Rower na płozach

Zimowy sen rowerzysty

Drukuj

Jak tu pisać o rowerach, gdy za oknem szaleją mrozy, a pokrywa śnieżna w okolicach 30-40 cm ogranicza jazdę do kontrolowanego wpadania w zaspy zakończonego radosnym lotem nad kierownicą?

Tak przynajmniej jest od niemal dwóch tygodni w Sudetach. Lokalni bikerzy już dawno przesiedli się na biegówki zamieniając XC MTB na XC ski. Jeżdżąc po Polanie Jakuszyckiej – kultowym miejscu biegaczy narciarskich - można odnieść wrażenie, że opanowali ją rowerzyści, tylko w rękach zamiast kierownicy mają kije, a zamiast „espedów” biegówkowy system zatrzaskowy SNS lub NNN. Co chwilę migają znajome loga marek rowerowych lub klubów MTB zamieszczone na ich bluzach i kurtkach rowerowych. Biegówki to treningowa alternatywa dla roweru, jednak po wielu miesiącach rowerowej abstynencji gdzieś tak w okolicach marca każdego może dopaść głód jazdy. Po prostu chcesz wsiąść na rower i znowu poczuć prędkość.

Pewnym lekarstwem na cyklozę są „rowery na płozach”. Nie mam tutaj na myśli zwykłego skiboba, bo ten mimo wykorzystania kilku elementów rowerowych jest pojazdem, który prowadzi się zupełnie inaczej. Najbliższy rowerowi pod względem konstrukcji oraz stylu jazdy będzie SMX. Ten norweski wynalazek firmy North Legion posiada rozwiązania, które pozwalają jeździć efektywnie, efektownie i bezpiecznie. Tajemnica tkwi w systemie zawiasów znajdujących się na tylnych płozach. Przechylając się, jedna płoza podnosi się, a druga idzie w dół. W ten sposób jedziemy na krawędziach, skręcamy balansując ciałem i pomagamy sobie dodatkowo skręcaniem kierownicy. Na rowerze jest odwrotnie: zmiana kierunku jazdy najbardziej uzależniona jest od skrętu kierownicą. Poza tym nogi trzymamy na podpórkach przypominających pedały rowerowe, więc pozycja jeźdźca w obu przypadkach jest zbliżona.

SMXowi najbliżej jest do roweru freeridowego. W teamie North Legion pojawiają się nazwiska znane z najlepszych rowerowych produkcji filmowych, m.in.. Darren Berrecloth i Cameron Zink. Zdaniem producentów sprzęt nadaje się do efektownych skoków połączonych z trikami. Odpowiedzią na ekstremalne zastosowania jest mocna aluminiowa konstrukcja pojazdu oraz odpowiednia amortyzacja (Marzocchi DJ3 z przodu i DNM z tyłu).



Jednak na SMX wcale nie trzeba spędzać większości czasu w powietrzu, by dobrze się bawić. Dla odpowiednich doznań dostarczy szybki zjazd z ostrymi zakrętami po szerokim stoku. Na pojeździe tym bez większych problemów udaje się też zrobić manuala, co w przypadku roweru wymaga dłuższych treningów. Bardzo fajnie rozwiązano kwestię bezpieczeństwa. Z prawej strony znajduje się specjalna zawleczka, której drugi koniec mocuje się np. do szlufki od spodni. W razie upadku i ewentualnego „zgubienia” roweru, zawleczka wypada, a pojazd przechyla się na bok i zatrzymuje.

 



SMX pojawił się w Polsce trzy lata temu. Jeździłem na nim tuż przed zakończeniem sezonu zimowego, w drugiej połowie marca, kiedy temperatury sięgały plus ośmiu stopni tworząc ze śniegu rozpływająca się kaszę. W Polsce transportowałem go starym podwójnym wyciągiem krzesełkowym na Szrenicę w Szklarskiej Porębie. Odbywa się to w bardzo prosty sposób – wystarczy na siedzisku krzesełka zaczepić szerokie siodło pojazdu (bardziej przypominające kanapę). Również wyciągiem orczykowym bez problemu można wjechać dzięki specjalnemu systemowi mocowanemu na kierownicy.

Niestety Czesi po drugiej stronie góry absolutnie nie chcieli zgodzić się na transport pojazdu wyciągiem. Nie pomogły ani prośby, ani tłumaczenia, że SMX posiada certyfikat bezpieczeństwa, ani powoływanie się na Richarda Gasperottiego – czeskiego ridera z teamu North Legion. „To se ne da” brzmiała odpowiedź. Koniec, kropka.

 



Polskie przedstawicielstwo North Legion po sezonie zniknęło z rynku. Chyba niewielu chętnych postanowiło nabyć SMXa, którego cena kształtowała się wówczas na poziomie 5200 zł. Dzisiaj można go kupić w klepie internetowym producenta taniej, bo za 1049 euro plus 89 euro transport DHLem. Pytałem producenta o kwestie bezpieczeństwa. Odpowiedzieli, że owszem – problemy z wpuszczaniem pojazdu na stoki pojawiają się wszędzie, ale „będą znikać wraz z popularyzacją SMX i działaniami informacyjnymi firmy North Legion”. Typowo PRowy bełkot.

Do tego czasu niewiele się zmieniło. Pojazd nadal dostępny jest na tym samym osprzęcie w dwóch wersjach kolorystycznych. Szkoda, że nie pomyślano o wprowadzeniu modelu ekonomicznego bez amortyzacji – przecież nie każdy użytkownik SMXa musi jeździć jak Berrecloth, tak jak nie każdy narciarz to Alberto Tomba - a przynajmniej sprzęt mógłby być tańszy.
SMX miałby szansę stać się prawdziwym przebojem nie tylko wśród rowerzystów, jednak największy problem stanowi tutaj cena, dostępność oraz negatywne nastawienie właścicieli wyciągów. Co prawda w przeciwieństwie do snowboardu, po zeskoczeniu z pojazdu ten zatrzyma się, ale w przypadkowym zderzeniu narciarza z smx-arzem i jego 20kilogramowym pojazdem ten pierwszy miałby mniejsze szanse wyjścia bez szwanku. A na naszych zatłoczonych stokach takie przypadkowe zderzenia łatwo jest sobie wyobrazić.

Wygląda więc na to, że SMX, o ile nie zniknie z rynku za kilka lat, będzie mocno niszowym sportem, a rowerzyści biegając zimą na biegówkach dla podtrzymania formy lub jeżdżąc na nartach i snowboardach będą musieli poczekać na zapierające dech w piersiach zjazdy rowerem do wiosny.

Więcej informacji: www.northlegion.com
Foto: Igor Gębarowski