ciekawie. Chcemy odrabiać straty i walczyć o jak najlepsze miejsce na etapie. Najpierw 6 kilometrowy podjazd, potem przemykamy po szczytach na wysokości około 1800 metrów. <br />

Pomimo noclegu na wysokości 1400 metrów budzimy się wypoczęci. Trasa zapowiada się ciekawie. Chcemy odrabiać straty i walczyć o jak najlepsze miejsce na etapie. Najpierw 6 kilometrowy podjazd, potem przemykamy po szczytach na wysokości około 1800 metrów.
Widoki, zresztą jak co dzień, powalają. Przyjechaliśmy się ścigać, ale są chwile, że rozglądamy się dookoła. Start z drugiego sektora powoduje, że na początku musimy przebijać się do przodu, ale pod koniec podjazdu łapiemy przynależną nam grupę. Razem z nimi pokonujemy zjazd do miejscowości Waidbruck, w którym rozpoczynamy podjazd o największym przewyższeniu w całym Transalp 2009. Pokonanie 1800 metrów w pionie zajmuje nam 1 godzinę i 43 minuty, udało nam się utrzymać tempo podjeżdżania powyżej 1000 m/h:). Do mety pozostał nam już tylko zjazd z „małymi” chopkami. Jak się okazało, te małe chopki dały nam mocno popalić, szczególnie końcowe odcinki leśnych singli. Z etapu na etap organizatorzy serwują nam co raz więcej technicznych ścieżek. Dostają nie tylko nogi, ale również ręce. Na szczęście bezpośrednio po każdym etapie kładziemy się na profesjonalnym stole do masażu (dzięki firmie Habys z Jasła), a profesjonalna masażystka Asia rozmasowuje nasze obolałe ciała. Pomiędzy etapami czasu jest bardzo mało, a najwięcej musimy zarezerwować go na odpoczynek. Dlatego dziś bardzo krótko, no i również dzięki uprzejmości Hiszpanów, którzy użyczyli nam swojego neta;). Pozdrawiamy