Froome zaatakował bardzo wcześnie, bo już na 6 kilometrów przed szczytem La Pierre Saint Martin, ale taki długi atak pozwolił mu wypracować sobie bardzo dużą przewagę na mecie. Brytyjczyk finiszował 59 sekund przed swoim kolegą z ekipy, Richiem Porte, i 1.04 przed Nairo Quintaną (Movistar), który najdłużej trzymał się z Froomem, choć i on po kolejnym przyspieszeniu Brytyjczyka nie był w stanie utrzymać jego tempa i szybko tracił dystans do lidera wyścigu.
„To był niesamowity etap. Już w trakcie dnia przerwy byliśmy myślami na tym etapie. Nie zamierzaliśmy jechać agresywnie, cieszyliśmy się, że uformowała się ucieczka i daliśmy pracować innym ekipom. Ale gdy na podjeździe usłyszałem, że inni faworyci mają problemy, powiedziałem Richiemu i Geraintowi, żeby podkręcili tempo. Czułem, że to sprawi dodatkowe problemy rywalom” – powiedział Froome, do którego najwięksi rywale stracili sporo minut. „Nie mogliśmy sobie tego lepiej wymarzyć, tym bardziej, że Richie wyskoczył po drugie miejsce i zabrał Quintanie bonifikatę czasową”. Froome po pierwszym etapie w Pirenejach ma już prawie trzy minuty przewagi nad Tejayem Van Garderenem (BMC Racing Team) i ponad trzy nad Nairo Quintaną (Movistar). „Do końca wyścigu jeszcze daleka droga” – przestrzega mimo to Froome, „w 2013 roku Contador atakował na wietrze i zjazdach. W tym roku możemy się spodziewać podobnych ataków. Ale na pewno będziemy czujni i wyciągniemy wnioski z przeszłych błędów” – stwierdził Froome, który powtórzył swój wynik sprzed dwóch lat, kiedy to także 14 lipca – w dniu święta narodowego Francuzów, sięgnął po zwycięstwo etapowe, by potem wygrać cały wyścig. Także w ubiegłym roku Vincenzo Nibali (Astana) wygrał 14 lipca i potem założył żółtą koszulkę na podium w Paryżu. Według statystyk z ostatnich dwóch lat, Froome powinien więc sięgnąć po zwycięstwo w 102. edycji Wielkiej Pętli.
A słaba postawa Nibalego sprawiła, że rolę lidera kazachskiego zespołu może przejąć Jakob Fuglsang. Duńczyk dostał wolną rękę od szefa Astany, Alexandra Vinokourova. Włoch stracił do zwycięzcy 4.25, natomiast Fuglsang, który początkowo pomagał Nibalemu, na mecie zameldował się po 3.09, choć w klasyfikacji generalnej nadal jest za Włochem. „To była katastrofa. Nibali nie był nawet w stanie utrzymać tempa Fuglsanga, co myślałem, że nie będzie dla niego problemem” – żalił się po etapie Vinokourov. „A Jakob jest w dobrej formie, więc czemu ma nie spróbować” – dodał. Także Nibali przyznał, ze to był dla niego trudny etap – „To był bardzo ciężki dzień. Nie mogłem utrzymać swojego tempa, nie mogłem dobrze oddychać, złapać odpowiedniego rytmu. Tak, jakbym nie miał nic pod nogą. Ciężko było mi nawet utrzymać tempo moich kolegów z ekipy. Choć czuję się dobrze, to nie jestem w stanie dać z siebie więcej. Nie jestem tym samym Nibalim, co w zeszłym roku” – stwierdził.
Jednak nie tylko Włoch poniósł straty. Wszyscy rywale Frooma byli dziś daleko za Brytyjczykiem. Quintana stracił 1.05, natomiast Van Garderen już 2.30. Spore straty poniósł też Alberto Contador (Tinkoff-Saxo), który na metę przyjechał ze stratą 2.50.
Wysoko punktowane lotne premie sprawiły, że nawet na górskich etapach sprinterzy mają swoje pięć minut. Na 10. etapie najszybsi kolarze z peletonu walczyli o punkty przed finałowym podjazdem, a walka ta przyniosła zmianę lidera klasyfikacji punktowej. Właścicielem zielonej koszulki ponownie został Andre Greipel (Lotto Soudal), który dzięki trzeciej lokacie na finiszu wyprzedził Petera Sagana (Tinkoff-Saxo). „To miłe uczucie odzyskać zieloną koszulkę” – powiedział Niemiec, który już wcześniej przewodził klasyfikacji punktowej. „To moje pierwsze wyjście na podium na górskim etapie” – śmiał się po ceremonii dekoracji.