Piekło Północy. Królowa klasyków. Klasyk najstarszy stażem. Teren płaski, a wyścig skrajnie trudny. Dwadzieścia siedem odcinków bruku. Nie ma dobrej pogody. Przy deszczu walka z błotem. W słońcu zmagania z kurzem. Wygrać może tylko specjalista.
Historia tego najbardziej specyficznego z kolarskich klasyków sięga roku 1896, gdy na pomysł sportowego połączenia stolicy Francji z górniczym miastem przy granicy z Belgią wpadli współwłaściciele młyna z okolic Roubaix: Theo Vienne i Maurice Perez. Do swej idei przekonali oni dyrektora czasopisma "Le Vélo" Paul'a Rousseau, który uznał iż zawody te będą świetną próbą generalną przed sztandarową imprezą jego gazety czyli majowym maratonem Bordeaux - Paryż. Pierwszą edycję Paryż – Roubaix dość niespodziewanie wygrał Niemiec Josef Fischer, który 280 kilometrów przebył z bardzo przyzwoitą średnią prędkością 30,162 km/h.
Późniejszy triumfator pierwszego Tour de France Marice Garin wygrał dwie kolejne edycje w latach 1897-98. Trzech jego rodaków powtórzyło to osiągnięcie jeszcze przed wybuchem I Wojny Światowej, lecz wszystkich przebił Octave Lapize triumfujący trzykrotnie w latach 1909-11. Pierwsze dwie dekady należały bowiem do Francuzów, którzy wygrali aż 16 z 19 rozegranych edycji. W latach 1915-18 przez tereny północnej Francji przetoczyła się nawała wojenna. Pierwsza z międzywojennych edycji w sezonie 1919 była najtrudniejszą w całej historii wyścigu. Zwycięzca Henri Pelissier na pokonanie zniszczonych wojną dróg potrzebował aż 12 godzin i 15 minut co dało mu przeciętną 22,857 km/h, podczas gdy ówczesny rekord Francois Fabera wynosił 35,333 km/h!
W okresie międzywojennym dominowali już Belgowie wygrywając 15 z 21 edycji, zaś Gaston Rebry idąc w ślady Lapize’a triumfował aż trzykrotnie w latach: 1931 i 1933-34. Belgowie poszli za ciosem również po II Wojnie Światowej. Obecnie na swym koncie mają 52 zwycięstwa na 106 edycji, podczas gdy Francuzi tylko 30.
Najskuteczniejszym w pierwszych dwu powojennych dekadach był Rik Van Looy wygrywając w latach: 1961-62 i 1965. W owym czasie wyścig począł zatracać swój "trudny charakter". Postęp ekonomiczny sprawił bowiem, iż wiele brukowych duktów zastąpiono asfaltem przez co impreza stała się łatwiejsza. Właśnie z owych czasów pochodzi wynoszący aż 45,129 km/h rekord prędkości ustanowiony w 1964 roku przez Holendra Petera Posta.
Jacques Goddet postanowił obronić "szczególny urok" tej imprezy. Zadanie zlecił swemu podwładnemu Albertowi Bouvet, który z pomocą Jean'a Stablinskiego przygotował w 1968 roku zupełnie nową wersję trasy. Ponieważ nowy szlak w poszukiwaniu bruku "kluczył" bocznymi drogami, by nie przedłużać dystansu przeniesiono start na północny-wschód do Compiegne. Pierwszą edycję po rekonstrukcji wygrał Eddy Merckx, który powtórzył swój sukces jeszcze w 1970 i 1973 roku. Wkrótce jednak „Kanibala” przebił „Cygan” czyli młodszy o dwa lata Roger De Vlaeminck. Był on mistrzem świata "błotniaków" z sezonu 1975, a na szosie brylował w klasykach. W Roubaix jako jedyny wygrał aż czterokrotnie, bo w latach: 1972, 1974-75 i 1977. Ponadto był jeszcze cztery razy drugi i raz trzeci, przez co zyskał sobie przydomek "Monsieur Paris-Roubaix".
Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych na brukach Północy rządził Francesco Moser, który jako drugi po Lapizie wygrał trzykrotnie z rzędu, w latach 1978-80. Jego piękną serię przerwał w sezonie 1981 Francuz Bernard Hinault, który choć szczerze nienawidził bruków postanowił stawić im czoła i po finiszu z 6-osobowej grupki pokonał zarówno De Vlaemincka oarz Mosera! W ostatnim ćwierćwieczu jedynie Belgowi Johanowi Museeuw udało się wygrać w Roubaix trzykrotnie w latach 1996, 1998 i 2002. Godne podkreślenia są również dokonania belgijskiego menadżera Patricka Lefevre, którego podopieczni z drużyn: Mapei oraz Domo w latach 1995-2002 wygrali siedem z ośmiu edycji. Co więcej w latach: 1996, 1998-99 i 2001 zajmowali oni całe podium na welodromie w Roubaix!
Paryż – Roubaix jest idealnym przykładem na to, iż nawet płaski wyścig może być skrajnie trudny i arcyciekawy. Wszystko za sprawą odcinków bruku, podzielonych w tym roku na 27 sektorów o łącznej długości blisko 52.900 metrów. Są one skategoryzowane wedle stopnia trudności bardziej wedle stanu nawierzchni niż długości danego odcinka. Owe „kocie łby” to prawdziwa esencja owego wyścigu, a bramy tego „Piekła” otwierają się na 98 kilometrze we wiosce Troisvilles. Przyrównując gwiazdozbiór brukowych odcinków do pięciu kategorii premii górskich rodem z Tour de France można by rzec, że sektory pięciogwiazdkowe to odpowiednik „hors categorie”, zaś czterogwiazdkowe to „pierwsza kategoria” itd. W kolekcji „Królowej Klasyków” mamy trzy odcinki kategorii specjalnej tzn. Trouee d’Arenberg (164 km, długość 2400 metrów); Mons-en-Pavele (211 km, 3000 metrów) oraz Carrefour de l”Arbre (242,5 km, 2100 metrów).
Ten pierwszy jest najbardziej przerażający i niebezpieczny. Na nim to następuje wstępny przegląd sił w peletonie. Ciężko tu wyścig wygrać, lecz z pewnością można się pożegnać z nadziejami na sukces. Ten drugi to dogodne miejsce na zrobienie wstępnej selekcji, zaś trzeci stanowi idealny punkt do zadania decydującego ciosu swym rywalom. Poza trzema wyżej wymienionymi sporo potrafią namieszać też odcinki czterogwiazdkowe. Jest ich w sumie sześć, w tym trzy ostatnie (Cysoing, Bourghelles i Camphin-en-Pavelle) ustawione jeden po drugim między 232 a 239 kilometrem trasy, tuż przed kluczowym sektorem Carrefour de l”Arbre. Na ostatnich 16 kilometrach przed Roubaix rzadko dochodzi do kolejnych przetasowań o ile tylko, któryś z liderów „nie złapie gumy”. Na koniec scenka z czasów dawno minionych czyli finisz szosowego wyścigu na torze. Po welodromie trzeba przejechać około 600 metrów czyli półtora okrążenia.
Biorąc pod uwagę dorobek Patrick’a Lefevre, ubiegłoroczne wyniki „Piekła Północy” oraz rozstrzygnięcie tegorocznej Flandrii wyliczankę faworytów wielkanocnego wyścigu trzeba zacząć od ekipy Quick Step. Tom Boonen ma spore szanse wygrać w Roubaix już po raz trzeci (wcześniej w 2005 i 2008 roku). Jeśli zaś Boonen będzie krótko kryty to w zanadrzu pozostaje jeszcze Stijn Devolder, który bezbłędnie wykorzystał swoje szanse w dwóch ostatnich edycjach Ronde van Vlaanderen. Niemniej Boonen wcale nie musi nikogo urywać. Wystarczy mu po prostu dojechać na welodrom w pierwszej grupce i zrobić użytek ze swej szybkości.
Głównymi rywalami super duetu z Quick Step będą zapewne kolarze: Cervelo, Rabobanku, Silence, Saxo Banku i Team Colombia. Na gwiazdę tej pierwszej formacji wyrasta młody Heinrich Haussler – drugi w San Remo i Flandrii. Niemniej niewykluczone, że na piekielnych brukach więcej do powiedzenia będą mieli jego starsi koledzy: Roger Hammond, Thor Hushovd czy Andreas Klier. Rabobank to również mieszanka rutyny z młodością czyli Juan Antonio Flecha, Mathew Hayman i Sebastian Langeveld. W Silence liderem będzie Leif Hoste wsparty Royem Sentjensem i Stafem Scheirlinckiem.
Saxo Bank to przede wszystkim zwycięzca sprzed dwóch lat Fabian Cancellara. Trapiony kontuzjami, chorobami i pechem Szwajcar będzie miał już ostatnią szansę na uratowanie swej wiosennej kampanii. U jego boku pojadą młodzi-zdolni: Matti Breschel i Matthew Goss. W ekipie Team Colombia pojawi się na starcie George Hincapie w towarzystwie zwycięzców Gent-Wevelgem Marcusa Burghardta i Edvalda Boasson Hagena. Na pewno z zainteresowaniem przyglądać się też będziemy debiutowi Marka Cavendisha.
W pozostałych drużynach należy zwrócić uwagę na: Filippo Pozzato z Katiuszy, Martijna Maaskanta z Garminu, Manuela Quinzato z Liquigasu, Tomasa Vaitkusa z Astany, Servaisa Knavena z Milramu czy Bjorna Leukemansa z Vacansoleil. Pośród kilku ekip francuskich wyróżnia się Francaise des Jeux. Prowadzi ją dwukrotny triumfator P-Roubaix Marc Madiot, zaś w składzie mamy zwycięzcę „Piekła” z roku 1997 Frederica Guesdona oraz szybkiego Białorusina Jewhieni Hutarowicza. Podobnie jak we Flandrii na starcie w Compiegne staną dwaj nasi rodacy: mistrz Polski Marcin Sapa z Lampre oraz Maciej Bodnar z Liquigasu. Dla obu w debiucie sukcesem będzie samo dojechanie do mety. Na poprawienie czternastych i piętnastych miejsc Joachima Halupczoka (z roku 1990) oraz Zbigniewa Sprucha (z lat 1999-2000 i 2002) przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
FOTO: https://www.letour.com
Wielkanoc na piekielnym szlaku
107. Paryż - Roubaix (12.04.09, HIS, Francja)
Piekło Północy. Królowa klasyków. Klasyk najstarszy stażem. Teren płaski, a wyścig skrajnie trudny. Dwadzieścia siedem odcinków bruku. Nie ma dobrej pogody. Przy deszczu walka z błotem. W słońcu zmagania z kurzem. Wygrać może tylko specjalista.