Giro po 7. etapie

Wypowiedzi i komentarze po 7. etapie Giro d´Italia

Drukuj

Pod znakiem deszczu, upadków i kraks stał dzisiejszy etap Giro dItalia. Warunki pogodowe miały bowiem bardzo duży wpływ na losy rywalizacji na trasie z Marina di San Salvo do Pescary.<br />

Pod znakiem deszczu, upadków i kraks stał dzisiejszy etap Giro d’Italia. Warunki pogodowe miały bowiem bardzo duży wpływ na losy rywalizacji na trasie z Marina di San Salvo do Pescary.

Kolarze do siódmego etapu 96. edycji Giro d’Italia wyruszyli przy bardzo dobrej pogodzie, jednak w miarę pokonywania kolejnych kilometrów i zbliżania się do decydujących podjazdów na trasie, z nieba zaczął padać deszcz, który spowodował liczne upadki i kraksy, w tym faworytów wyścigu.

Pech ominął jednak zwycięzcę dzisiejszego odcinka, Adama Hansena (Lotto-Belisol), który najpierw wraz z piątką innych kolarzy zdecydował się na atak po 30 kilometrach etapu, a na 20 kilometrów do mety samotnie ruszył po zwycięstwo. Hansen, który do kolarstwa trafił przez triathlon, a wcześniej ścigał się także w MTB i zasłynął z własnoręcznego zaprojektowania butów szosowych, ważących 105 gramów, odniósł największy sukces w swojej dotychczasowej karierze – „to dla mnie specjalny dzień, jutro są moje urodziny, a to jest najlepszy prezent, jaki mogłem sobie sprawić” – powiedział Australijczyk, który jutro skończy 32 lata, „od początku mieliśmy plan, żeby jechać agresywnie, takie było założenie. Już wcześniej ustaliliśmy, że dzisiejszy dzień jest najlepszy na atak” – tłumaczył taktykę swojego zespołu, „gdy mijałem linię mety, emocje były ogromne. Nigdy nie myślałem, że odniosę taki sukces” – dodał kolarz Lotto-Belisol, który do tej pory mógł poszczycić się zwycięstwem w Crocodile Trophy i tytułem Mistrza Australii w jeździe na czas. Jego zwycięstwo w Giro jest być może dopiero początkiem dobrej passy, gdyż Australijczyk zamierza, podobnie jak w ubiegłym sezonie, pojechać wszystkie trzy Wielkie Toury.

Za plecami Hansena, który niezagrożony dojechał do mety, trwała walka faworytów o przetrwanie w wyścigu. Mokre i śliskie drogi okazały się być zdradliwe dla wielu kolarzy, w tym także dla Vincenzo Nibalego (Astana) i Bradleya Wigginsa (Team Sky), którzy leżeli na zjazdach. O ile w przypadku Nibalego upadek nie miał poważniejszych konsekwencji, o tyle Wiggins, który już wcześniej stracił kontakt z rywalami, po upadku na 6km przed metą jechał już bardzo zachowawczo i stracił bardzo dużo czasu do najgroźniejszych rywali. Brytyjczyk przyjechał na metę 2.31 do zwycięzcy, tracąc tym samym 1.24 do Nibalego, Michele Scarponiego (Lampre-Merida), Rydera Hesjedala (Garmin-Sharp) i Cadela Evansa (BMC Racing). Przed jutrzejsza czasówka Wiggins w klasyfikacji generalnej zajmuje dopiero 23. miejsce, tracąc prawie półtorej minuty do najgroźniejszych rywali.

Lider Team Sky będzie miał okazję do odrobienia strat podczas jutrzejszej czasówki o długości 55 kilometrów. Będzie to jednak trudne zadanie, gdyż trasa etapu nie będzie całkowicie płaska, a taka faworyzowałaby właśnie Wigginsa. Przed pierwszym etapem jazdy indywidualnej na czas Wiggins, jeśli chce myśleć jeszcze o zwycięstwie w wyścigu, musi odrobić 1.27 do Nibalego, 1.24 do Hesjedala, 1.16 do Evansa i 35 do Scarponiego. Brytyjczyk jeszcze przed startem wyścigu, po rekonesansie trasy czasówki, przyznał, że będzie ona bardzo ciężka – „kilka tygodni temu przejechałem tą trasę i jest ciężka, naprawdę ciężka” – powiedział Wiggins, który mimo fatalnego pierwszego tygodnia wyścigu, wciąż jest faworytem jutrzejszej próby.

Benat Intxausti (Movistar), dzięki równej jeździe przez cały tydzień, został nowym liderem wyścigu. Hiszpan finiszował dziś w pierwszej grupie pościgowej i wobec straty dotychczasowego lidera, Luki Paoliniego (Katiusza), objął prowadzenie w wyścigu. Jego przewaga nad drugim w klasyfikacji, Nibalim, wynosi jednak tylko 5 sekund i trudno przypuszczać, żeby kolarz Movistar zdołał obronić prowadzenie po jutrzejszej czasówce.

Fot.: Sirotti