Valverde pokazał pełnie swoich umiejętności na biegnącym pod górę krótkim finiszu, gdzie pewnie pokonał wszystkich rywali i po raz pierwszy w tegorocznym wyścigu stanął na podium. „Ten finisz był wyjątkowo wymagający, nie znaliśmy go wcześniej i tylko rano sprawdziliśmy profil trasy w internecie. Gdybym po Tourze robił więcej treningów, rekonesans trasy, dziś byłbym wypalony. A dzisiejsza technologia umożliwia sprawdzenie tego wszystkiego i rezultat jest podobny” – tłumaczył Hiszpan, który mimo nieznajomości końcówki, nie miał problemów z pokonaniem rywali, choć wysoko poprzeczkę postawił Peter Sagan (Tinkoff-Saxo), który cały czas podążał za rywalem. „Wiedziałem, że tego typu finisz mi pasuje, a ostatnie 400 metrów było szczególnie wymagające, ale zachowałem zimną krew i czekałem z finiszem do samego końca, widząc, że Sanchez czy Bilbao nie mają zbyt dużej przewagi, ale jednocześnie kontrolowałem Sagana za plecami” – tłumaczył kolarz Movistar, który zgarnął też bonifikatę czasową na mecie – „bardziej niż zarobione sekundy cieszy mnie zwycięstwo etapowe, bo dało całej ekipie dużo pewności siebie” – stwierdził.
Mimo iż w klasyfikacji generalnej Valverde jest wyżej w klasyfikacji generalnej niż jego kolega z ekipy, Nairo Quintana, to jednak Hiszpan podkreśla, że obaj są liderami na tegoroczną Vueltę i w tej kwestii nic się nie zmieniło po zwycięstwie etapowym Valverde. „Samotny lider? Nic z tych rzeczy – nic się nie zmieniło po dzisiejszym zwycięstwie. Nairo i ja obaj pozostajemy liderami ekipy. Po prostu ten etap mi bardzo pasował, ale Nairo też jedzie bardzo dobrze, zawsze w czubie” – chwalił swojego kolegę z ekipy doświadczony Hiszpan.
Najgroźniejszym rywalem Valverde na 4. etapie był Sagan, wczorajszy zwycięzca, który dziś jednak nie miał tyle sił, by znów sięgnąć po etapowy triumf – „to był bardzo ciężki dzień, na którym spędziłem bardzo dużo czasu na czele grupy. Podjechałem nawet do Valverde, zapytałem czy Movistar nam pomoże, ale nie byli specjalnie zainteresowanie” – mówił Sagan. „Końcówka była bardzo trudna, najpierw w górę, potem w dół i znowu w górę. Dlatego myślę, że mogę być zadowolony z drugiego miejsca, bo tempo było zawrotne. A ostatnie 400 metrów to koszmar, byłem ugotowany. Ale gdy widziałem, że rywale mnie mijają, postanowiłem jeszcze raz się zebrać i pociągnąć mocniej. Utrzymałem się za Valverde, ale moje nogi nie odpowiadały, więc byłem tylko drugi. Ale wciąż myślę, że to dobre miejsce na takim etapie” – relacjonował Sagan, który dzięki wczorajszemu zwycięstwu i drugiej lokacie na 4. etapie, umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji punktowej wyścigu i o 10 punktów wyprzedza właśnie Hiszpana.
Do dość nietypowej sytuacji doszło na około 40 kilometrów przed metą. Leżący w kraksie Ben King (Cannondale-Garmin) został okradziony przez kibiców. Gdy Amerykanin czekał na nowy rower, jeden z kibiców ukradł jego komputerek Garmina, natomiast drugi próbował odjechać jego rowerem. Kolarz Cannondale-Garmin w porę powstrzymał go, jednak komputerka nie udało mu się odzyskać.