Karl Platt i Urs Huber (Bulls) zwyciężyli na 3. etapie wyścigu. Drugie miejsce zajęli Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy (Burry Stander - SONGO) Thomas Dietsch i Tim Boehme (Bulls 2) wjechali na metę trzeci.Po raz kolejny od samego początku 94-kilometrowego etapu na czele znajdowali się Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy. Dwójka zawodników Burry Stander - SONGO za wszelką cenę chciała odkupić swoje trudności na dwóch poprzednich etapach, wynikające z problemów mechanicznych ze sprzętem.
Kulhavy nadawał mocne tempo szczególnie w terenie płaskim, podczas gdy Sauser nadganiał pod górę. Dzięki zgodnej współpracy dwójka uciekła od reszty czołowej grupy na 30km przed metą. To właśnie końcowa część wyścigu zawierała największe trudności trzeciego etapu - dwa długie podjazdy oraz interwałowy teren pomiędzy nimi, a także długi zjazd do mety.
Zwycięzcy tegorocznego prologu Cape Epic powiększali przewagę i pod koniec wyścigu mieli nawet 2 minuty przewagi. Z tyłu nacierali jednak Karl Platt i Urs Huber (Bulls), którzy sukcesywnie zmniejszali dystans. Pech chciał również, że i dzisiaj Sauser i Kulhavy mieli kłopoty - tym razem na jednym z zakrętów obydwaj przesadzili z prędkością znaleźli się na piachu.
Sauser: "Zakręt miał 45 st., a nie 90. Byłoby dobrze, gdyby organizatorzy oznaczyli to jasno poprzez taśmę. Dzisiejszego dnia po prostu połykaliśmy kolejne kilometry. Jaro jest szczególnie mocny na płaskim i mogliśmy nadrobić nieco czasu nad rywalami. Nasz plan to aktywna jazda, a nie czekanie na słabość przeciwników. Jedyne co możemy teraz zrobić, to jechać z dnia na dzień mocno i szukać szansy na nadrobienie kolejnych minut".
Tymczasem Platt i Huber wyprzedzili dwójkę z Burry Stander - SONGO i samotnie pomknęli w kierunku mety.
Platt: "Na 10km przed końcem etapu słyszeliśmy, że mamy dwie minuty straty, ale i tak byliśmy zadowoleni, bo sądziliśmy że różnica jest większa. Nie jechaliśmy dzisiaj na tzw. wycięcie, ponieważ wiedzieliśmy, że Kulhavy będzie cały czas atakował. Tymczasem po raz kolejny spotkało ich nieszczęście, chociaż są bardzo dobrze dysponowani."
Za dwójką pierwszych drużyn podążali tymczasem Thomas Dietsch i Tim Boehme (Bulls 2), którzy z blisko sześciominutową strata zameldowali się na trzecim miejscu dzisiejszego etapu.
Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan (Giant Skandia Eska) swoją równą jazdą zapewnili sobie 47. miejsce na dzisiejszym etapie. Drugą grupą z Polski byli Waldek Wasowicz i Damian Wasowicz (Polish Eagles), którzy uplasowali się na 78. pozycji. Dariusz Mirosław i Piotr Wilk (Vimar Eska Rock) przyjechali jako 100-tna drużyna.
Warto podkreślić także dobrą jazdę Afrykańczyka Darren Lilla jadącego wraz z Charlesem Keey`em (Cannondale Blend). Dwójka zajęła dzisiaj czwarte miejsce, a w klasyfikacji generalnej plasuje się na piątej pozycji. Dodatkowo Darren Lill jest liderem klasyfikacji na najlepszego Afrykańczyka.
Czwarty odcinek, z Saronsberg in Tulbagh do Wellington, zawiera trzy solidne wspinaczki, które mocno przerzedzą stawkę. Na trasie kolarzy czekają ciekawe zjazdy, dość trudne technicznie. Do przejechania 120km i 1900m przewyższeń.
Relacja Piecucha i Cygana
Po najdłuższym etapie czasu było o 2 godziny mniej, ale i tak poszło nieźle. Skorzystaliśmy nawet z informacji od Teamu TCC BULL Racing, że w Chilii Zone są wanny napełniane wodą z lodem i udaliśmy się na sesje 3 x 2 min. Myślę, że również dzięki temu nogi od rana bardzo fajnie się kręciły, niestety na resztę przygód wanna już nie miała wpływu…
Czwarty dzień ścigania miał być łatwiejszy, ale lekko nie było. Do tego mieliśmy pierwsze i miejmy nadzieję, że ostatnie, problemy techniczne, co wydłużyło czas jazdy o jakieś 20 minut. Pierwsze kilometry jechało nam się bardzo dobrze, niby na dalszej pozycji niż wczoraj, ale spokojnie rozkręcaliśmy nogę. Po nieco ponad godzinie zbliżaliśmy się do szczytu drugiego podjazdu. Przed nami duża grupa, w której jechały dwa pierwsze Teamy Mix. Odliczając w jakim tempie odbrabiamy stratę i metry do szczytu podkręcam Arkowi tempo. Odciążam zabierając bidon i współpracując jak tylko się da. Na szczycie jesteśmy na tyłach grupy. Super. Teraz ma być płaski odcinek. Niestety na kamienistym zjeździe zrzucając łańcuch przeskakuje mi za kasetę. Stajemy, wyciągam, ruszamy. Jest 26 kilometr, grupa znowu przed nami. Odrabiamy stratę przez 5 kilometrów, doganiając ich dopiero na bufecie.
Prawie wszystkie teamy złapały swoje bidony prosto do ręki od swojej obsługi. Ja tankuję, bo mam nadzieję, że szybciej dospawam, Arek ma odpoczywać na tyłach. Znowu trwa to za długo, zaczynam się zastanawiać, czy ten jeden bidon, był tego wart. Mieliśmy jeszcze trzy pełne od startu, jednak zdążyliśmy wszystkie wypić przez kolejne 30 kilometrów. Dospawałem dzięki dwóm przejazdom przez rzekę pod mostem, gdzie robił się korek około 20 osobowej grupy. Grupa narzucała duże tempo, a kręte ścieżki nie pozwalały na odpoczynek. Kolejny podjazd spowodował mocne rozciągnięcie stawki, po zjeździe drogami przez farmy zbliżaliśmy się do drugiego Waterpointu, gdzie czekały na nas nasze bidony. Na 4 kilometry przed nim nagle słyszymy rytmiczny odgłos bicia o ramę w Arka rowerze. Co to?! Stajemy. Kręcąc kołem zauważamy 5 cm gwoździa. Powietrze nie uchodzi. Wyciągnięcie spowoduje rozszczelnienie, nie ma opcji, żeby płyn zakleił taką dziurę.
Arek wbija gwoździa głębiej. Wygląda ok. Zobaczymy co się będzie działo. Możemy wyciągnąć nową oponę z naszej skrzynki technicznej na tym bufecie. Oczywiście kilka teamów zdążyło nas wyprzedzić. Na Bufecie pompujemy koło i decydujemy się jechać dalej. Założenie dętki z nową oponą również jest ryzykowne. Dętki przebijają się każdym kolcem, których na każdym etapie wbijamy co najmniej po kilka. Wczoraj trzy razy słyszałem jak opona uszczelniała się po wypadnięciu takiego kolca. Do mety pozostaje nam 32 kilometry i około 900 metrów w pionie. Ostrzegam przed każdą dziurą i kamieniem mogącym zwiększyć ciśnienie i spowodować rozszczelnienie. Na podjeździe i tak zdarza się to kilka razy. W sumie do mety dobijamy nabojem 8 razy. Trochę czasu straciliśmy, ale decyzje oceniamy jak dobrą. Szkoda tylko wykonanej pracy do 58 kilometra, bo jechaliśmy po dobry wynik. Teraz musimy uszczelnić nową oponę i sprawdzić wszystkie części, żeby nic jutro nie zawiodło na 120 kilometrowej trasie.
Wyniki 3. etapu (elita mężczyzn, 18-39 lat):
1. Karl Platt i Urs Huber (Bulls) 3:53.17,3
2. Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy (Burry Stander - SONGO) +46,0
3. Thomas Dietsch i Tim Boehme (Bulls 2) +5.53,2
4. Darren Lill i Charles Keey (Cannondale Blend) +7.57,8
5. Max Knox i Kohei Yamamoto (Burry Stander - Songo 2) +8.56,3
6. Marco Aurelio Fontana i Manuel Fumic (Cannondale Factory Racing) +9.32,4
7. Stefan Sahm i Simon Stiebjahn (Bulls 3) +11.39,5
8. Markus Kaufmann i Thomas Stoll (Dietrich) +11.56,9
9. Hans Becking i Jiri Novak (Superior-Brentjens) +12.03,4
10. Philip Buys i Matthys Beukes (SCOTT Factory Racing) +12.05,0
...
47. Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan (Giant Skandia Eska) +1:03.05,4
...
78. Waldek Wasowicz i Damian Wasowicz (Polish Eagles) +1:22.54,4
...
100. Dariusz Mirosław i Piotr Wilk (Vimar Eska Rock) +1:35.38,4
...
115. Mateusz Jackowiak i Michał Jackowiak (TTC BULL Racing) +1:48.57,6
Wyniki Polaków w kat. masters:
165. Piotr Czapski i Krzysztof Marciniak (Sudety MTB Challenge) +3:17.11,8
169. Martin Ciolkosz i Brendan Dawson (RTG Solutions) +3:21.27,1
N/A Grzegorz Kruszko - 7:05.22,1
Fot.: Cape Epic, Sportograf