Pierwszy raz od dekady ktoś wygrał dwa wielkie toury w ciągu jednego sezonu.
Osiągnięcie Alberto Contadora przyćmiło wygraną w Tour de France Carlosa Sastre, trzeci triumf w Lombardii Damiano Cunego, olimpijskie złoto Samuela Sancheza czy pełne emocji zakończenie kariery Paolo Bettiniego. Nie przysłoniło tylko afery z CERA w roli głównej.Kolarzem wybitnym jest
Alberto Contador ma 26 lat i w ciągu nieco tylko ponad roku wygrał Tour de France, Giro di Italia i Vuelta Espana. Hiszpan, którego kariera rozpoczęła się de facto od zwycięstwa w czasówce na Orliku swoimi osiągnięciami przyćmił najwybitniejszych kolarzy ostatnich lat. Choć sam jest kolarzem ekstremalnie niespektakularnym, nie niszczy swoich rywali, przewagę konsekwentnie buduje sekunda po sekundzie a utrzymuje ją w dużej mierze dzięki pomocy drużyny, jest niewątpliwie zawodnikiem wybitnym. Niestety cały czas gdzieś w podtekście pozostają podejrzenia o współpracę z doktorem Fuentesem, jednak sam Contador nigdy nie miał pozytywnego wyniku kontroli antydopingowej a jego największe sukcesy przyszły już po rozstaniu z grupą Libertyn Seguros, którą znany hematolog otaczał swoją troskliwą opieką. Pytanie, czy to „magia” Johana Bruynella czy też inne środki sprawiły, że młody Hiszpan stał się niemal z dnia na dzień największym specjalistą wielkich tourów schodzi nieco na plan dalszy. Tak czy inaczej, jest zabójczo skuteczny, wyjątkowo konsekwentny i nad wyraz… małomówny. Trudno powiedzieć, czy w tych, niezwykle trudnych czasach, kolarstwo potrzebuje takiej właśnie gwiazdy. Można mimo wszystko zaryzykować stwierdzenie, że jest przedstawicielem nowego pokolenia zawodników, którzy wnieśli wiele ożywienia w peletonie. Era Armstronga, której wyrazem była specjalizacja w jednej imprezie odeszła wraz z nim w przeszłość. Contador, Evans, Valverde czy też starsi kolarze jak Carlos Sastre szukają swoich szans w większej ilości imprez i częściej ze sobą rywalizują. Jest to cenna i ważna odmiana w stosunku do minionych lat. Wyraźnie zyskało na tym Giro, które wyraźnie przywraca swoją świetność, zyskały i wyścigi klasyczne a także imprezy mistrzowskie. Na horyzoncie pojawia się też nowa generacja kolarzy, jeszcze młodszych od Contadora. Dojrzewa Janez Brajkovic, błysnął Roman Kreuziger, swój talent potwierdził Philipe Gilbert… W kolejnych sezonach będzie miał się kto ścigać i wiele wskazuje na to, że będzie to ściganie w dobrym stylu.
Kolarzem wybitnym był
Paolo Bettini odszedł do historii kolarstwa w wielkim stylu. Zakończył starty „oddając” mistrzostwo świata w ręce kolegów z drużyny a sam dojechał do mety w Varese w eskorcie pomocników, przy aplauzie kibiców i w towarzystwie Erika Zabela. „Świerszcz” to z pewnością najlepszy klasyk ostatnich kilku sezonów a przy tym wielka osobowość. Paolo Bettini przez dwa lata godnie nosił koszulkę mistrza świata a jego postać utrzymywała na powierzchni mocno nadwątlony wizerunek kolarstwa. Miał swój styl, miał Charakter i potrafił wygrywać największe imprezy. Potrafił jeszcze jedną, niezmiernie ważną rzecz. Odszedł w, prawdopodobnie, ostatnim odpowiednim momencie, gdy już zaczął przegrywać, ale jeszcze był w stanie jadowicie kąsać. Po etapowym sukcesie na Vuelcie widać było, że w Varese wystartuje w roli faworyta. Wykonał śmiały atak a gdy ten się nie powiódł, skupił na sobie uwagę rywali i dał szansę kolegom z reprezentacji. Wykorzystał ją jednak nie gwiazda-Cunego, nie weteran-Rebellin a nowa nadzieja-Ballan. Włoch z Lampre nie będzie mimo wszystko następcą Bettiniego choć od swojego rodaka przejął tęczową koszulkę. Ballan nie jest tak szybki jak Bettini, potrafi za to coś, czego „Świerszcz” nigdy nie potrafił: znakomicie jeździ po bruku, jest więc zatem naturalnym faworytem nie tylko w Ardenach, ale i we Flandrii. Włosi, którzy w wielkich tourach ostatnio nie radzą sobie najlepiej, dominują w klasykach. Obok Ballana, Rebellina czy Bettiniego wielką klasę pokazał Cunego. „Mały książę” był trzeci w Walońskiej Strzale, drugi na Mistrzostwach Świata, wygrał Amstel Gold Race i Giro di Lombardia. Jest następnym mistrzem w peletonie, stojącym jednak na rozdrożu kariery. Podobnie jak Alejandro Valverde (pierwszy w Legie-Bastogne-Liege i Dauphine Libere) jest pogromcą górzystych klasyków, ale od początku kariery ciągnie się za nim mit kolarza etapowego. Po sporych sukcesach u progu przygody z zawodowstwem (Valverde d stał na podium Vuelty, Cunego wygrał Giro) Damiano i Alejandro próbują udowodnić, że nie był to przypadek. Póki co obaj regularnie zawodzą, ale trzeba pamiętać, że są młodzi i nadal mogą wiele wygrać, choć tak naprawdę bliżej im jest do tęczowej koszulki mistrza świata niż żółtej zwycięzcy Tour de France.
Kto atakuje, ten bierze
Niemal wszystkie fenomeny tego sezonu zgasły szybciej, niż się pojawiły. Bezczelny i błyskotliwy Ricardo Ricco, szokujący Emanuele Sella, mocarny Stefan Schumacher czy zaskakujący Bernard Kohl wpadli na stosowaniu nowoczesnych środków dopingujących. CERA, czyli EPO trzeciej generacji zrobiło w tym sezonie zaskakująca karierę. Kolarze ci jeździli w stylu znanym z późnych lat dziewięćdziesiątych. Gubiący rywali niczym Pantani Ricco czy niszczący konkurentów podczas czasówek Schumacher (podobieństwo do Ullricha) uzyskiwali zaskakująco dużą przewagę nad innymi zawodnikami. Wielkie Toury, ale i klasyki rozgrywają się teraz inaczej, niż za czasów Armstronga. Nikt nie rozrywa peletonu, nie ma zapierających dech ataków. Czołówka jedzie równo, selekcja następuje „od tyłu”, na mety etapów wjeżdżają niewielkie grupki wymęczonych faworytów. Różnice między zawodnikami są minimalne a podjazdy pokonywane w wolniejszym tempie. Carlos Sastre, choć ekipa CSC znajduje się w ogniu podejrzeń a Frank Schleck przyznał się do kupowania planów treningowych od Fuentesa, wygrał Tour nie dzięki nadprzyrodzonym mocom a dzięki przewadze taktycznej. Wspominany już Contador od ponad roku „ciułał” cenne sekundy i w ten sposób wygrał Tour, Giro i Vueltę, raczej nie tracąc niż pokonując rywali. Podobnie jeździ Sastre, podobnie jeżdżą Menchov czy Evans. To z pewnością nie jest porywające, ale daje nadzieję, że przynajmniej warunki rywalizacji wszyscy mają równe. Kto zdoła znacząco wyjść przed szereg spotyka się ze skutecznym działaniem laboratoriów antydopingowych. Na końcu starego sezonu i u progu nowego – już bez cyklu Pro Tour i bez kilku ciekawych nazwisk w peletonie – dostajemy więc Nową Nadzieję. Niech więc moc będzie z zawodnikami a siły ciemności w postaci powracających z wygnania dawnych herosów (Basso, Hamilton) nie zniszczyły szans na, przynajmniej częściowe, uzdrowienie sytuacji w kolarstwie.