Kolarze Bardiani CSF są jedną z najaktywniejszych ekip tegorocznego wyścigu i brali udział w ucieczkach na pięciu etapach. Dziś od samego startu Boem znalazł się w pięcioosobowej grupce, która – jak się potem okazało – zdołała przechytrzyć peleton i dojechała do mety z niewielką przewagą. Boem był jednym z aktywniejszych kolarzy w tej grupce, często dyktując tempo i zachęcając rywali do pracy, a na ostatnim kilometrze wyścigu sam skasował atak Alana Marangoniego (Cannondale-Garmin). 25-letni Włoch zdołał jeszcze zachować siły, by na sprinterskim finiszu zostawić rywali za plecami i odniósł pierwsze w karierze zwycięstwo w Giro d’Italia, w swoim drugim starcie w wyścigu.
„To marzenie, które miałem, od kiedy byłem dzieckiem” – mówił po etapie rozemocjonowany Boem, „od startu wyścigu wierzyliśmy, że możemy wywalczyć zwycięstwo etapowe, a ono przyszło na najłatwiejszym etapie. Na ostatnim kilometrze, gdy Alan zaatakował, reszta trzymała moje koło, bo wiedzieli, że jestem najszybszy z tej czwórki” – relacjonował ostatnie metry wyścigu Włoch, „jeszcze nie do końca wierze w to, co się stało. To zwycięstwo dedykuję moim kolegom i obsłudze ekipy, a także mojej dziewczynie” – powiedział kolarz Bardiani-CSF.
Boem nie tylko sięgnął po zwycięstwo etapowe, ale także po koszulkę lidera klasyfikacji punktowej. Oprócz punktów na mecie, Włoch zdobywał też komplet punktów na lotnych premiach, co łącznie dało mu 98 punktów po dzisiejszym etapie. Drugie miejsce zajmuje Andre Greipel (Lotto Soudal), który ma na koncie 13 punktów mniej.
Wydawało się, że dzisiejszy etap będzie etapem dla sprinterów, ale ubiegli ich uciekinierzy. Wydawało się też, że faworyci dzisiejszego dnia będą mieli spokojny dzień i pojadą na remis. Jednak niespodziewanie Richie Porte (Team Sky) stracił dziś 47 sekund do swoich najgroźniejszych rywali. Australijczyk miał defekt na ostatnich 5 kilometrach i po wymianie koła musiał gonić peleton, ale nie zdołał odrobić strat i na metę wjechał prawie minutę po Alberto Contadorze (Tinkoff-Saxo) i Fabio Aru (Astana). To jednak nie koniec strat kolarza Team Sky – sędziowie podjęli też decyzję o nałożeniu dwuminutowej kary na Porte, gdyż dokonał on wymiany koła niezgodnie z przepisami. Gdy Porte miał defekt, koła użyczył mu jego rodak z ekipy Orica GreenEdge, Simon Clarke, który jechał tuż za Australijczykiem. Przepisy UCI mówią, że niedozwolone jest korzystanie z pomocy kolarza innej ekipy i właśnie na tej podstawie sędziowie ukarali Porte. Dyrektor sportowy ekipy Sky, Dave Brailsford, przyznał, że szkoda, że w tej sytuacji przestrzegana była litera prawa, a nie duch prawa. A raczej duch fair play – „to był jeden z najbardziej ciekawych momentów fair play, jakie widzieliśmy ostatnio w naszym sporcie” – mówił Brytyjczyk, „jeśli jednak przepisy mają być przestrzegane, to niech tak będzie” – dodał. Taką samą karą został ukarany także Clarke. Obaj też muszą zapłacić po 200 Franków Szwajcarskich kary.
Zachowanie Porte rozumie jego najgroźniejszy rywal, Contador. „W takim momencie, gdy jedziesz na granicy możliwości, serce ci łomocze, nie myślisz o zasadach, tylko o tym, żeby stracić jak najmniej” – powiedział Hiszpan o sytuacji z ostatnich kilometrów wyścigu. Po dzisiejszym etapie przewaga Contadora nad Porte wzrosła do 3.09, a sam Australijczyk spadł na 12. miejsce w klasyfikacji generalnej. Mimo to kolarz Tinkoff-Saxo nadal uważa Porte za jednego z głównych kandydatów do zwycięstwa w wyścigu. „To niewiele zmienia” – powiedział Hiszpan i dodał, że Porte może odrobić sporo czasu na sobotniej czasówce.