Z dzisiejszego etapu większość zapamięta tak naprawdę 3 wydarzenia. Po pierwsze – samotną ucieczkę w stylu kamikaze Matthiasa Krizka z Cannondale, który został doścignięty na 12 km przed metą. Po drugie – kraksę na ostatnim zakręcie przed metą, w której leżał Nacer Bouhanni (FDJ.fr), czyli jeden z dwóch faworytów do zwycięstwa na 12. etapie. Po trzecie – zwycięstwo Johna Degenkolba (Giant Shimano) – dodajmy, trzecie zwycięstwo w tegorocznej Vuelcie. Degenkolb tym samym powtórzył sukces sprzed dwóch lat, kiedy to również wygrał finisz Vuelty w Logorno.
Końcówka była szalona. Kluczem do sukcesu był spokój. Nie było do końca idealnie albo tak jak planowaliśmy. Pogubiliśmy się trochę w wąskich ulicach i zakrętach. W końcówce znaleźliśmy się Ramon i ja – pojechaliśmy perfekcyjnie. Ja zachowywałem spokój i nie panikowałem, a on zrobił idealną pracę.
- podsumował zwięźle zwycięzca etapu John Degenkolb (Giant-Shimano)
Apetyt na dzisiejsze zwycięstwo miał również Tom Boonen (Omega Pharma – Quick Step), który na porannej odprawie wspominał, że przydałaby mu się wygrana, aby podbudować morale przed nadchodzącymi Mistrzostwami Świata:
Byłem w odpowiednim miejscu i moc też była dobra, ale aby dziś wygrać, musiałbym skoczyć jako pierwszy. Prędkość była zawrotna i to było jasne, że ten kto zacznie finisz jako pierwszy musi wygrać. Degenkolb miał mnie na oku i był perfekcyjny technicznie. Zachował się świetnie, odpalił w perfekcyjnym momencie i do tego był super silny. Myślę, że gdybym zaatakował odrobinę wcześniej, powinienem wygrać, ale tak to jest już w sprintach. Pierwszy raz kiedy próbowałem sprintu w tym tygodniu i dobrze było spróbować ponownie. Ale jeśli mam być szczery, nie jestem zadowolony. Chciałem wygrać.
- mówił nieco zawiedziony Tom Boonen (OPQS).
Jak doniosła strona facebookowa ekipy FDJ.fr – Nacer Bouhanni w wyniku upadku nie poniósł poważnych obrażeń, odczuwa on jedynie ból lewego łokcia.