Przez Piekło Północy po wieczną chwałę

113. Paryż-Roubaix (12.04.2015, World Tour, Francja)

Drukuj
Lasek Arenberg to jeden z legendarnych odcinków bruku na Paryż-Roubaix Fot.: Sirotti

Paryż-Roubaix, zwany Piekłem Północy lub Niedzielą w Piekle. Te dwa określenia doskonale oddają charakter jednego z najtrudniejszych i zarazem najpiękniejszych wyścigów z kalendarza, którego 113. edycja odbędzie się już jutro.

Dla wielu kolarzy Paryż-Roubaix to cel życia, dla innych cel sezonu, dla kibiców, z kolei, to okazja by móc podziwiać jadących na rowerach herosów, bo tak właśnie trzeba nazwać kolarzy, którzy startują w brukowanym wyścigu na północy Francji. Odcinki kocich łbów, po których na początku ubiegłego wieku przetaczały się wojska toczące w tamtym rejonie bitwy, to jedne z najtrudniejszych momentów w kolarskiej karierze wielu zawodowców. Mimo to wyścig ten ma w sobie coś, co przyciąga, co sprawia, że jest wyjątkowy i że pragnie go tak wielu. Tym czymś jest nieśmiertelność zwycięzców. Kto ma kostka bruku z Roubaix na swojej półce wśród wielu innych trofeów, może czuć się kolarzem spełnionym.

Paryż-Roubaix to wyścig inny, niż Ronde Van Vlaanderen. Brak brukowanych podjazdów czyni wyścig szybszym, bardziej dynamicznym i sprawia, że każdy płaski odcinek bruku to niemalże sprint na metę. Kto zostanie z tyłu w decydującym momencie, nie ma już praktycznie szans na zwycięstwo. Bruki Paryż-Roubaix nie wybaczają błędów. Ale nawet mocna jazda na najtrudniejszych odcinkach nie gwarantuje zwycięstwa. Paryż-Roubaix to też taktyka, która odgrywa niemniejsza rolę niż samo przygotowanie fizyczne. Można być najmocniejszym kolarzem w stawce i wyścig przegrać, można być w słabszej dyspozycji i wyścig wygrać. Wiele zależy od taktyki – czujnej jazdy na czele, kasowania ataków rywali i zabierania się we właściwe odjazdy – a także szczęścia.

Niedzielny wyścig zawsze jest też okazją do rewanżu za rozgrywany tydzień wcześniej Ronde Van Vlaanderen. Kto we Flandrii poległ, w Roubaix szuka szansy na poprawę swoich wyników, toteż chętnych do zwycięstwa jest jeszcze więcej.

Tegoroczna edycja będzie pierwszą od dekady, w której nie wystartuje żaden z kolarzy, którzy zdominowali ściganie na brukach w przeciągu ostatnich lat – Fabian Cancellara (Trek Factory Racing) i Tom Boonen (Etixx-Quick Step) – których wykluczyły kontuzje. Stwarza to okazję innym kolarzom, którzy – podobnie jak w ubiegłym tygodniu – licznie stawią się na starcie z zamiarem zwycięstwa. Kandydatów do podium jest kilkunastu, chętnych jeszcze więcej, ale to zawsze wyścig weryfikuje możliwości każdego z nich i niekiedy zwycięzcą jest kolarz, na którego wcześniej nie stawiano.

Na fali wznoszącej jest na pewno Alexander Kristoff (Katiusza), zwycięzca RVV i niedawnego Scheldeprijs. Jeśli norwegowi udałoby się wygrać w Roubaix, byłby pierwszym kolarzem od 50 lat, który ustrzeliłby hattricka w jednym tygodniu. Jednak tym razem kolarzowi Katiuszy będzie jeszcze trudniej. Tym razem rywale będą pilnować każdy jego krok i nie pozwolą mu na atak kilkanaście kilometrów przed metą. Kristoff do mety samotnie raczej nie dojedzie, być może będzie to atak kilkuosobowej grupki, ale Norweg jest na tyle silny, by w te ataki się zabierać, a jeśli dojdzie do sprinterskiego finiszu na welodromie w Roubaix, to tylko John Degenkolb (Giant-Alpecin) może go pokonać. Katiusza ma jeszcze jedną możliwość – Lukę Pasoliniego – choć w jego przypadku szanse są mniejsze. Paolini wykorzystał niezdecydowanie rywali w Gandawa Wevelgem, ale – podobnie jak w przypadku Kristofa – jego także rywale będą teraz bacznie pilnować. Bardziej możliwym scenariuszem jest praca Paoliniego na rzecz Kristoffa i doprowadzenie go do ostatnich kilometrów na czołowych miejscach, a w tym Włoch jest wręcz niezastąpiony. Może się więc okazać, że ekipą do pokonania będzie Katiusza, a nie Etixx-Quick Step, jak w poprzednich latach.

Kolarze belgijskiej ekipy to specjaliści od jazdy po bruku. Niki Terpstra to ubiegłoroczny zwycięzca, Zdenek Stybar na brukach potrafi jeździć jak niewielu z peletonu, Stijn Vandenbergh to niezastąpiony koń pociągowy, Matteo Trentin to kolarz, który może bez problemu znaleźć się w czołowej grupce i finiszować. Jednak do tej pory problemem Etixx-Quick Step był nadmiar bogactwa. Kolarze tej ekipy w tym sezonie wiele razy jechali już w czołówce na najważniejszych wyścigach i nie potrafili tego wykorzystać. Z kilku szans w wiosennych klasykach tylko Mark Cavendish wykorzystał swoją, w pozostałych przypadkach – mimo częstej przewagi liczebnej, kolarze belgijskiego zespołu nie potrafili poradzić sobie z rywalami. Jednak Paryż-Roubaix to zawsze był wyścig szczególny dla podopiecznych Patrika Lefevera i należy sądzić, że i w tym roku zrobią wszystko, by sięgnąć po kolejne zwycięstwo.

Wiele do udowodnienia ma też Peter Sagan (Tinkoff-Saxo). Słowak jest pod sporą presją, nie tylko kibiców, ale przede wszystkim swojego szefa, Olega Tinkova. Rosjanin w jasny sposób wyraża swoje niezadowolenie z wyników swoich kolarzy, a czwarta miejsca Sagana w RVV nie poprawiło sytuacji. Od Sagana Wymaga się zwycięstw, więc miejsce poza podium jest dla niego porażką. Słowak będzie miał do pomocy jak zwykle solidny zespól, z Maciejem Bodnarem w składzie, ale na ostatnich, decydujących kilometrach wyścigu, będzie musiał raczej liczyć na siebie. Sagan jest mocny, potrafi ścigać się na bruku, jednak czegoś mu brakuje. Być może jest to pewność siebie, być może spokój, a nie presja. W każdym razie należy spodziewać się jego aktywnej jazdy w Roubaix i miejsca w czołówce.

A kolarzem, któremu chyba najbardziej zależy na zwycięstwie w tegorocznej edycji Piekła Północy, jest Bradley Wiggins (Team Sky). Dla Wigginsa będzie to ostatni jego występ w koszulce ekipy Sky, po wyścigu kończy się jego kontrakt, Wiggins przechodzi do swojej ekipy i będzie ścigał się na torze z myślą o Igrzyskach Olimpijskich w Rio w 2016 roku. W ubiegłym roku Wiggins zaskoczył wszystkich, zajmując 9. miejsce w Roubaix, jednak jego jazda była znacznie lepsza niż wynik. Brytyjczyk był z przodu na wszystkich odcinkach bruku, kasował ataki, a w końcówce znalazł się w grupce, która walczyła o zwycięstwo. Do wygrania zabrakło mu być może doświadczenia, być może szczęścia, a być może sprytu. Tym razem Wiggins nie zostawia nic przypadkowi – Brytyjczyk przejechał każdy kluczowy odcinek bruku, sprawdzał moc, przełożenia i czas, jaki potrzebny  jest, by przejechać każdy z nich. Podszedł do tego w sposób naukowy, taki sam, w jaki wygrał Tour de France i taki sam, w jaki przygotowuje się Team Sky do najważniejszych wyścigów. Jeśli więc chodzi o przygotowanie, Wigginsowi nie można nic zarzucić. Problemem może być mniejsze doświadczenie od rywali i zbyt duża presja, choć z tą Wiggins radzi sobie w miarę dobrze. Kolarz Team Sky marzy o zwycięstwie w Paryż-Roubaix, przyznał, że byłoby to większe osiągnięcie niż wygrana w Tour de France. Czy jego marzenie się spełni? W Paryż-Roubaix dużo – pomijając pecha -  zależy od samego kolarza, więc jeśli Wiggins przygotował się odpowiednio, ma spore szanse na zwycięstwo. To właśnie on, a nie Geraint Thomas, będzie pierwszym liderem Team Sky. Thomas wie, że to ostatni wyścig Wigginsa, dlatego z pewnością będzie pracował na swojego starszego kolegę, jeśli jednak tego spotka pech, bez problemu może sam walczyć o zwycięstwo, a te już odnosił w tym sezonie.

Sep Vanmarcke (LottoNL-Jumbo) to kolejny kolarz, który musi wygrać. Musi, by udowodnić, że jest w stanie wygrywać najważniejsze brukowane klasyki. Już kilka lat temu młody Holender był typowany jako główny faworyt RVV i Paryż-Roubaix, jednak jak na razie jego jazda nie przyniosła mu zwycięstwa. W niedzielnym De Ronde Vanmarcke w najważniejszym momencie został za plecami rywali i tak skończyły się jego marzenia o zwycięstwie. Teraz Vanmarcke będzie już wiedział, że by wygrać, musi trzymać się czoła grupy. O podium, a może nawet i zwycięstwo, walczyć będzie też Greg Van Avermaet (BMC Racing). Belg to specjalista od klasyków, na brukach czuje się bardzo dobrze, co udowodnił wiele razy w przeszłości, jednak wciąż nie postawił kropki nad i, wygrywając któryś z brukowanych klasyków.

Jurgen Roelandts (Lotto Soudal), Heinrich Haussler i Sylvain Chavanel (IAM Cycling), Lars Boom (Astana), John Degenkolb (Giant-Shimano), Johan Vansummeren (Ag2R La Mundiale) Filippo Pozzato (Lampre-Merida), Stijn Devolder (Trek Factory Racing) czy Arnaud Demare (FDJ.fr) to kolejni kolarze, którzy mogą namieszać w końcówce i włączyć się do walki o zwycięstwo lub czołowe lokaty.

Na starcie wyścigu stanie tylko jeden Polak, Maciej Bodnar (Tinkoff-Saxo), dla którego będzie to piąty występ w Piekle północy.

Paryż-Roubaix to przede wszystkim bruki. Tegoroczne 55 kilometrów kocich łbów zostało podzielone na 27 sektorów, każdy o różnym stopniu trudności, liczonych od końca. Tradycyjnie w planie znalazły się Tourne d’Arenberg, Carrefour de l’Arbre, 

Bruki zaczynają się dopiero po 98 kilometrach, a ten czas na pewno wykorzystają z pewnością uciekinierzy, by zawiązać ucieczkę, która jednak ma marne szanse na dojechanie do mety przed peletonem. Po początkowych ośmiu sektorach, 19. sektor – Haveluy – będzie początkiem walki faworytów. Niedługo po nim następuje bodajże najsławniejszy sektor bruku – Lasek Arenberg – i ten kto myśli o zwycięstwie, musi być tam w ścisłej czołówce. Dlatego walka o pozycje na czele grupy rozpocznie się jeszcze przed 2400-metrowym odcinkiem, a to zwiastuje nerwy. Z kolei, na 10. sektorze - Mons-en-Pévèle – z którego do mety pozostanie niespełna 50 kilometrów, może rozpocząć walkę faworytów o zwycięstwo. Tam nastąpią kolejne rozerwania grupy, a być może i ataki faworytów, mające na celu zgubienie kolejnych rywali. Ważny jest też krótki, 1,4-kilometrowy Pont-Thibaut, ze swoimi dwoma ostrymi zakrętami, gdyż tam często dochodzi do kraks, a te oznaczają koniec marzeń o zwycięstwie, podobnie jak defekt na kolejnych kilometrach. Kolejne ważne odcinki to Camphin-en-Pévèle na 20 kilometrów przed metą, i w końcu legendarny już Le Carrefour de l’Arbre, gdzie wyścig można wygrać lub przegrać. Ostatnie trzy odcinki są już łatwiejsze, a ostatni, w Roubaix, często należy do najprzyjemniejszych w karierze wielu kolarzy. Po nim już tylko wieczna chwała, poprzedzona rundą honorową na torze w Roubaix. Chyba, że trzeba na nią zapracować w sprinterskim pojedynku.

Sektory bruku 113. Paryż-Roubaix (12.04.2015, World Tour, Francja)
27. Troisvilles (98.5km – 2,200m) ***
26. Viesly (105km – 1,800m) ***
25. Quievy (108km – 3,700m) ****
24. Saint-Python (112.5km – 1,500m) **
23. Vertain (120.5km – 2,300m) ***
22. Verchain-Maugré (130km – 1,600m) ***
21. Quérénaing – Maing (133.5km – 2,500m) ***
20. Monchaux-sur-Ecaillon (136.5km – 1,600m) ***
19. Haveluy (149.5km – 2,500m) ****
18. Trouée d’Arenberg (158km – 2,400m) *****
17. Wallers – Hélesmes (a.k.a. Pont Gibus) (164km – 1,600m) ***
16. Hornaing (170.5km – 3,700m) ****
15. Warlaing – Brillon (178km – 2,400m) ***
14. Tilloy – Sars-et-Rosières (181.5km – 2,400m) ****
13. Beuvry-la-Forêt – Orchies (188km – 1,400m) ***
12. Orchies (193km – 1,700m) ***
11. Auchy-lez-Orchies – Bersée (199km – 2,700m) ****
10. Mons-en-Pévèle (204.5km – 3,000m) *****
9. Mérignies – Avelin (210.5km – 700m) **
8. Pont-Thibaut (214km – 1,400m) ***
7. Templeuve – Moulin de Vertain (220km – 500m) **
6a. Cysoing – Bourghelles (226.5km – 1,300m) ***
6b. Bourghelles – Wannehain (229km – 1,100m) ***
5. Camphin-en-Pévèle (233.5km – 1,800m) ****
4. Le Carrefour de l’Arbre (236.5km – 2,100m) *****
3. Gruson (238.5km – 1,100m) **
2. Hem (245.5km – 1,400m) **
1. Roubaix (252km – 300m) *