Mistrzostwa Świata w Val di Sole

Triumf MTB

Drukuj

Rekordowa ilość uczestników, niespodziewane rezultaty, gwiazdy spełniające swoje marzenia takich mistrzostw nie było od dawna.

Rekordowa ilość uczestników, niespodziewane rezultaty, gwiazdy spełniające swoje marzenia – takich mistrzostw nie było od dawna.Trudno porównywać imprezę mtb do wydarzeń ze „sterylnej” szosy, ale śmiało można powiedzieć, że mistrzostwa w Val di Sole były triumfem kolarstwa górskiego. Nie tylko dlatego, że pełnowymiarową relację zaprezentowała TVP!

Sauser i spółka
Są tacy zawodnicy, który kibicuje się całym sercem. Christoph Sauser jest jednym z nich. „Wiecznie drugi”, „wiecznie pechowy”, zdominowany przez Absalona, znakomity kolarz, który nie trafił na czasy, w którym jego gwiazda mogłaby w pełni zabłysnąć. W poszukiwaniu upragnionej tęczowej koszulki rok temu „Susi” sięgnął po podstęp i wygrał mistrzostwa świata w maratonie. Mimo całej sympatii dla tej dyscypliny, maraton nie jest tak prestiżowy jak cross – country: niemal pierwotna odmiana mtb, dodatkowo będąca jedynym przedstawicielem tego odłamu kolarstwa podczas Igrzysk Olimpijskich. Igrzysk, które – dodajmy, Sauser w swojej karierze również przegrał. W Sydney zdobył brąz a w Atenach urwał łańcuch a skuwacza ze sobą nie miał, ponieważ… był zbyt ciężki. Mania odchudzania sprzętu jest jednym ze znaków rozpoznawczych Szwajcara. W Val di Sole postanowił zaryzykować. Po zaledwie kilku jazdach testowych postanowił użyć nowego, prototypowego Epica (model 2009). Z nowym zawieszeniem i, przede wszystkim, lżejszego o ponad pół kilograma. Trudno stwierdzić, czy to znakomita forma Sausera, nowy rower czy też połączenie obu czynników z dodatkową olbrzymią motywacją zadziałały w ten sposób. Dość powiedzieć, że „Susi” całkowicie zdominował rywalizację, nie zostawiając rywalom najmniejszych złudzeń co do tego, kto w tym roku jest numerem jeden. Być może dodatkową motywację dała mu gorsza dyspozycja Juliena Absalona. Francuz, który w przeszłości regularnie gnębił Szwajcara niczym Armstrong Ullricha w tym sezonie ma kłopoty. Po znakomitym początku startów w Pucharze Świata ostatnie tygodnie przyniosły załamanie jego dyspozycji. Nie kończył wyścigów lub przyjeżdżał na dalszych pozycjach. Trudno stwierdzić, czy stawia on wszystko na jedną kartę, podporządkowując cały sezon wyścigowi olimpijskiemu, czy też może, najzwyczajniej w świecie, jego organizm stwierdził, że tak długo na najwyższym poziomie utrzymywać się nie może. Tak czy inaczej Sauser wyczuł, że otwiera się przed nim, być może jedyna w karierze szansa, by zdobyć tytuł mistrza świata i w 100% ją wykorzystał. Nie kalkulował, nie oszczędzał się zyskując tak dużą przewagę, która gwarantowała mu zwycięstwo nawet w przypadku defektu. W wieku 32 lat w końcu osiągnął swój cel, pytanie tylko, czy będzie w stanie utrzymać i podnieść formę do igrzysk olimpijskich i jeszcze wyraźniej zakończyć erę dominacji Absalona?

Fullana w natarciu
Wśród pań sytuacja jest nieco inna. Okres bezkrólewia po przerwie, jaką kłopoty ze zdrowiem Rity Dahle zafundowały kobiecemu MTB, trwa nadal. Grupa zawodniczek walczących o czołowe lokaty jest przynajmniej kilkuosobowa a do tego bardzo wyrównana. Dahle, prawdopodobnie tak jak Absalon czeka z formą na Igrzyska. Czy będzie jednak w stanie dojść do najwyższej formy w sześć tygodniu i wyprzedzić znakomicie dysponowane rywalki? Spitz, Kalenteva czy też powracająca do ścisłej czołówki Fullana to silne i dobrze znane Norweżce rywalki. Trzeba przyznać, że Hiszpanka, która w przeszłości była już przecież mistrzynią świata, przypomniała o sobie w najbardziej odpowiednim momencie. Zdobywając mistrzowski tytuł dobitnie potwierdziła swoje olimpijskie aspiracje. Fakt faktem, że trasa w Val di Sole wyjątkowo przypadła jej do gustu. Gdy po środowych opadach do weekendu zdążyło przeschnąć, Hiszpanka, która w przeszłości miewała kłopoty w trudniejszych warunkach, poczuła się jak ryba w wodzie. Kontrolowała wyścig od startu do mety a w decydującym momencie przyspieszyła, podobnie jak Sauser nie zostawiając wątpliwości, kto rządzi tego dnia na trasie xc. Ponieważ trasa w Pekinie również nie jest szczególnie techniczna, Hiszpanka urasta do miana faworytki.

Cudowne dzieci brytyjskiego downhillu.
Finały wszystkich ekstremalnych dyscyplin mtb zostały rozegrane jednego dnia. Trzy złote medale dostały się w ręce Brytyjczyków, z czego dwa do domu przywiezie rodzina Atherthonów. 21-letnia Rachel wygrała już w tym roku eliminację pucharu świata w Andorze, co nie zmienia faktu, że bardzo wyraźne zwycięstwo nad Sabriną Jonier było pewnego rodzaju niespodzianką. Podobnie zresztą jak wygrana brata Rachel – Gee, wśród mężczyzn. Tam Brytyjczykowi pomógł nieco Samuel Hill. Australijczyk mając sporą przewagę popełnił w końcówce drobny błąd, który kosztował go kilka cennych sekund i spadek na trzecią pozycję. Miło było na podium zobaczyć angielskiego weterana. W gronie dwudziestoparolatków dominujących we współczesnym DH, trzydziestoczteroletni Steve Peat prezentuje się niczym emeryt. Jego obecność jest jednym z ostatnich łączników z odległymi czasami, gdy na trasach zjazdowych dominował Nico Vouilloz a sama dyscyplina, sprzęt i trasy wyglądały zdecydowanie inaczej. Tym większy respekt dla Peata za to, że potrafi ciągle ewoluować i nadążać za współczesnymi trendami.

Nieco na uboczu rozgrywano zawody w trialu. Trudno stwierdzić, dlaczego ta widowiskowa dyscyplina jest marginalizowana zarówno przez media jak i samą UCI. Fakt, że nie jest powszechnie uprawiana a specjalizują się w niej głównie Hiszpanie (podobnie jak w wersji motocyklowej) nie oznacza, by była ignorowana. W sytuacji, gdy wyniki pozostałych dyscyplin były prezentowane na stronach UCI niemal „live” rezultaty trialu pojawiły się dopiero po niemal dwóch dniach. A przecież sama nawet nazwa głosi, że mistrzostwa rozgrywane są zarówno w mtb jak i w trialu.

Gdzie jest Maja Włoszczowska?
Czy wkrótce wyjedzie z lasu? Czy ujrzymy ją na olimpijskim podium? Nasza najlepsza obecnie zawodniczka była w Val di Sole siłą napędzającą sztafetę a do tego bardzo dobrze zaprezentowała się w wyścigu indywidualnym. Po licznych niepowodzeniach przypomniała o sobie rywalkom i kibicom nie tyle polskim – w kraju wszyscy poczynania Mai śledzą z dużą uwagą, co zagranicznym. Piąte miejsce w tak zacnym, jak to w Val di Sole, gronie to świetny wynik, nawet, jeśli nie zwieńczony medalem. Pytanie powinno brzmieć raczej „gdzie są nasi pozostali zawodnicy?” Jak ocenić wyniki „biało – czerwonych” osiągnięte podczas włoskich mistrzostw. Kogo, poza Mają wydelegować do Pekinu? Pozostają jeszcze dwa miejsca: jedno wśród mężczyzn i jedno wśród kobiet. Choć bezwzględne rezultaty tego nie pokazują, Marek Galiński i Anna Szafranie pojechali zaskakująco dobrze. „Diabeł”, który w Polsce, poza jednym startem na GP w Nałęczowie praktycznie w tym roku w kraju nie zaistniał, regularnie startował za granicą. To było widać podczas mistrzowskiego wyścigu. Nie tylko pojechał dobrze, ale również potrafił w końcówce zaatakować i awansować o kilka pozycji. Do pierwszej dziesiątki, w której miejsce uznalibyśmy za niewątpliwy, wręcz spektakularny sukces zabrakło bardzo niewiele. Podobnie ma się sprawa z Anną Szafraniec oraz orlikiem, Piotrem Brzózką. Trenerowi kadry dodatkowo plany pokrzyżować musiała Ola Dawidowicz, która zdobyła medal w kategorii „orliczek”. Teraz, zamiast zdecydowanie stawiać na Szafraniec, Andrzej Piątek będzie musiał się mocno zastanowić, której z pań powierzyć nominację numer dwa w kobiecej kadrze. W przypadku mężczyzn sprawa jest chyba jasna. Zawiódł Dariusz Batek, Piotr Brzózka jest prawdopodobnie zbyt młody by ścigać się z elitą podczas Igrzysk, do Pekinu pojedzie więc Galiński, który jeśli przyjedzie 15, będziemy zadowoleni a jeśli przyjedzie 10. będziemy szczęśliwi.

O olimpijskim podium marzyć nie może za to nasz drugi medalista z Val di Sole – Rafał Kumorowski do Pekinu nie pojedzie z prostego powodu: tialu na IO nie ma i prawdopodobnie długo nie będzie. A szkoda, mógłby spokojnie zastąpić np. pływanie synchroniczne.

Mistrzostwa w Val di Sole były więc dla Polaków udane. Po prostu udane, nie mniej, nie więcej. Może bez spektakularnych sukcesów, ale pokazujące solidną dyspozycję większości naszych reprezentantów (także junior Marek Konwa, juniorka Paula Gorycka). Z pewnego względu były jednak absolutnie wyjątkowe. Cross country elity niemal na żywo i niemal w pełnym wymiarze pokazała TVP. Co prawda w mało dostępnym kanale „Sport” (kto zna kogoś, kto zna kogoś kto ma dostęp do niego proszony jest o pilny kontakt z redakcją ;-) ), ale później (dosłownie, bo po północy), powtórzyła w ogólnodostępnym programie trzecim, czyli TVP Info. Co ważne, z dobrym, neutralnym komentarzem bez rażących błędów! Pozostaje więc czekać na dalszy rozwój wydarzeń i, choć momentami krytycznie, przyglądać się naszym kadrowiczom z należną im życzliwością.

FOTO: sauserwind.com, athertonracing.co.uk, arch.bikeWorld.pl