Sunn Story

Drukuj

Zaczęło się w 1994 roku, kiedy to na pierwszym fullu Radical Plus marki Sunn, Francois Gachet zdobył Mistrzostwo Świata. Rok później zwyciężył Nicolas Vouilloz i tytułu nie oddawał przez kolejne sezony.

Ten dziesięcioktotny Mistrz Świata w downhillu niczym Pudzian w strongmenach zdominował zjazd, a Sunna wypozycjonował jako markę wyspecjalizowaną w DH. Wraz z Anne-Caroline Chausson, na którą nie było mocnych w kobiecym zjeździe tworzyli niezapomniany duet najszybszych rowerzystów górskich na świecie.

Siedziba Sunna mieści się w Saint Gaudens, kilkadzisiąt kilometrów od Tuluzy w Pirenejach. Za sukcesami firmy od początku jej istnienia stał Max Commencale. który przygodę z rowerami rozpoczął od konstruowania wyczynowch BMXów na przełomie lat 80 i 90. Max jest nie tylko genialnym konstruktorem, którego koncepcje pchały rozwój kolarstwa do przodu. Potrafił skupić wokół siebie znakomitych zawodników, którzy walczyli i zdobywali najcenniejsze światowe trofea. Mało tego - Commencale z połowie lat dziewięćdziesiątych stworzył z Sunna "francuską markę narodową", przyczynił się do dominacji Trójkolorowych riderów na arenie MTB i spopularyzował ten sport w swoim kraju.

W sumie riderzy jeżdżący dla Sunna wywalczyli ponad 80 tytułów mistrzowskich. Byli to nie tylko zjazdowcy, ale również zawodnicy XC. Miguel Martinez w 1996 na Igrzyskach Olimpijskich zdobył brązowy medal, a jego partner z zespołu, świętej pamięci Christophe Dupouey (w lutym 2009 roku popełnił samobójstwo) w tym samym roku jako pierwszy w histroii Francuz wygrał Puchar Świata. Obaj zdobywali też wielokrotnie Puchary Świata ugruntowując wysoką pozycję swojego kraju oraz marki Sunn.

W sezonie 97 Sunn pozyskał strategicznego partnera - firmę Nike. (wcześnie występował pod nazwą Sunn/Chipie). Do drużyny dołączyły takie znakomitości jak Cedric Gracia i Fabien Barel (DH). Znakomita passa teamu trwała nadal. "Najlepsi kolarze górscy świata dzisiaj nie pochodzą z Kolorado, czy Kalifornii. Złote czasy Tomaca i jego kumpli minęły. Śmietanka światowego MTB mówi dziś po francusku (...)" pisał w 1997 roku na łamach magazynu Bike Eddie Wagner.

W 1998 roku Max Commencale nie zwalniał tempa. Zaczął budować profesjonalny team szosowy, udoskonalał ramy i dostarczał swojemu teamowi najnowsze rozwiązania technologiczne. Sunn był niemal samowystarczalny. Max konstruował nie tylko ramy, ale również amortyzatory Obsys oraz współpracował ściśle z takimi firmami jak Mavic, Hutchinson, Mach1, które udostępniały zawodnikom prototypowe rozwiązania w pierwszej kolejności. Ten rok był absolutnie zdominowany przez Trójkolorowych. Cztery złote medale na MŚ MTB zgarnęli Francuzi z czego aż trzy zawodnicy Sunna!

- Cross country mężczyżni: Christophe Dupouey (Francja)
- Cross country kobiety: Laurence Leboucher (Francja)
- Downhill mężczyżni: Nicolas Vouilloz (Francja)
- Downhill kobiety: Anne-Caroline Chausson (Francja)

Aż trudno uwierzyć, że wszystko nagle się zawaliło. Max Commencale wspomina, że w 1998 roku "został usunięty z firmy decyzją udziałowca posiadającego 51% akcji Sunna". Co tak naprawę się stało nie wiemy, ale wiemy na pewno, że odejście Maxa zapoczątkowało postępujący regres Sunna. Dziś marka nie jest już tak wyrazista, nie ma wspaniałego teamu i klasowych zawodników (poza Romainem Saladinim). Chcąc się dowiedzieć czegoś więcej o tych rowerach na stronie firmowej Sunna w odpowiedniej zakładce możemy przeczytać znany wszystkim grafikom tekst zaczynający się od słów "Lorem ipsum dolor sit amet..."

Przełom lat 1997 i 98 był dla marki Sunn czasem świetności, a następnie bolesnego jej upadku. Ta historia potwierdza prawdę, że marka jest tylko tworem wykreowanym przez człowieka i jeśli zabraknie odpowiednich ludzi - marka nie przetrwa, choćby nie wiadomo jak fajne idee stworzone przez speców od marketingu miała za sobą nieść.

Na szczęście Max Commencale nie odszedł z rowerowego biznesu. Przez dwa lata przygotowywał się do nowego projektu i w 2000 roku wystartował z firmą Commencal, która dziś odnosi duże sukcesy w sferach biznesowej, technologicznej i sportowej. Ale to już inna historia.