Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy (Burry Stander - SONGO) zwyciężyli na przedostatnim etapie Cape Epic. Drugie miejsce zajęli Karl Platt i Urs Huber (Bulls), a podium uzupełnili Thomas Dietsch i Tim Boehme (Bulls 2).Przedostatni odcinek 10. Cape Epic poprowadził kolarzy z Wellingont do Stellenbosch. Podczas niego mieli do pokonania aż 2950m przewyższeń i to zaledwie na 99-kilometrowej trasie.
Na początku szóstego etapu wyścigu uformowała się niewielka grupka kolarzy z czołowych miejsc, którzy zdecydowali się na mocną współpracę. Z czasem wyklarowały się z niej dwa zespoły: Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy (Burry Stander - SONGO) oraz Karl Platt i Urs Huber (Bulls). Liderzy klasyfikacji generalnej zdecydowali się jednak na samotną jazdę jeszcze przed minięciem drugiego punktu z wodą (70. kilometr). Przyszło im to stosunkowo łatwo i duetowi Burry Stander - SONGO pozostawało jedynie powiększanie przewagami nad zostającymi w tyle rywalami.
Po wspinaczce na Simonsberg (80. kilometr wyścigu) Karl Platt i Urs Huber nie mieli już żadnych złudzeń co do swojej pozycji. Sauser i Kulhavy znikli już z ich pola widzenia. Już 10km później mieli oni 2 minuty przewagi nad dwójka z teamu Bulls. Ostatecznie na mecie duet Burry Stander - SONGO osiągnął przewagę 2:37min nad Karlem Plattem i Ursem Huberem. Trzecie miejsce, po 5:27min, osiągnęli Thomas Dietsch i Tim Boehme (Bulls 2).
Jaroslav Kulhavy był na mecie bardzo szczęśliwy z powodu wygranej. Wygląda na to, że mistrz olimpijski z Londynu dołączy do swojej medalowej kolekcji również skalp z Cape Epic, jednego z najważniejszych wyścigów wieloetapowych MTB na świecie. Po zakończeniu dzisiejszego etapu popularny "Jaro" przyznał: "To był dla nas wyśmienity dzień. Przez cały czas jechaliśmy bardzo mocno nie odpuszczając nawet na moment. Kręciliśmy we własnym, wysokim rytmie, więc cały czas mamy jeszcze rezerwy na ostatni, niedzielny etap."
Warto przypomnieć, że duet z Burry Stander - SONGO przeszedł długą drogą, aby zostać liderami wyścigu. Od początku upatrywani w roli zwycięzcy borykali się jednak z awariami technicznymi na drugim i trzecim etapie wyścigu. Stracili blisko 9 minut, które jednak szybko odrobili na kolejnych odcinkach wyścigu. Christop Sauser przyznaje, że dla niego i Jaroslava największą motywacją jest chęć uczczenia tragicznej śmierci kolegi z peletonu, Burry`ego Standera, który zginął w styczniu potrącony na treningu przez samochód.
Sauser: "Burry cały czas jest obecny w naszych myślach. To bardzo specjalny okres dla mnie. Wygrana w tym wyścigu była najważniejszym celem tego sezonu dla mnie.
W klasyfikacji generalnej duet z Burry Stander - SONGO powiększył swoją przewagę nad drugimi w zestawieniu Karlem Plattem i Ursem Huberem (Bulls). Obecnie różnica pomiędzy dwoma zespołami wynosi aż 6:21min, co praktycznie uniemożliwia pokonanie Sausera i Kulhavego na ostatnim etapie.
Platt nie krył rozczarowania po zakończeniu dzisiejszego odcinka: "To był etap, na którym musieliśmy jechać bardzo dobrze. Próbowaliśmy jechać wszystkim, co mieliśmy, ale potem przyszedł kryzys energetyczny i to już był koniec. Po prostu nie potrafiliśmy już odnaleźć swojego rytmu pedałowania. Jutro spróbujemy jednak tej samej gry co Sauser i Kulhavy. Uczynimy wyścig tak ciężkim jak tylko się da. W końcu nie mamy już nic do stracenia".
W trzydziestce etap po raz kolejny ukończyli Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan (Giant Skandia Eska) zajmując 29. miejsce. Dariusz Mirosław i Piotr Wilk (Vimar Eska Rock) osiągnęli 86. lokatę. Trzecim polskim zespołem (109. miejsce) byli Waldek Wasowicz i Damian Wasowicz (Polish Eagles).
Ostatni, niedzielny etap wyścigu liczy sobie tylko 56km, na których kolarze pokonają 1500m przewyższeń, w tym długą wspinaczkę o 10-kilometrowej długości w połowie etapu. Chociaż losy pierwszego miejsca są już praktycznie przesądzone, to dalsze lokaty mogę jeszcze ulec zmianie.
Relacja Piecucha i Cygana
Jak tylko doprowadziliśmy siebie do porządku po 5 etapie, zabraliśmy się za rowery, a przede wszystkim za zmianę opon. Na szczęście nie było problemu z ich uszczelnieniem. Wszystko udało się szybko ogarnąć i po 20 byliśmy już w namiotach, żeby maksymalnie długo wypocząć.
Rano po przebudzeniu o 5 usłyszałem dźwięk kropli deszczu uderzających o namiot. Możliwe?! Wczoraj nie było ku temu przesłanek. Następna myśl dotyczyła już następstw - całe szczęście, że założyliśmy nowe opony.
Z dnia na dzień peleton rusza spokojniej, powoli rozkręca tempo i nawet po lekkim rozjechaniu na pierwszym podjeździe, spokojnie dospawaliśmy. Przeskakujemy do przodu w sprzyjających warunkach, ale bez zaciągania. U podnóża najdłuższego podjazdu udało mi się wkręcić koło Manuela Fumica, a naciągający stawkę liderzy ładnie ustawili wszystkich jeden za drugim. Na trawersie liczę zawodników przed nami, około 46 osób. Spływam do tyłu dodając każdego, a przyglądam się naszym rywalom. Arkowi nie jedzie się dobrze, podjazd ma dużo wypłaszczeń, na których nie może rozkręcić. Im wyżej, tym podjazd się wystrami i łapiemy równe tempo. Mijamy Xentisów, niemców 483 i czujących przebłysk mocy 298. Teraz już 68 osób przed nami.
Szczyt na 30 kilometrze osiągamy po godzinie i 33 minutach. Od razu zaczyna się ciężki zjazd, na którym team 116 robi gumę. Z kamieni skręcamy w singiel po lesie. Korzenie są mokre i śliskie, grunt też nie najlepiej trzyma. Znów przechodzi myśl, jak to dobrze, że mamy nowe opony. Po zjeździe czuję głód. Zawsze systematycznie jem od początku, dziś w ferworze rywalizacji zapomniałem. Szybko otwieram EnergyBara. Czuję, że spada mi koncentracja, dlatego poprawiam Guaraną. Kolejny singiel po lesie, szutrówa i przelatujemy przez bufet. Przed nami sztajfa 300 m w pionie. Doganiamy dwa teamy, które przepaliły początek. Do końca jeszcze im trochę zostało. Od 45 kilometra trasa trochę się wypłaszcza, łapiemy GrandMasterów i zespół z Rwandy nr 27, z którym wczoraj ścigaliśmy się na finishu. Wieje w twarz, dlatego szybko tworzy się grupa.
Do 70 kilometra jest niby płasko, ale tylko na wykresie. Jedziemy małymi chopkami góra-dół po nierównych drogach przez winnice. Przed drugim waterpointem nasza grupka wciąga zawodników z nr 74, którzy są bardzo blisko nas w generalce. Na bufecie szybko wymieniamy bidony i ogień. Ruszamy sami. Zbliżamy się do kolejnej serii dłuższych podjazdów, na początek 8 km. Doganiamy dwa Teamy, ale ciężko komukolwiek odskoczyć. Jest zmęczenie, a trasa niebezpieczna. W górę mozolnie przepycham 1:1, w dół siedzimy za siodełkiem. Zero odpoczynku. Kolejny bufet na 87 kilometrze i 12 do mety. Tankujemy, bo jeszcze będzie do góry. Nie mam już batonów. Biorę gryza od Arka. Kolejny magnez i guarana. Po ściankach Teamy zostają, ale gonimy ile sił. Ostatnia sztajfa ma 150 metrów w pionie. Widzimy pierwszego Mixa, od bufetu odrobiliśmy minutę. Jeszcze tylko szybki zjazd i jesteśmy w Stelenbosch. Zadowoleni z jazdy, rowerów i świetnej trasy, ale też mocno umęczeni. Jeszcze 54 kilometry na ostatnim etapie. Mamy za sobą 644 kilometry i 14100 metrów w pionie. Za nami dwa teamy, jeden 21 sekund a drugi 1:15. Trzeba walczyć do końca, ale przede wszystkim chcemy być na mecie!
Wyniki 6. etapu (elita mężczyzn, 18-39 lat):
1. Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy (Burry Stander - SONGO) 4:30.17,0
2. Karl Platt i Urs Huber (Bulls) +2.37,9
3. Thomas Dietsch i Tim Boehme (Bulls 2) +5.27,4
4. Philip Buys i Matthys Beukes (SCOTT Factory Racing) +6.25,4
5. Stefan Sahm i Simon Stiebjahn (Bulls 3) +6.42,7
6. Hans Becking i Jiri Novak (Superior-Brentjens) +11.07,8
7. Jose Hermida i Rudi Van Houts (Multivan Merida) +11.08,8
8. Marco Aurelio Fontana i Manuel Fumic (Cannondale Factory Racing) +11.53,0
9. Roel Paulissen i Yader Zoli (Torpado Surfingshop) +15.06,3
10. Nico Bell i Gabriel Combrinck (Westvaal?Bells cycling) +15.56,3
...
29. Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan (Giant Skandia Eska) +47.20,8
...
86. Dariusz Mirosław i Piotr Wilk (Vimar Eska Rock) +1:25.24,0
...
109. Waldek Wasowicz i Damian Wasowicz (Polish Eagles) +1:37.21,7
...
137. Mateusz Jackowiak i Michał Jackowiak (TTC BULL Racing) +1:33.13,3
Wyniki Polaków w kat. masters:
143. Piotr Czapski i Krzysztof Marciniak (Sudety MTB Challenge) +3:34.00,8
N/A Grzegorz Kruszko 7:58.56,7
Fot.: Cape Epic, Sportograf