Dwa medale i co dalej?
O Martinezie świat usłyszał w połowie lat dziewięćdziesiątych. Jako zaledwie dwudziestolatek zdobył brązowy medal podczas Igrzysk w Atalncie. W 1996r kolarstwo górskie było zdecydowanie na fali wznoszącej a jego debiut na IO był sprawą wyjątkową. Młody Francuz zadziwił świat, pokonując wielu bardziej utalentowanych rywali. Co więcej, w tym samym roku zdobył mistrzostwo świata orlików w przełajach. Mimo niewielkiego wzrostu miał wszystko, by stać się wielką gwiazdą. Związał się z francuskim teamem Sunn, wraz z Chritophem Dupouey i Nico Vouillozem tworzył legendę tej marki. Do legendy mtb przeszły jego pojedynki z Cadelem Evansem, zarówno w Pucharze Świata jak i podczas Mistrzostw Świata. Mały Francuz był prawdziwą zmorą Australijczyka. Dwukrotnie wygrywał klasyfikację generalną (1997, 2000) i trzykrotnie był drugi (1996, 1998, 1999). Gdy zwyciężał, to właśnie z Evansem. Udało mu się jednak to, co nie udało się Australijczykowi. W roku swoich największych triumfów, czyli w sezonie 2000 sięgnął po Puchar Świata, tęczową koszulkę Mistrza Świata oraz po olimpijskie złoto w Sydney! Jego główny rywal był na swoim terenie zaledwie siódmy...
Marzenia o koszulce w grochy
Dalsze losy Martineza potoczyły się zupełnie inaczej. Evans stopniowo porzucał MTB, by skupić się na szosie. Niezłe wyniki w grupie Saeco sprawiły, że podpisał kontrakt z grupą Mapei. W Giro d'Italia zdobył nawet w Dolomitach różową koszulkę. Choć ją później stracił, zebrane doświadczenia pozwoliły mu walczyć później o podium Tour de France. Skuszony nie tylko potencjalną sławą, ale i pieniędzmi Martinez (Francuz słynie z rozrywkowego trybu życia!) poszedł w ślady Evansa. Dodatkowo, o ile Evans podążył za sportowym rozwojem, o tyle Martinez w MTB zdobył już właściwie wszystko. Najpierw Mapei, później Phonak... jego celem była „Wielka Pętla”. Francuzi, świadomi, że swoją karierę kończyć powoli będzie Virenque, panicznie szukali jego następcy. Wiadomo było, że Martinez Touru raczej nie wygra, ale miał walczyć o koszulkę najlepszego „górala”. Obaj zawodnicy starli się nawet podczas wczesnowiosennego Tour Mediterraneen, gdzie „Mini Mig” nieźle pojechał na Mt. Faron. Z jego planów i z oczekiwań nic niestety nie wyszło. Martinez nie odnalazł się na szosie. Źle znosił trudy etapowych wyścigów, jako, teoretycznie, zawodnik „czysty” nie znalazł też porozumienia z kolegami z drużyny. Kilkukrotnie sugerował, że zakończy karierę, albo też, że wróci do mtb. Do kolarstwa powrócił najpierw w barwach „mounatinbikeowej” drużyny Mapei, następnie powrócił do korzeni i firmy Commencal. To właśnie Max Commencal był założycielem firmy Sunn i to on dowodził teamem, w którym Martinez odnosił największe sukcesy a nieco później powołał do życia markę pod własnym nazwiskiem. W teamie Commencala Martinez odzyskał wiarę w swoje możliwości, pokazał się nawet w Pucharze Świata XC (m.in. piąte miejsce w Houffalize), ale nadzieje zaczął wiązać z maratonem.
Były – przyszły mistrz świata?
Marzeniem Francuza jest ponownie zdobyć tęczową koszulkę. Tym razem celuje w maraton. Doświadczenie i kilka sezonów na szosie powodują, że lepiej czuje się teraz w wyścigach długodystansowych. W sezonie 2008 reprezentował barwy teamu fabrycznego Look, z kolei na szosie ścigał się w „specyficznej” drużynie Amore & Vita-McDonald’s. Specyficznej o tyle, że zespół ten chętnie przygarnia pod swoje skrzydła zawodników po przejściach. Od przyszłego sezonu reprezentować będzie barwy nowego teamu. Swoją dalszą karierę powierzył, organizowanej przez Włochów drużynie Felta. UCI nieco popsuła mu szyki. Jak na razie federacja zrezygnowała z pucharu świata w maratonie, „Mini Mig” będzie się więc mimo wszystko częściej pojawiał na trasach XC. Włosi mają jednak wiele swoich maratonów, które są dla nich całkiem prestiżowe, można się więc spodziewać, że Martinez stanie się regularnym bywalcem najważniejszych imprez długodystansowych. Z pewnością jego, jakże barwna postać, przyczyni się do wzrostu zainteresowania tą konkurencją. Pytanie, czy cieszą się z tego jego rywale – Francuz to niezwykle uparty zawodnik, który zwykł bardzo ambitnie walczyć o postawione przed sobą cele.
FOTO: https://www.teamfelt.it
Dziwne przypadki Miguela Martineza
Ma niespełna 33 lata, na koncie tytuł mistrza olimpijskiego w xc oraz nieudaną karierę w zawodowych grupach szosowych. Miguel Martinez przebył długą drogę: od gwiazdy MTB, przez nadzieję francuzów na Tour de France by pod koniec kariery skupić się na maratonach.