16. La Ruta de Los Conquistadores

12-15.11.2008, Kostaryka. Heras nie dał rady

Drukuj

Powracający ze sportowej banicji/emerytury, niesławny Roberto Heras, miał być głównym faworytem kostarykańskiej La Ruta. Specjalista włoskiego Iron Bike, Radek Sibl miał walczyć o podium.

Powracający ze sportowej banicji/emerytury, niesławny Roberto Heras, miał być głównym faworytem kostarykańskiej „La Ruta”. Specjalista włoskiego Iron Bike, Radek Sibl miał walczyć o podium.Zwycięzca maratonowego pucharu świata Thomas Dietsch chciał pokonać gospodarzy. Żadnemu z nich się to nie udało. Specyfika tego wyjątkowego wyścigu po raz kolejny pokonała gości, Kostarykanie po raz kolejny byli górą.

La Ruta w natarciu
Kostaryka atakuje. Egzotyczny wyścig, który słynął z błota, dziwnej organizacji i tropikalnej atmosfery od kilku lat prowadzi agresywną promocję. Do Ameryki Środkowej zapraszani są coraz lepsi zawodnicy, impreza jest wydłużana a całość zmierza w stronę szeroko pojętego profesjonalizmu. Być może w tym roku po raz ostatni śledziliśmy „La Ruta” w formie znanej od lat. W przyszłym roku będzie pięć etapów, opcja z noclegami w pięciogwiazdkowych hotelach, kontrole antydopingowe i limit uczestników. Wszystko po to, by gościom zza granicy zapewnić jak najlepsze warunki. Tymczasem to, z czego dotychczas słynął ten niespotykany wyścig zachęciło do udziału nawet Roberto Herasa. Trzykrotny zwycięzca Vuelty (o mało co czterokrotny, zdyskwalifikowany za doping) znakomity szosowiec sam zgłosił się do organizatorów. Czyżby planował powrót do profesjonalnego ścigania? Do Kostaryki przyjechał w barwach Gianta z zamiarem walki o najwyższe cele. Udział w „La Ruta” miał również m.in. Svein Tuft, ale Kanadyjczyk dostał „szlaban” od swojego nowego pracodawcy, grupy Garmin. Gwiazdami wyścigu mieli być również Thomas Dietsch, zdobywca Pucharu Świata w maratonie oraz Radek Sibl, specjalista ekstremalnych wyścigów mtb, zwycięzca włoskiego Iron Bike.
Kostarykańska czterodniówka jest dla obcokrajowców trudna z wielu powodów. Lokalni zawodnicy stawiają wszystko na jedną kartę, jest to dla nich impreza sezonu i to do niej wyjątkowo pieczołowicie się przygotowują. Swoje robi również specyficzny klimat imprezy, który choć w mniejszym stopniu dotyka zawodowców, daje się we znaki również im. Ameryka Południowa to inna kultura, inne warunki i inny... upływ czasu.


Dzień po dniu
Federico Ramirez (BRC-Pizza Hut) wygrywał „La Ruta” już czterokrotnie. Ma na swoim koncie również podium TransAlpu. W tym roku chciał po raz kolejny triumfować w najważniejszej dla niego imprezie. Aby zwiększyć szanse, pomagał mu młodszy klubowy kolega Alexander Sanchez Calderon. To on dyktował tempo na pierwszych kilometrach każdego etapu, dokonując kluczowej dla losów wyścigu selekcji. Co ciekawe, tempa tego nie wytrzymywał m.in. Roberto Heras uznawany za jednego z najlepszych „górali” w historii.

Suma podjazdów zaskoczyła Herasa już pierwszego dnia. Inauguracyjny etap tradycyjnie prowadzi przez niezwykle błotnistą dżunglę. To właśnie te okolice tak zapadły w pamięć Thomasowi Frischknechtowi, że nazwał „La Ruta” najtrudniejszym wyścigiem na świecie. W drugiej części etapu, umęczeni zmaganiami z błotem zawodnicy musieli pokonać serię stromych, szutrowych podjazdów. To właśnie tam zaatakował zwycięzca z 2004, Paolo Montoya (Economy Rent a Car-Seven Capital) a wraz z nim w ucieczce znalazł się Ramirez. Jadący bez wsparcia ekipy technicznej Dietchs odpadł od czołówki na jednym z bufetów, ale po imponującej pogoni dogonił liderów. Kosztowało go to jednak kryzys w końcowej części trasy, gdy odwodniony i bez jedzenia poniósł spore straty. Na jednym z, tym razem asfaltowych podjazdów, bardzo mocno zaatakował Ramirez, który w ostatecznym rezultacie „urwał się” Montoi na ponad dziesięć minut. Kolejni zawodnicy stracili jeszcze więcej, piąty na na mecie Heras przyjechał dwadzieścia pięć minut za zwycięzcą.


Po studziesięciokilometrowym maratonie pierwszego dnia przyszedł, pozornie, dzień nieco luźniejszy. 76km wokół San Jose przyniosło jednak podobnie monstrualną ilość wspinaczki (ponad 4000m w porównaniu z 5200 na pierwszym etapie). Plantacje kawy i bardziej suchy, choć równocześnie bardziej techniczny teren były świadkami wyrównania sytuacji w klasyfikacji generalnej. Ekstremalnie strome podjazdy przyniosły ambitny atak Paolo Montoi, który jednak był kilkukrotnie kontrowany przez Ramireza. Przed kluczowym dla losów etapów zjazdem Montoya stworzył niewielką przewagę nad rywalem a następnie rzucił się do ataku na technicznych zjazdach do mety. Wystarczyło to do zwycięstwa i odrobienie niemal trzech minut nad Ramirezem. Drugi etap był bardziej szczęśliwy dla Dietscha, który zameldował się na mecie czwarty, w grupie z Roberto Herasem. Większe straty poniósł natomiast Sibl, który wypadł z pierwszej dziesiątki.

Mając doświadczenie z drugiego dnia, prowadzący w klasyfikacji generalnej Ramirez postanowił bardziej skutecznie bronić swojej pozycji na etapie trzecim. To klasyczny odcinek dla „La Ruta”, podczas którego zawodnicy przez trzydzieści kilometrów wspinają się na ponad 3000mnpm zboczami wulkanu Irazu. Następnie muszą stracić blisko 2000m by znów przez plantacje kawy dotrzeć do mety. Alexander Sanchez skutecznie rozprowadził Ramireza na wulkanicznym podjeździe. Dzięki temu lider zameldował się pierwszy na szczycie, cztery minuty przed swoim głównym rywalem. Tym razem Montoya, który źle zniósł pobyt na tak dużej wysokości nie zdołał odrobić starty na zjazdach, co więcej, stracił kolejne dwie minuty. Rewelacyjny wciąż góral, Roberto Heras nie dał rady Kostarykańczykom i na szczyt Irazu wjechał za nimi a na mecie znów zameldował się w grupie z odzyskującym siły Dietschem.


Ostatni etap „La Ruta” to również klasyk tej imprezy. Trasa w dużej części prowadząca w dół jest długa (125km!), ale dość łatwa. A raczej byłaby, gdyby nie skromne dwadzieścia pięć kilometrów po podkładach kolejowych, na których ostatecznemu testowi poddawane są zmęczone ciała i sprzęt zawodników. Podobnie jak w poprzednich dniach na początku tempo dla Ramireza dyktował Sanchez, który następnie utrzymywał się w grupie pościgowej. Z kolei lider kontrolował poczynania swojego najgroźniejszego rywala. Paolo Montoya zdołał wygrać finisz na plaży Bonita, ale to Federico „Lico” Ramirez wygrał cały wyścig. Sprawa jest o tyle prestiżowa, że tych dwóch zawodników rywalizowało w tym roku o jedyną nominację olimpijską, którą otrzymał Ramirez. Wygrywając „La Ruta” potwierdził, że był to słuszny wybór. Na ostatnim etapie z dobrej strony pokazał się Sibl, który finiszował czwarty i tym samym awansował na dziewiąte miejsce w „generalce”. Kłopoty techniczne miał natomiast Heras, który złapał gumę, ale strata, jaką poniósł nie była zbyt duża i wystarczyła do zajęcia szóstego miejsca w końcowej klasyfikacji.

Gospodarze znów na topie
Po dwóch latach przerwy, gry wygrywali obcokrajowcy („Frischi” i Kolumbijczyk Paez) w Kostaryce zapanował stary porządek. Pierwsze trzy miejsca zajęli reprezentanci gospodarzy: Federico Ramirez, Paolo Montoya i Enrique Artavia Cedeño. Pierwszym z gości był Francuz, Thomas Dietsch, który tak jak niegdyś Thomas Frischknecht za punkt honoru postawił sobie zwycięstwo w „La Ruta”. W kategorii kobiet i mastersów również zwyciężali Kostarykanie. Adriana Rojas pokonała Kanadyjkę Sandrę Walker, natomiast Santos Corea Gutierrez był lepszy od swojego rodaka Diego Chaverri Madden Luis. Jedynie w najstarszej grupie wiekowej gospodarze uznali wyższość gości za sprawą Kanadyjczyka Mike'a Charuka.
Tak jak zostało to powiedziane we wstępie, w tym roku była to ostatnia taka La Ruta de Los Conquistadores. Przyszłoroczna edycja będzie bardziej „cywilizowana”. Sytuacja, gdy zawodnik pokroju Dietscha nie może skorzystać z bufetu, gdyż na nim znajduje się tylko obsługa poszczególnych teamów i, być może z tego powodu, przegrywa wyścig, prawdopodobnie już się nie powtórzy. Lokalni zawodnicy zapewne nadal będą kształtowali obraz „La Ruta”, ale całość zmierza w stronę jak najbardziej profesjonalnej imprezy kolarskiej. Nie zmienia to faktu, że w kategorii najtrudniejszych imprez na świecie ta prowadząca między Atlantykiem a Pacyfikiem przez górzyste tereny Kostaryki nadal będzie w ścisłej czołówce. Tropikalny klimat i monstrualne przewyższenia, obce nawet zawodowcom z Pro Touru to wyzwanie dla najtwardszych z najlepszych.

Wyniki:
Elita mężczyzn:
1 Federico Ramírez Méndez (CRi) Bcr-Pizza Hut
2 Paolo Montoya Cantillo (CRi) Economy Rent A Car
3 Enrique Artavia Cedeño (CRi) Super Pro - Economy
4 Thomas Dietsch (Fra) Gewiss-Bianchi
5 Manuel Prado (CRi) Sho-Air/Rock N'road
6 Alexander Sánchez Calderón (CRi) Bcr-Pizza Hut
7 Roberto Heras Hernandez (Esp)
8 Marvin Campos Suazo (CRi) Super Pro - Economy
9 Radoslav Sibl (Cze) Bikezone.Cz/Mrx
10 Harlan Price (USA) Independent Fabrications

Kobiety open:
1 Adriana Rojas Cubero (CRi) Bemosa / Pq
2 Sandra Walter (Can) Pedal Magazine
3 Sara Bresnick-Zocchi (USA) Pedalpowercoaching
4 Tamara Goeppel (Can) Leki Bikextreme
5 Lisa Pleyer (Aut)

Masters A:
1 Santos Corea Gutierrez (CRi) Citi - Litespeed
2 Diego Chaverri Madden Luis (CRi) Guanaride
3 Sam Humphrey (GBr) Charge Bikes
4 Randall Aguilar Quesada (CRi) Taller Rj Paraiso
5 William Valverde Barquero (CRi) Vedova Y Obando

Masters B:
1 Mike Charuk (Can) Team Whistler/Ryders
2 Melvin Rojas Alfaro (CRi) Citi - Litespeed
3 Andrew Handford (Can) Different Bikes
4 Peter Stevenson (Can) Experience Cycling
5 Doug Andrews (USA) Gpsupload.com


FOTO: https://www.adventurerace.com