Feliton antyostrokołowy

Próba samobójstwa

Drukuj

Nie ulegam łatwo modom, ani też podszeptom innych, ale jak to mówią tylko krowa nie zmienia poglądów, postanowiłem więc przypomnieć sobie, jak wygląda jazda na ostrym kole. <br />

Nie ulegam łatwo modom, ani też podszeptom innych, ale jak to mówią tylko krowa nie zmienia poglądów, postanowiłem więc przypomnieć sobie, jak wygląda jazda na ostrym kole.
Nie było to premierowe podejście w moim przypadku, bo w latach młodzieńczych zdarzyło mi się już trenować z użyciem podobnych wynalazków. Teoretycznie więc wypadało tylko przypomnieć sobie, o co chodziło.

Początek nie był trudny, wpięcie się w zatrzaski pozostało przecież bez zmian, ale już pierwszy krawężnik uświadomił mi, że łatwo nie będzie. Jeśli człowiek przez ileś tam lat przyzwyczaił się, że przed każdą tego typu przeszkodą automatycznie i bezwiednie na moment przestaje pedałować, by we właściwym momencie poderwać przednie, a potem tylne koło, to wyłączenie wspomnianej automatyki wymaga szczególnej uwagi. Jeszcze gorzej było z hamowaniem. Oczywiście, teoretycznie zablokowanie tylnego koła jest jak najbardziej możliwe, sam to nawet widziałem w praktyce, ale mi samemu manewr nie chciał wyjść w żaden sposób! Ba, nie tylko na suchym podłożu, ale i na mokrym, bo rzecz postanowiłem sobie ułatwić. Pozostało więc każdorazowe lękliwe zbliżanie się z bólem w sercu do skrzyżowań i stopniowe redukowanie prędkości, tak, by resztką mocy zatrzymać się przed przejściem dla pieszych. Jeszcze zabawniej zrobiło się wtedy, gdy w końcu musiałem zatrzymać się niespodziewanie. Jasne, znów teoretycznie człowiek powinien mieć oczy dookoła głowy i w ten sposób przewidywać to, co może się wydarzyć, ale mi się zdarzyło coś zupełnie niespodziewanego. Zapomniałem... pedałować! Po dwóch godzinach byłem już teoretycznie przyzwyczajony do tego, że kręcić pedałami trzeba zawsze i bez przerwy, a jednak się stało. Zostałem ukarany błyskawicznie. Szarpnięcie za pedały i stójka na przednim kole nastąpiły natychmiast po sobie, chyba tylko cud sprawił, że całość nie zakończyła się malowniczym lotem. Po powrocie na ziemię już wiedziałem, że moja przygoda z ostrokołowcami się skończyła. I to na zawsze.
 

Przygoda uświadomiła mi, jak doniosłym wynalazkiem jest wolnobieg. Skromny element roweru, który tak bardzo ułatwia życie. Bez biegów obyć się można, bez wolnobiegu według mnie nie. Oczywiście fani ostrego koła zarzucą mi herezję, ale mogę im odpowiedzieć pytaniem. Po co ostre koła w ogóle istnieją? W wyścigach torowych, składających się z jednego wielkiego zakrętu, gdzie nie ma przeszkód, zapewne pozwalają utrzymywać rytm pedałowania, ale w we wszystkich innych okolicznościach będą tylko wadą. Wolnobieg daje wolność. Chcesz pedałować - pedałujesz. Nie chcesz - to nie. Czy spada przez to przyjemność z jazdy? Nie, ale za to jak wzrasta poziom bezpieczeństwa! W gruncie rzeczy zaczynam podejrzewać, że w przypadku ostrego koła bardziej chodzi o styl, niż wspomnianą - dla mnie teoretyczną - przyjemność z jazdy. Bo rower może być prostszy, bo da się go ładnie, czysto wystylizować. Tyle, że to samo możliwe jest również z jednobiegowym wolnobiegiem. A dopóki ktoś jadący pedałuje, to nikt nie jest w stanie rozstrzygnąć, czy ten "magiczny" wolnobieg jest na pokładzie, czy też nie. Jeśli więc ktoś chce czuć się w zgodzie z aktualną modą, proponuję takie małe oszustwo i używanie ostrokołowca z wolnobiegiem. I solidnymi hamulcami.

Są miasta, gdzie ostre koła są szczególnie popularne, najczęściej zjawisko związane jest z kurierską kulturą rowerowa. Nowy Jork, Berlin, Londyn. Jednocześnie w tych samych miastach można regularnie przeczytać o wypadkach z udziałem rowerzystów, w tym kurierów. W Londynie, ale i na całym świecie rowerową i cywilną brać straszą tzw. Ghost Bikes, czyli pomalowane na biało rowery, które zostały zainstalowane w miejscu, gdzie ktoś jadący rowerem zginął. Nieprzypadkowo montowane w formie podobnych pomników są również ostrokołowce. Czy użytkownicy ostrych kół narażeni są bardziej na wypadki? Nie wiem, ale z moich własnych odświadczeń wynika, że i owszem. Dlatego też uważam, że tak dziś modne obecnie ostre koła są krokiem wstecz i powinny zostać zjawiskiem niszowy. Ba, popieram rządy niektórych krajów, które ścigają ostrokołowców, nasyłając na nich policję, tak jak to miało miejsce w tym roku w Berlinie, na kurierskich mistrzostwach Europy. Jeśli ktoś lubi wystawiać się na niebezpieczeństwo na własny koszt, to jego sprawa. Jeśli jednak przy okazji może zaskodzić innym - jest to nieodpowiedzialne. Dlatego też moim osobistym zdaniem miejsce ostrego koła jest na torze, w grze w polo rowerowe i w rowerkach dziecinnych. W ruchu publicznym już nie. A promowanie ostrych kół - temat podjęło już kilka polskich gazet - to według mnie również niebezpieczna głupota.

A co Wy o tym sądzicie?

Foto: www.ghostbikes.org