Kittel wrócił z dalekiej podróży na finiszu 3. etapu tegorocznego Giro. Dosłownie. Niemiec jeszcze na 150 metrów przed metą był daleko za plecami swoich rywali, którzy rozpoczynali sprint, ale zdecydowana szarża w samej kocówce pozwoliła mu odnieść minimalne zwycięstwo nad Benem Swiftem (Team Sky). Sam Kittel przyznał później, że w pewnym momencie już nie wierzył w zwycięstwo. „Naprawdę myślałem, że już przegrałem ten etap, bo byłem na bardzo odległej pozycji” – mówił Kittel, który tuż po zwycięskim finiszu padł na ziemię wyczerpany i przez kilka minut dochodził do siebie. „Ale gdy już zacząłem finiszować, pomyślałem, że już nie mogę odpuścić. To był bardziej atak, niż klasyczny finisz, ale jestem bardzo szczęśliwy, że się udało” – dodał kolarz Giant-Shimano, który umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji punktowej i do kolejnego etapu, rozgrywanego już we Włoszech, wystartuje w maglia rossa.
Swoim zwycięstwem Kittel sprawił niemały kłopot Markowi Cavendishowi (Omega Pharma-Quick Step). Brytyjczyk nie startuje w Giro, zamiast tego wybrał Tour of California, i ta dwójka nie będzie miała okazji, by zmierzyć się przed Tour de France, jednak dzisiejszym pokazem siły Kittel udowodnił, że to on jest w obecnej chwili w lepszej sytuacji. Niemiec, po tym jak jego koledzy się pogubili, jeszcze na kilkaset metrów przed metą miał 30 metrów starty do rywali, ale w samej końcówce atomowym finiszem zapewnił sobie zwycięstwo. W korespondencyjnym pojedynku tej dwójki to Kittel wysunął się na prowadzenie i presja spoczywa teraz na Cavendishu, choć i ten ostatnio znajduje się w wybornej formie. Pojedynek tej dwójki i Andre Greipela (Lotto Belisol) będzie z pewnością ozdobą tegorocznej Wielkiej Pętli.
Najaktywniejszym kolarzem tegorocznego wyścigu jest z pewnością Marten Tjallingii (Belkin). Holender po raz drugi zabrał się w ucieczkę i po raz drugi zgarnął wszystkie punkty na premiach górskich. „Te dwa etapy to moja jedyna szansa, żeby sięgnąć po koszulkę górala. Wiedziałem, że jeśli dziś zdobędę kolejne punkty, będę miał szansę na utrzymanie niebieskiej koszulki przez kilka dni” – powiedział tuż po etapie Tjallingi, który w ucieczce spędził ponad 400 kilometrów. „Czuje się dobrze, moje nogi są świeże i szkoda, że mamy dzień przerwy, bo znów chciałbym uciekać” – dodał.
Po trzech dniach spędzonych w Irlandii, w zimnie i deszczu, kolarze polecą teraz do Włoch, gdzie rozegra się dalsza część tegorocznego Giro. Mimo znakomitego przyjęcia, jakie zgotowali im kibice na zielonej wyspie, wielu kolarzy odetchnie z ulgą, gdy już znajdą się na starcie etapu w Bari. Wiatr i deszcz sprawiły, że etapy były bardzo nerwowe i dochodziło do wielu kraks, jeszcze na czasówce. Najdobitniej przekonali się o tym dwaj kolarze Garmin-Sharp, Daniel Martin i Koldo Fernandez, którzy Giro skończyli w szpitalu ze złamanym obojczykiem, a wielu innych kolarzy leżało w kraksach i jest mocno poobijanych.