Przed udaniem się na krótki wypoczynek po pierwszej części swego sezonu nowy król wyścigów etapowych Alberto Contador dla spokoju ducha musiał wyrównać pewne rachunki. W marcu doznał bowiem tyleż niespodziewanej co spektakularnej porażki na trasie Paryż – Nicea, wyścigu który zdawał się kontrolować sytuację w sposób absolutny. Wygrał wtedy zarówno etap prawdy jak i najtrudniejszy z górskich odcinków, a mimo tego poległ. On zwycięzca każdego z trzech Wielkich Tourów za sprawą jednego feralnego etapu nie zasłużył sobie nawet na najniższy stopień podium „Wyścigu ku Słońcu”. W dodatku poległ z ręki swego rodaku Luisa Leona Sancheza, którego nieśmiało zaczęto porównywać do wielkiego Miguela Induraina. Jak pamiętamy podczas ostatniego odcinka francuskiego wyścigu Contador próbował jeszcze odgryźć swym pogromcom zwycięstwem etapowym w Nicei, lecz tu ubiegł go inny Hiszpan Antonio Colom.
Porządek na krajowym podwórku mógł szybko zaprowadzić zwycięstwami w wyścigach Vuelta a Castilla y Leon oraz Vuelta al. Pais Vasco. Realizacja pierwszej części tego planu nie do końca się udała, bowiem musiał on uznać wyższość swego kolegi z drużyny Astana Levi Leipheimera. Amerykanin lepiej pojechał czasówkę i po dwóch wiktoriach z rzędu Alberto „Księgowy” musiał zadowolić się ledwie drugim miejscem w etapówce przemierzającej jego rodzime kastylijskie szosy. Niemniej zwycięstwo pozostało w rodzinie, zaś Contador i tak okazał się być zdecydowanie najlepszym z Hiszpanów. Po wtóre zaś to wyścig Dookoła Kraju Basków był dogodniejszą okazja do pełnej rehabilitacji za marcową wpadkę. Ta impreza jest bodaj najbardziej prestiżową hiszpańską etapówką po wrześniowej Vuelcie. Poza tym to wyścig świetnie obsadzony, pełen gwiazd hiszpańskiego i światowego kolarstwa, z których wiele szykuje się do ardeńskich wyścigów rozgrywanych w drugiej połowie kwietnia. Jednym słowem sukces pośród zielonych wzgórze nad Zatoką Biskajską ma szerszy wydźwięk międzynarodowy.
Contador wygrał ten wyścig przed rokiem prowadząc od pierwszego do ostatniego dnia i pieczętując swój generalny sukces zdecydowanym zwycięstwem na wieńczącej wyścig czasówce. Tym razem pierwszy odcinek VaPV nie był najdogodniejszym do zdecydowanego ataku. Oczywiście każdy etap tego wyścigu jest mniej lub bardziej górzysty, lecz w tym roku za królewski można było uznać etap trzeci do miejscowości Eibar. Pierwszy etap był co prawda selektywny, ale ostatecznie na mecie w Ataun finiszował około 20-osobowy peleton, w którym najszybszy okazał się nie kto inny jak Luis Leon Sanchez. Drugi etap do Villatuerty był bodaj najłatwiejszy w całym wyścigu, więc rozsądek podpowiadał faworytom aby go przeczekać. Padł on łupem harcowników. Przypomniał się nam odkryty przed rokiem na Dauphine Libere rosyjski ex-góral Jurij Trofimow z Bouygues Telecom, który ograł Reina Taaramae z Cofidisu. Estończykowi na pocieszenie przypadło później zwycięstwo w klasyfikacji górskiej.
Przed kończącą wyścig 24-kilometrową czasówką wokół Zalli kolejność w „generalce” ułożona była w dużej mierze wedle tabeli trzeciego etapu. Dzięki temu Contador mógł się realnie obawiać co najwyżej trzech-czterech rywali. Niemniej teren mu sprzyjał. Czasówka niezbyt długa, jak przystało na tygodniowy wyścig. Do tego jeszcze górzysta z dwoma kilkukilometrowymi wzniesieniami w pierwszej połowie dystansu. Alberto wystartował jak z procy i już na półmetku miał wyraźną przewagę nad konkurentami, wśród których samego siebie przechodził pochodzący z Majorki Colom. Ostatecznie uzyskał rewelacyjny czas 31:59 – o 45 sekund lepszy niż przed trzema laty wykręcił na tym samym odcinku zwycięzca VaPV 2006 Jose Angel Gomez Marchante. Drugie i trzecie miejsce tak na „etapie prawdy” jak i w całej imprezie przypadły kolejno Colomowi i Samuelowi Sanchezowi. Kompozycja pierwszej „10” dobitnie świadczy o randze tych zawodów. Nazwiska takie jak: Evans, L.L. Sanchez czy Cunego byłyby piękną ozdobą na liście triumfatorów niejednej etapówki. W czołówce znalazło się też miejsce dla powracającego do formy mistrza czasówek Michaela Rogersa oraz utalentowanych młodzieniaszków: Roberta Gesinka, Vincenzo Nibaliego i Romana Kreuzigera. Na zapleczu elity również nie zabrakło ciekawych postaci. Nazwiska takie jak Christian Knees z Milramu, Jakob Fuglsang z Saxo Banku i Amael Moinard z Cofidisu przy tej czy innej okazji obiły się już nam o uszy. Natomiast prawdziwym odkryciem na tym szczeblu kolarskich rozgrywek była postawa Belga Driesa Devenynsa z Quick Step oraz Fredrika Kessiakoffa z Fuji-Servetto. Niewykluczone, że ktoś z przedstawicieli owej „nowej fali” wtrąci swoje trzy grosze podczas zbliżających się ardeńskich klasyków. W cieniu ciekawej, acz skazanej na sukces głównego faworyta rozgrywki indywidualnej trwała zacięta walka w klasyfikacji drużynowej wyścigu. Ostatecznie ekipa Caisse d’Epargne pokonała gospodarzy z Euskaltel o skromną sekundę. Pomarańczowej drużynie na pocieszenie zostało zwycięstwo Sancheza w klasyfikacji punktowej oraz Egoi Martineza w klasyfikacji sprinterskiej (lotnych premii). Wszystko to jednak przebiegało w cieniu wyczynu Alberto Contadora, który zasłużenie wygrał wyścig i powrócił na tron kolarskiego króla Hiszpanii.
FOTO: https://vueltapaisvasco.diariovasco.com/