Cape Epic to Tour de France kolarstwa MTB, jak niegdyś wyścig nazwał Bart Brentjens, Mistrz Olimpijski z Atlanty i zwycięzca z 2005 roku. Jeden z najtrudniejszych i najbardziej prestiżowy wyścig etapowy MTB rozpocznie się w niedzielę i przez osiem kolejnych dni kolarze walczyć będą o zwycięstwo.
Stawka w tegorocznej edycji będzie bardzo mocna i wyrównana, a szanse na zwycięstwo będzie miało więcej niż pięć drużyn. Na starcie wyścigu w staną między innymi kolarze Team Bulls 1 z weteranem Cape Epic, Karlem Plattem, który ścigał się we wszystkich dotychczasowych edycjach wyścigu, cztery z nich wygrywając. W tym roku znów będzie jechał w parze z Ursem Huberem, z którym w ubiegłym roku zajął drugie miejsce, tuż za parą Jaroslav Kulhavy i Christoph Sauser (Burry Stander – Songo). W tym roku ze zwycięskiej dwójki na starcie stanie tylko Sauser, także czterokrotny zwycięzca Cape Epic. W parze z Frantiskiem Rabonem stworzą zespół Team Meerendal Songo Specialized, a ogromne doświadczenie Czecha na szosie może okazać się bardzo pomocne w siedmiodniowym wyścigu. Patrząc na sylwetki Platta i Sausera, ci dwaj koledze i te dwie ekipy wydają się być głównymi faworytami do zwycięstwa.
Jednak nie tylko te dwa zespoły mogą pokusić się o wygraną. Równe szanse na najwyższy stopień podium mają też Jose Antonio Hermida i Rudi van Houts (Multivan Merida), Nino Schurter i Philip Buys (Scott-Odlo MTB Racing), a także szlifujący formę na Andalucia Bike Race Markus Kaufmann i Jochen Kaess (Centurion Vaude) oraz Robert Mennen i Krystian Hynek (Topeak Ergon). Nie można też zapominać o bardzo doświadczonych na Cape Epic Stefanie Sahmie i Thomasie Dietschu (Team Bulls 3).
W wyścigu wystartuje także Polska para Dariusz Mirosław i Marcin Piecuch (Vimar Martombike Eska), dla których Cape Epic nie jest nowością, choć w zespole wystartują po raz pierwszy. W ubiegłym roku Piecuch, parze z Arkadiuszem Cyganem, zajął 26. miejsce w kategorii Men. Mirosław, z kolei, jadąc z Piotrem Wilkiem, był 52.
Wśród kobiet najpewniej tylko dwie drużyny stoczą walkę o zwycięstwo – Esther Suss i Sally Bigham (Team Meerendal), zwyciężczynie z 2012 roku, oraz Ariane Kleinhans i Annika Langvad (Team RECM 2).
Tegoroczny wyścig tradycyjnie rozpocznie się od prologu. Na 23-kilometrowym odcinku kolarze pokonają aż 700 metrów przewyższania, a trasa prowadzi licznymi krętymi singletrackami i odcinkami technicznymi. Wymagający odcinek może już na początku wyścigu wprowadzić minutowe różnice w czołówce, ale przede wszystkim pokaże, która z drużyn naprawdę jest w stanie walczyć o zwycięstwo.
Pierwszy etap Absa Cape Epic 2014 będzie jednym z najtrudniejszych w wyścigu. Organizatorzy już na starcie wysoko zawiesili poprzeczkę i w poniedziałek kolarze pokonają 108-kiloemtrowy odcinek wokół Robertson - Arabella Wines. Po szybkim starcie, w drugiej części etapu na ich drodze czekają trzy spore podjazdy, które mogą rozerwać stawkę. Kto zostanie z tyłu, będzie miał jednak szansę odrobić straty na lekko pofałdowanym dojeździe do mety, liczącym niespełna 30 kilometrów.
Drugi etap, choć krótszy i z mniejszą liczbą metrów w pionie, będzie nieco mniej wymagający, co nie znaczy, że łatwy. Kolarze pokonają ponad 100 kilometrów w mocno pofałdowanym terenie, w którym trudno będzie o odpoczynek. Droga wiedzie cały czas w górę lub w dół, a najtrudniejszy podjazd etapu usytuowany jest na 75. kilometrze, z którego do mety prowadzą liczne singletracki.
Aż 134 kilometry liczy trzeci etap, typowo tranzytowy. Bardziej płaski niż pozostałe, z 1800 metrami przewyższenia, może jednak sprawić problemy głównie za sprawą dystansu. Po początkowej wspinaczce i szybkim zjeździe na 60. kilometrze, kolejne kilometry są stosunkowo płaskie, ale krótki i sztywny podjazd na 10 kilometrów przed metą może podzielić stawkę.
Podjazdy i singletracki zdominują piąty dzień ścigania na Cape Epic. Czwarty etap jest stosunkowo krótki, bo liczy 88 kilometrów, jednak mocno pofałdowany, a na ostatnich 25 kilometrach kolarze pokonywać będą kilka sztywnych podjazdów i liczne singletracki.
5. etap będzie prawdziwym testem dla kolarzy i ważną próbą dla faworytów. Królewski etap Cape Epic liczy 110 kilometrów i 2900 metrów przewyższenia, a gorszy dzień na tym etapie może oznaczać utratę szans na podium. Pierwsze 50 kilometrów etapu zapewne będzie spokojne, gdyż kolarze oszczędzać będą siły na wspinaczkę na Rusty Gate – podjazd liczący 5km ze średnim nachyleniem 10%. Po szybkim zjeździe i kilku hopkach czeka ich kolejny ciężki podjazd, z którego do szczytu pozostanie już tylko 14 kilometrów zjazdów.
Po ciężkim dniu kolejny etap także nie będzie łatwy. Na 85 kilometrach 6. etapu na peleton znów czekają dwa spore podjazdy z prowadzącymi w dół singletrackami. Kierując się w stronę mety w Oak Valley kolarze znów będą musieli się wspinać tylko po to, by za chwilę pomknąć malowniczymi ścieżkami w stronę mety.
Ostatni etap wcale nie należy do najłatwiejszych, a kolarze, by dojechać do mety, znów będą musieli się wspinać. Pierwszych 20 kilometrów prowadzi głównie w górę, choć łagodnie i po kilku godzinach spędzonych w pofałdowanym terenie w zasięgu będzie meta, zlokalizowana w Somerset West po 69 kilometrach jazdy. Tam na kolarzy czekać będzie upragniona meta i kibice witający bohaterów Cape Epic 2014.