Są powody do mruczenia

Drukuj

Moje koty, gdy jest im miło, albo gdy dostają jeść, mruczą. To normalne dla kotów, choć czasem zastanawiam się, jak długo potrafią tak mruczeć. Idąc dziś do sklepu po bułki i sok marchwiowy nie dla kotów przyszła mi do głowy myśl, że sympatycy kolarstwa górskiego w Polsce, po ostatnim weekendzie także mogą mieć powody do mruczenia.<br />

Moje koty, gdy jest im miło, albo gdy dostają jeść, mruczą. To normalne dla kotów, choć czasem zastanawiam się, jak długo potrafią tak mruczeć. Idąc dziś do sklepu po bułki i sok marchwiowy – nie dla kotów – przyszła mi do głowy myśl, że sympatycy kolarstwa górskiego w Polsce, po ostatnim weekendzie także mogą mieć powody do mruczenia.
Na pewno niektórzy powiedzą: przecież zawodowe kolarstwo górskie w Polsce praktycznie nie istnieje – nie ma zawodów z prawdziwego zdarzenia(oprócz jednej serii), zawodnicy rzadko osiągają międzynarodowe sukcesy. Na pewno trochę w tym racji, jednak patrząc na ostatnie dni, można mieć nadzieję, że coś drgnęło.

Po pierwsze, frekwencja na największych maratonach: Skandia - prawie 900 osób, Bike Maraton – rekordowe 1600, Mazovia – ponad 1100, co łącznie daje ponad 3600 osób. Co więcej, wszystkie te wyścigi odbyły się w tym samym dniu. Do tego dochodzą jeszcze regionalne zawody – ŚLR, AZS MTB Cup, Górale na start, Poland Bike, czy inne, gdzie łącznie mógłby uzbierać się kolejny tysiąc. Można więc śmiało rzec, że Polacy uwielbiają jeździć na rowerze, bo i moja mama w niedziele pojechała do lasu i widziała tam mnóstwo rowerzystów.


Dlaczego jednak, skoro mamy tylu rowerzystów, tak trudno w Polsce znaleźć talenty, które w przyszłości będą regularnie zdobywać medale na najważniejszych imprezach? Po pierwsze, pewnie spora większość z nich robi to dla przyjemności, po drugie – nie oszukujmy się – kolarstwo, choćby na półprofesjonalnym poziomie to sport bardzo drogi, a nie każdy na samym początku ma ochotę wydawać grube tysiące na coś, co za rok trzeba będzie wymieniać.

Jest jednak promyk nadziei, że znajdzie się wśród tych kilku tysięcy startujących w tę niedzielę znajdzie się jedna dziewczyna lub chłopak, która zarazi się rowerem, nie zrazi się trudnościami na drodze do kariery zawodowego kolarza i w przyszłości będzie osiągała międzynarodowe sukcesy, choćby te na miarę ostatnich wyników Marka Konwy.

A propos Marka Konwy. Nasz najbardziej ceniony w tej chwili towar eksportowy w niedzielę w Angielskim Dalby Forest rozpoczął starty w Pucharze Świata. I to w nie byle jakim stylu. Po przeprowadzce do Włoch, która chyba wyszła mu na dobre, Polak zajmując drugie miejsce w kategorii młodzieżowców (i 22. w elicie, gdzie startowało 164 zawodników – najlepiej ze wszystkich naszych reprezentantów), pokazał, że mając 19 lat potrafi nawiązać walkę z najlepszymi kolarzami na świecie, a w przyszłości (miejmy nadzieję) to do niego będą równać młodsi kolarze. Ma ku temu wszelkie predyspozycje i szanse.


Niedzielny wynik Marka sprawia, że mamy coraz większe apetyty związane z jego występami. I nie tylko jego, bo chciałoby się, żeby jednocześnie pozostali nasi kolarze także święcili takie sukcesy, choć oczywiście nie zapominajmy, że mamy też Wicemistrzynię Olimpijską, czy dwie Mistrzynie Świata.

Mimo lekkiego kryzysu, jakie może przeżywać kolarstwo górskie, maratończycy amatorzy i Marek Konwa dają promyk nadziei, że kiedyś będzie lepiej. Może i nie będzie dziesięciu Marków, ale żeby choć trafił się drugi taki, jak on jeden.



FOTO: Eska Bike Maraton, Andrzej Piątek