Dziś kolarze mieli naprawdę ciężki dzień. Nie dość, że w nogach mają już ponad 2500 km, to etap ten był najeżony podjazdami, a temperatura sięgała 30 stopni. Mimo to zafundowali nam spore emocje, na które nie można było narzekać.
Leonardo Bertagnolli (Serramenti PVC) jako jedyny kolarz z 16-osobowej ucieczki zdołał obronić się przed atakami rywali i pościgiem grupy faworytów i sięgnął po zwycięstwo na 15. etapie Giro, odnoszący tym samym swój życiowy sukces. A pomyśleć, że gdyby nie wpadka Rebellina (i niedawny transfer do Serramenti PVC), Bertagnollego nie byłoby na Giro…
„Przyjechałem tu, żeby pomóc Gilberto Simoniemiu i wygrać etap. Bardzo się cieszę z tej wygranej, bo było naprawdę ciężko” – powiedział młody Włoch, „chciałem się trzymać blisko Marco Pinottiego [który tez brał udział w ucieczce], ale kiedy ten odpadł, musiałem radzić sobie sam.” Bertagnolli wyraził też zdziwienie zachowaniem Serga Pauwelsa (Cervelo TestTeam), który czekał na Carlosa Sastre, mimo iż jego grupka miała ponad 2 minuty straty – „nie rozumiem takiej taktyki. Przez to zostałem sam i bałem się, że nie uda mi się dojechać do mety przed peletonem, szczególnie, kiedy moja przewaga spadła do 30 sekund” – przyznał.
Zdawało się, że atak Ivana Basso, który na podjeździe pod Monte Casale (dokładnie tam, gdzie 6 lat temu Gilberto Simoni ruszył po maglia rosa) zabrał ze sobą Garzellego sporo namiesza w klasyfikacji generalnej, jednak dwaj Włosi niezbyt zgodnie współpracowali i w końcu zostali doścignięci przez grupę lidera. „Chcieliśmy [Liquigas] dziś zaatakować, żeby zobaczyć w jakiej dyspozycji są rywale. Nie udało się może zyskać czasu, jednak uważam, że to było dobre posunięcie” – przyznał mimo nieudanej próby Basso, który zapowiedział też kolejne ataki – „musimy próbować. Codziennie. Może coś uda się nadrobić” – dodał.
Atakiem Włocha zbytnio nie przejął się Levi Leipheimer (Astana), który uznał, że jego akcja nie ma szans na powodzenie – „kiedy Ivan ruszył, nie chciałem go gonić, bo wiedziałem, że ta akcja się nie uda” – stwierdził Leipheimer. „Miałem kilku kolegów do pomocy [Dani Navarro był w ucieczce, natomiast z tyłu jechali Lance Armstrong i Jarosław Popowicz], więc dopóki Mienszow i Di Luca nie atakowali, postanowiłem czekać” – opisywał przebieg etapu. „Przyznaję, że było ciężko, ale w takich sytuacjach tempo zawsze jest bardzo mocne. Mimo to czułem się dobrze” – przyznał.
Z kolei dla lidera wyścigu, Denisa Mienszowa (Rabobank) dzisiejszy etap był przedsmakiem tego, co czeka nas (i kolarzy) jutro. „Atak Basso był bardzo ciekawy. To była dobra akcja, mimo iż nie zyskał przewagi” – powiedział Rosjanin, „ogromne znaczenie będzie miał jutrzejszy etap z metą na Petrano. Jest długi, będzie ciepło i finiszujemy pod górę” –dodał, wskazując, że największym zagrożeniem może być nie Di Luca, czy Leipheimer, lecz Sastre.
Z wyścigu powoli wycofują się kolejni sprinterzy. Śladem Marka Cavendisha poszedł Tyler Farrar (Garmin - Slipstream), który jeszcze przed dzisiejszym etapem zrezygnował ze startu. „Jestem zadowolony ze swojej formy i z przebiegu wyścigu. Co prawda nie wygrałem wyścigu, ale podczas sprintow byłem tam, gdzie być powinienem” – oceniał wyścig Amerykanin. Koledzy Farrara, który pozostali w wyścigu nie będą mieli wielu okazji, aby pokazać swoje umiejętności, gdyż do mety w Rzymie trudno o etap, na którym szansę mieliby sprinterzy.
Liderzy poszczególnych klasyfikacji po 15. etapie:
Klasyfikacja generalna – Denis Mienszow (Rabobank)
Klasyfikacja punktowa – Danilo Di Luca (LPR)
Klasyfikacja górska – Stefano Garzelli (Acqua & Sapone)
Klasyfikacja młodzieżowa – Thomas Lovkvist (Columbia-Highroad)
Klasyfikacja drużynowa – Astana
Z wyścigu wycofali się David Millar (Garmin – Slipstream), Ricardo Serrano (Fuji-Servetto), Iban Mayoz (Xacobeo Galicia), Eros Capecchi (Fuji-Servetto), Tyler Farrar (Garmin – Slipstream)
Foto: Fotoreporter Sirotti dla bikeWorld.pl
Giro po 15. etapie
Wypowiedzi i komentarze po 15. etapie Giro d´Italia
Dziś kolarze mieli naprawdę ciężki dzień. Nie dość, że w nogach mają już ponad 2500 km, to etap ten był najeżony podjazdami, a temperatura sięgała 30 stopni. Mimo to zafundowali nam spore emocje, na które nie można było narzekać.