Na 60 kilometrów przed metą lider wyścigu był w opałach po defekcie, jechał z prawie minutową stratą do Fabio Aru (Astana) i wydawało się, że Włoch może dziś odebrać maglia rosa swojemu rywalowi. Contador jednak pokazał, że to on jest najmocniejszym kolarzem w tegorocznym wyścigu i w pojedynkę zlikwidował stratę, znakomicie wspinając się na Passo del Mortirolo. Hiszpan najpierw dogonił Aru, Mikela Landę (Astana) i Stevena Kruijswijka (LottoNL-Jumbo), a potem zostawił Włocha, który musiał sam zmagać się z kryzysem, już bez pomocy swoich kolegów z ekipy. A Contador znów wyszedł zwycięsko z pojedynku z Aru, tym razem dokładając rywalowi kolejne dwie minuty. El Pistolero nie może być jeszcze pewien zwycięstwa – choćby dlatego, że Landa pokazał, że jest dziś równie mocny – to jednak poczynił spory krok w stronę maglia rosa w Mediolanie i pokazał rywalom, że bardzo trudno będzie go pokonać, nawet, kiedy będzie osamotniony.
Contador włożył jednak wiele wysiłku w dzisiejszy etap – „to był piekielnie trudny etap, a jeszcze przed rozpoczęciem podjazdu pod Mortirolo miałem 400 watów. Tak naprawdę to tylko dzięki moim kolegom mogłem zlikwidować tę stratę” – mówił Hiszpan o sytuacji, gdy po defekcie i otrzymaniu koła od Ivana Basso gonił grupkę, w której jechał Aru, „to była bardzo trudna sytuacja, ale takie jest kolarstwo. To właśnie takie dni zapadają w pamięci kibiców” – dodał.
O tym, jak mocny na Mortirolo był Contador świadczą czasy podjazdów poszczególnych kolarzy z czołówki. 11,8 kilometrów podjazdu ze średnim nachyleniem 10,9%, a dochodzącym do 18%. Hiszpan, który zaczynał podjazd za plecami rywali na pokonanie tego odcinka potrzebował 45:07, co daje średnią prędkość 15,76km/h, natomiast drugi najszybszy kolarz na podjeździe, Kruijswijk, był wolniejszy aż o 49 sekund. Landa potrzebował na pokonanie podjazdu 53 sekundy więcej niż Contador, natomiast Aru wspinał się przez 47:50, czyli prawie trzy minuty dłużej niż kolarz Tinkoff-Saxo. Choć Contador poprawił swój wynik z Giro d’Italia z 2008 roku o ponad minutę, kiedy to wspinał się przez 46:12, to jednak daleko mu do rekordu Ivana Gottiego z 1996 roku. Włoch wspiął się wtedy na szczyt Mortirolo w 42:40, co do dzisiaj pozostaje niepobitym rekordem.
Dzisiejszy dzień pokazał też, że to Mikel Landa jest w tej chwili najmocniejszym kolarzem Astany. Jeszcze w dniu przerwy kolarze kazachskiej ekipy, w tym Landa, zapewniali, że to Aru jest liderem i tylko kryzys mógłby odwrócić role w zespole. Te słowa spełniły się już dzień później, bo Włoch na etapie do Aprici stracił prawie trzy minuty, a Landa etap wygrał i awansował na drugie miejsce, wyprzedzając swojego kolegę z ekipy. „Kiedy Contador miał defekt, dyktowaliśmy przez jakiś czas tempo, a potem Fabio powiedział mi, żebym jechał” – tłumaczył Landa, „gdy na 4 kilometry przed metą odzyskałem trochę sił, zdecydowałem się na atak. Nie myślałem, że będę tak mocny” – mówił po swoim drugim zwycięstwie Bask, „ale teraz wiem, że jestem w stanie wygrać Wielki Tour. Nie wiem, czy w tym roku, za rok, czy za pięć lat, ale wiem, że mogę” – stwierdził Landa.
„Teraz jestem jedynie bardzo zmęczony i myślę tylko o tym, żeby odpocząć” – mówił, z kolei, dziennikarzom Aru po zejściu z podium, gdzie po raz kolejny odebrał koszulkę najlepszego młodzieżowca. W tej klasyfikacji Włoch ma już praktycznie zapewniony triumf, gdyż drugi kolarz w tabeli, Davide Formolo (Cannondale-Garmin), traci do niego 43 minuty, jednak na podium Włoch nie miał wesołej miny i widać było, że dzisiejszy dzień kosztował go wiele wysiłku. Potem mówił – „dziś mogłem stracić nawet 20 minut, ale ważne, żeby w takich momentach nie odpuszczać. Ostatnie 40 kilometrów jechała głowa bardziej niż nogi.” – stwierdził Aru, który na mecie do Landy stracił 2.51. „To nie był najlepszy dzień w mojej karierze. Bardzo cierpiałem pod górę, ale takie rzeczy się zdarzają” – dodał. Na podjeździe kibice mogli oglądać Włocha, który z każdym kilometrem coraz bardziej szukał powietrza, a jego twarz wykrzywiała się w grymasie bólu. „Mikel czuł się dobrze i to była dobra decyzja, żeby próbował atakować. Był mocny, wygrał” – chwalił swojego kolegę z ekipy.
Dzisiejszy etap pokazał też, jak solidnym kolarzem w tegorocznym jest Steven Kruijswijk. Holender wielokrotnie zabierał się w ucieczki w pierwszej części wyścigu, na 8., 9. i 11. etapie jadąc na czele, a w górach jedzie razem z najlepszymi. Dzięki drugiemu miejscu na dzisiejszym etapie kolarz LottoNL-Jumbo nie tylko awansował na pozycję lidera klasyfikacji górskiej, ale też poprawił swoją lokatę w generalce. Po etapie zajmuje 8. miejsce w tabeli, ze stratą 11.40 do Contadora. „Na pewno Kruijswijk był dziś najmocniejszym kolarzem z czołówki” – powiedział po etapie Contador, „chciałem mu dziś pomóc w odniesieniu zwycięstwa etapowego. Czeka go wielka przyszłość w kolarstwie” – chwalił rywala Hiszpan.