Gilbert, specjalista od tego typu końcówek, wykorzystał w stu procentach swoją, być może jedyną, szansę w tegorocznym Giro d’Italia i sięgnął po drugie w karierze zwycięstwo etapowe we włoskim wyścigu. Po ataku, który niegdyś dał mu tytuł Mistrza Świata i zwycięstwa we wszystkich ardeńskich klasykach, Gilbert minął linię mety z bezpieczną przewagą nad rywalami, jeszcze raz potwierdzając swoją klasę i dominację na tego typu końcówkach.
Kolarz BMC Racing jeszcze przed startem 98. Giro d’Italia upatrzył sobie ten etap i tu chciał walczyć o zwycięstwo – „przed tegorocznym Milan-Sanremo przejechałem ostatnie 70 kilometrów dzisiejszego etapu. Ostatnie 40 metrów to taki mały Cauberg” – mówił Belg o drugiej części etapu, kiedy to kolarze ścigali się w mocno pofałdowanym terenie, a końcówka etapu biegła ostro pod górę, „właśnie to przesądziło o dzisiejszym wyniku, wiedziałem, gdzie muszę zaatakować, przystępowałem do finału z dużą pewnością siebie” – tłumaczył zwycięzca etapowy. Gilbert udowodnił, że w trudnych końcówkach jest jednym z najlepszych kolarzy na świecie, „takie podjazdy, takie końcówki to faktycznie moja specjalność. To tak, jakby Cavendish ścigał się na sprinterskim finiszu.
Alberto Contador (Tinkoff-Saxo) zyskał przewagę nad rywalami tam, gdzie mało kto się tego spodziewał. Hiszpan bardzo przytomnie trzymał się czoła grupy na ostatnim podjeździe pod Monte Berico i zajął drugie miejsce, zgarniając bonifikatę czasową i zyskując do tego kilka sekund przewagi nad najgroźniejszymi rywalami. „Dzisiejszy dzień pokazał, że jesteśmy bardzo mocną drużyną” – mówił wyraźnie zadowolony Hiszpan, „a ja z dnia na dzień czuję się coraz lepiej i mam coraz więcej pewności siebie. Dziś widziałem, że Aru nie jest w najwyższej formie, dlatego na 600 metrów przed metą jechałem na jego kole, a potem zaatakowałem” – mówił o swojej akcji Contador, „wygranie etapu nie wchodziło dziś w grę, bo Gilbert był piekielnie mocny” – chwalił zwycięzcę etapu. Contador powiększył swoją przewagę nieznacznie nad Aru, jednak ten dzień pokazał, że to Hiszpan jest w chwili obecnej najmocniejszy i jest na dobrej drodze, by sięgnąć po maglia rosa w Mediolanie, „teraz jedyna rzecz, której pragnę, to koszulka lidera w Mediolanie. Kocham tę koszulkę” – zakończył El Pistolero.
Dzisiejsza końcówka może świadczyć też o zmęczeniu Fabio Aru (Astana) i jego pomocników. Kolarze, którzy do tej pory cały czas jechali na czele wyścigu, nie byli w stanie odpowiedzieć na atak Contadora w końcówce, co Włocha kosztowało strate 14 sekund w klasyfikacji generalnej. Przed kolarzami jeszcze trzeci, najtrudniejszy tydzień wyścigu, a Aru być może już teraz jest zmęczony i ciężko będzie mu walczyć w górach na decydujących etapach. Włoch w wypowiedziach po etapie robił dobrą minę do złej gry, tłumacząc, że był to tylko chwilowy kryzys – „dziś zabrakło mi nieco energii w finale, nie miałem czasu, by zjeść coś przed końcówką” – tłumaczył Aru, „dziś przytrafiło się to mnie, ale to może spotkać każdego, na każdym z 21 etapów. Giro jest jeszcze długie, my jesteśmy skupieni, teraz trzeba odpocząć i dopiero potem myśleć o kolejnym etapie” – dodał Włoch. Jutro, na całkowicie płaskim etapie Aru będzie miał dobrą okazję, by odpocząć, a już w sobotę czeka go jeden z kluczowych etapów wyścigu, czasówka o długości 60 kilometrów.
12. etap Giro d’Italia przebiegał w trudnych warunkach, a kolarze w końcówce musieli zmagać się z rzęsistym deszczem i śliskimi zjazdami. O tym, jak śliskimi przekonała się nie raz Alexandre Geniez (FDJ.fr), który uciekając przed peletonem cztery razy musiał ratować się przed upadkiem na zakręcie. Mniej szczęścia mieli Stef Clement (IAM Cycling) i Simon Gerrans (Orica GreenEdge), którzy leżeli na asfalcie. Gerrans po kilku minutach na poboczu wsiadł na rower i kontynuował jazdę, dojechał do mety, ale jego ekipa powiedziała, że nie przystąpi do kolejnego etapu ze względów bezpieczeństwa. Podobnie Clement, ten zamierza jednak kontynuować jazdę, choć kraksa nie była jego jedynym problemem. Na ostatnim wzniesieniu, gdy Belg i inni kolarze z dużą stratą dojeżdżali do mety, musieli przebijać się przez tłumy kibiców, którzy wyszli już na trasę i zaczęli kierować się w stronę domów i podium. Przez to całe zamieszanie Clement nieomal spóźnił na kontrolę dopingową, na którą został wezwany po etapie.