Na szczycie po roku przerwy

6. Cape Epic (21-28.03.2009, SHC, RPA)

Drukuj

Po roku przerwy Team Bulls znów rządzi w RPA. Karl Platt i Stefan Sahm triumfowali w tegorocznym Cape Epic. Dla Platta jest to trzecie zwycięstwo, dla Sahma drugie i obaj są najbardziej utytułowanymi zawodnikami historii wyścigu.

Po roku przerwy Team Bulls znów rządzi w RPA. Karl Platt i Stefan Sahm triumfowali w tegorocznym Cape Epic. Dla Platta jest to trzecie zwycięstwo, dla Sahma drugie i obaj są najbardziej utytułowanymi zawodnikami historii wyścigu.
8 etapów, 685 km, 14663 metry przewyższenia, tumany kurzu, szukanie trasy, defekty. W takich właśnie warunkach Platt i Sahm okazali się najbardziej równymi kolarzami Cape Epic. Jednak mieli też sporo szczęścia. Dominujący w pierwszej części wyścigu Christoph Sauser i Burry Stander (Songo.info) na czwartym etapie ponieśli wręcz klęskę, kiedy to najpierw wskutek defektu stracili 20 minut do Bulls, a potem zostali ukarani godziną kary za korzystanie z pomocy z zewnątrz. To właśnie na tym etapie Bulls objęli prowadzenie, którego nie oddali do końca.

Wyścig mógł więc zakończyć się zupełnie inaczej. Gdyby nie problemy na czwartym odcinku, to pewnie Sauser i Stander stanęli by na najwyższym podium Cape Epic. Zajęli jednak „dopiero” szóstą lokatę. Pierwsze miejsce przegrali o 58 minut, czyli prawie tyle, ile kary otrzymali od sędziów. Ich jazda budziła respekt. Totalna dominacja na każdym z pierwszych czterech etapów, a w końcówce zacięte walka o stracone minuty świadczą jednak o sile i zgraniu dwójki Sauser i Stander. Co więcej, Stander ma dopiero 21 lat, a doświadczenie, jakie zdobył u boku swojego starszego kolegi w przyszłości na pewno zaprocentuje. W przyszłym roku możemy się więc spodziewać ostrej walki o zwycięstwo, a dwaj panowie S. na pewno będą chcieli odbić sobie tegoroczne niepowodzenia.

Jakby nieco za plecami tych dwóch drużyn, trochę niedocenieni, czaili się kolarze Trek-Brentjens, którzy ostatecznie ukończyli wyścig na drugim miejscu, tracąc zaledwie 4.58 do zwycięzców. Brentjens i Jongewaard doskonałą pozycję w generalce zawdzięczają bardzo równej jeździe (plasowali się w czołowej piątce na pięciu etapach) i zwycięstwu na 6. odcinku.

Rywalizację wśród drużyn żeńskich zdominowały faworytki do zwycięstwa w tej edycji, Hanlie Booyens i Sharon Laws. Zawodniczki ABSA LADIES wygrały wszystkie etapy oraz prolog, a przewaga jaką osiągnęły na mecie była wręcz miażdżąca. Jak same przyznają, postanowiły skupić się na rywalizacji w klasyfikacji z wszystkimi drużynami, a nie tylko w swojej kategorii, co zaowocowało 64. miejscem wśród wszystkich (503) drużyn, które ukończyły Cape Epic i ponad pięciogodzinną przewagą nad WSP – JEEP Girls.

W mixie dominowali Alison Sydor i Nico Pfitzenmaier z Adidas Big Tree. Ich zwycięstwo ani przez moment nie było zagrożone, a ich łupem padło 7 z 8 etapów. Mimo kłopotów Sydor, która ostatni etap przejechała na pożyczonym rowerze, zdołali obronić przewagę, którą wcześniej dzięki znakomitej i równej jeździe zdobyli i uplasować się na 23. miejscu w generalce.

Bardzo wyrównana z kolei była walka w kategorii Masters. O zwycięstwo walczyły dwie drużyny, które tylko zamieniały się miejscami na podium poszczególnych etapów. Mimo iż na prowadzeniu od pierwszego etapu znajdowali się ABSA Masters, to zwycięzcy prologu, a potem kilku kolejnych etapów – Cycle Lab Toyota, w miarę rozkręcania się rywalizacji, odrabiali straty do liderów. Ostatecznie jednak ABSA Masters zdołali się obronić, a ich przewaga nad Cycle Lab Toyota wyniosła zaledwie 3 minuty i 6 sekund.

Kolejny Cape Epic za 350 dni.