Niemiec mimo to nie miał łatwego zadania na finiszu i musiał sobie radzić bez pomocy kolegów. „To nie było łatwe zwycięstwo. To było coś w rodzaju pokera, musiałem do końca zachować spokój, mimo iż wielu rywali było nerwowych i zaczęli swój finisz zbyt szybko” – relacjonował kolarz Giant-Shimano, „a dodatkowo na 500 metrów przed metą na czele wciąż jechali uciekinierzy. Niektórzy zaczęli zbyt wcześnie, ja rozpocząłem finisz na 200 metrów przed metą, byłem dobrze ustawiony i udało się” – mówił. Przyznał też, że na jego korzyść przemawiał fakt, że w dniu przerwy przejechał z kolegami ostatnie 10 kilometrów etapu, dzięki czemu lepiej znał finiszowe metry. Degenkolb, który szykuje formę na Mistrzostwa Świata, które odbędą się także w Hiszpanii, przyznał, że jego forma nie jest jeszcze najwyższa, ale ma nadzieję przez te kilka dni dojść do szczytowej dyspozycji. „Wciąż nie jadę na 100% moich możliwości. Ale jestem coraz bliżej szczytu formy, a to dobrze, bo liczę na dobry wynik na Mistrzostwach Świata” – powiedział Degenkolb, który przed wyścigiem o tęczową koszulkę wystartuje jeszcze w wyścigach Paris-Bourges i Paris-Tours.
Mimo czterech zwycięstw etapowych i prowadzeniu w klasyfikacji punktowej, Niemiec wciąż nie może być pewien zielonej koszulki. Kolarz Giant-Shimano zgromadził na koncie 149 punktów, o 35 więcej niż Alejandro Valverde (Movistar), ale szans dla sprinterów raczej już nie będzie. „To zwycięstwo było niezwykle ważne w kontekście walki o zieloną koszulkę. Ale teraz już niewiele zależy ode mnie” – mówił. „Zobaczymy jak pojadą kolarze z czołówki i czy będą zdobywać punkty na kolejnych etapach. Żeby wygrać klasyfikację punktową będę potrzebował nieco szczęścia” – dodał.
Jeszcze na kilometr przed metą sprinterzy nie mogli być pewni swego. Ucieczka, która uformowała się w pierwszej części etapu, długo utrzymywała się na czele, a Rohan Dennis (BMC Racing Team) i Elia Favilli (Lampre-Merida) do samego końca walczyli o zwycięstwo. „Każdy z nas pracował równo do około 30 kilometra przed metą” – mówił Dennis, który przed Vueltą przeszedł do ekipy BMC Racing Team z zespołu Garmin-Sharp. „Potem Jungels zaatakował i wszyscy byli na granicy. Na kilometr przed metą byłem już niemal pewien, że nam się nie uda” – mówił Amerykanin, „może następnym razem”, dodał. Jego walka do samego końca nie przyniosła efektów nawet w postaci nagrody dla najagresywniejszego kolarza etapu. Ta trafiła w ręce Jungelsa, który zapoczątkował ucieczkę, a potem był jej najaktywniejszym kolarzem, atakując w samej końcówce. „Od startu miałem plan, żeby zabrać się w ucieczkę. Ale gdy na 67 kilometrów przed metą usłyszałem, że Omega i Giant-Shimano zaczęły gonić, wiedziałem, że będzie trudno” – dodał. Mimo to jego wysiłki zostały nagrodzone przez organizatorów, którzy na podium wręczyli Luksemburczykowi czerwony numer dla najagresywniejszego kolarza 17. etapu.