Tuż po wyścigu Włoszczowska oraz Solus-Miśkowicz na żywo dzieliły się z kibicami swoimi wrażeniami. „Prawda jest taka, że pojechałyśmy dobry wyścig. Ja byłam czwarta, Kasia skończyła na 18. pozycji” – powiedziała Włoszczowska.
„Masakra” – mówiła, z kolei, Solus-Miśkowicz, „wystarczy, że po starcie zostało się z tyłu i już był dramat. Na podjeździe się stało, na płaskim wyprzedzało. Nie jest źle, szału nie ma” – relacjonowała po swoim 18. miejscu zawodniczka Volkswagen Samochody Użytkowe MTB Team.
„Zostawiłam tam wszystko, na ostatniej rundzie zaczęły łapać mnie skurcze. Czwarte miejsce jest najbardziej przykre, a na pewno medal był w zasięgu” – tłumaczyła Mistrzyni Świata z 2010 roku. „Jestem zła na dwie rzeczy – zepsuty start, po prostu nie byłam w stanie jechać szybciej i odjechało mi osiem zawodniczek (…). A gdy już w moim zasięgu pojawiała się pozycja medalowa, nie wiem, jakim cudem, na zjeździe pojawiła się zdublowana zawodniczka [Tsalina Yi-Lin Phang z Singapuru], której tam być nie powinno. Nie dość, że się pojawiła, to jeszcze nie zjechała, wywaliła się na rock gardenie przede mną i nie miałam miejsca do ucieczki. Wpadłam w nią, skrzywiła mi się klamka przedniego hamulca, przez co musiałam zatrzymać się w strefie technicznej” – mówiła Polka, która po kraksie została doścignięta przez Pauline Ferrand Prevot (Francja) i Irinę Kelentievą (Rosja). „Medal był w zasięgu, musiało wszystko zagrać, żeby go zdobyć, ale niestety tym razem wszystko nie zagrało. Dałyśmy z siebie wszystko i nie mamy sobie nic do zarzucenia” – dodała.
Obie zawodniczki dziękowały też za wsparcie podczas Mistrzostw, zarówno obsłudze Reprezentacji Polski, jak i kibicom.