Zwycięstwem Daniela Martina (Garmin-Sharp) zakończył się pirenejski etap w Bagnéres de Bigorre. Z grupy faworytów wyścigu najszybciej finiszował Michał Kwiatkowski (Omega Pharma-Quick Step), który zajął trzecie miejsce.Od początku ostatniego etapu pirenejskiego kolarze atakowali intensywnie. Jednym z bohaterów tego dnia, który pokazał się juz w pierwszej połowie ścigania, był Daniem Martin (Garmin-Sharp), późniejszy zwycięzca wymagającej przeprawy: "To był niesamowity dzień, ponieważ moja drużyna pokazała w pełni co znaczy tzw. team spirit. Wszyscy dali z siebie 100%, aby pomóc w moim zwycięstwie, przez co niektórzy sami ledwie zmieścili się w limicie czasowym! Dzisiaj rano zdecydowaliśmy w autobusie, że to ja będę dążył do zwycięstwa etapowego. Osiągnąłem to i jest to coś nieprawdopodobnego. Aktualnie to uczucie bardziej przypomina wielką ulgę niż radość, głównie z tego powodu, że wygrałem w sprincie z Fuglsangiem. Mogę jednak powiedzieć, że w trakcie jazdy nie czujesz, że to właśnie Tour de France. Po prostu traktujesz wyścig podobnie jak każdy inny, przynajmniej tak to wygląda u mnie. Wtedy nie czuję tak wielkiej presji i sprawy przychodzą łatwiej".
Christopher Froome (Sky Procycling), aktualny lider wyścigu, ukończył zmagania w grupie faworytów, tracąc do dwójki harcowników 20 sekund: "Dzisiaj był bardzo trudny dzień dla naszej drużyny - nie mieliśmy wystarczająco sił, aby ktoś mógł podążać ze mną aż do samej mety. To był zdecydowanie jeden z najtrudniejszych dni, jakie przeżywałem na rowerze. Jestem szczęśliwy, że utrzymałem żółtą koszulkę. Na 8. etapie moi koledzy wykonali ogrom pracy i sądzę, że po prostu przyszło nam zapłacić za tę robotę dzisiaj. Co do samego przebiegu etapu, to bardzo dobrze jechali kolarze Movistar. Pomimo samotnej jazdy dałem sobie radę, czując się nieco odizolowanym. Mamy jeszcze sporo ścigania i każda drużyna będzie nas chciała testować w drodze do Paryża. Będziemy walczyć".
Podczas etapu sporo problemów miał Michał Kwiatkowski (Omega Pharma-Quick Step), który ostatecznie wyszedł z nich obronną ręką. Młody Polak odstawał od grupy już na pierwszym podjeździe: " Jestem zadowolony z tego jak pojechałem, bo na początku było mi strasznie ciężko. Chciałem podziękować moim kolegom, którzy pracowali na mnie i sprawili, że przekroczyłem swoje limity. Kontakt z czołówką straciłem na drugim podjeździe. Kiepsko się czułem. Zostali ze mną Matteo Trentin i Peter Velits. Naprawdę bardzo mi pomogli. Było strasznie ciężko, ale goniliśmy, goniliśmy i zdołałem dojechać do peletonu na przedostatniej wspinaczce. Próbowałem atakować na zjeździe, nie był on znów tak techniczny, więc nigdy nie wiadomo co się stanie. Liczyłem na to, że ktoś ze mną pojedzie. w końcówce problemem był wiatr przedni. Goniliśmy mocno, współpraca się układała, ale dwójka z przodu była naprawdę mocna. Jechaliśmy szybko, więc należą im się gratulacje".
Pirenejski etap podsumowuje także Przemysław Niemiec (Lampre-ISD), który na 9. etapie został jako jedyny do pomocy swojego liderowi: "Wielka Pętla jest jak Giro, tylko razy dwa. Wszyscy wokół, dyrektorzy sportowi i kolarze innych ekip, mówią, że ciężko jest przejechać dobrze Tour de France, mając w nogach Giro. Mnie pozostaje robić swoje. Spokoju i chęci do jazdy mi nie brakuje. Byłem wczoraj wszędzie. Na pierwszej górce znalazłem się jako czwarty na górskiej premii – nadarzyła się okazja, żeby odjechać. Odjechaliśmy mniej więcej w dziesięciu, zjechaliśmy, ale ucieczkę zamknął Froome. Młyn na całej trasie był straszny. Po sobocie byłem przekonany, że nie będzie na niego mocnych do końca Touru, ale teraz nie jestem już tego taki pewien. Wczoraj tak różowo to dla niego nie wyglądało, choć trzeba pamiętać o czasówce, na której może dołożyć innym. Wiele będzie zależało też od jego ekipy i tego, czy znowu wykruszy się ona tak, jak wczoraj."
Fot.: Sirotti