Ponieważ przepisy MKOl nie pozwalają na prowadzanie nowych dyscyplin do programu Igrzysk, musiano wykreślić inną. Padło na mało popularną jazdę drużynową na czas. Nikt zainteresowany kolarstwem nie miał wątpliwości, że ogromna popularność MTB będzie musiała w końcu „zaowocować” Olimpiadą, jednak fakt, że stanie się to tak szybko był precedensem na skalę całej historii nowożytnych Igrzysk.
Oczekiwanie nieznanego
Świat MTB zawody w Atlancie elektryzowały ze zwielokrotnioną mocą. Wszyscy mieli świadomość, że debiut XC oznacza pisanie nowego rozdziału historii, tworzenie kolejnego etapu tej dyscypliny. Zawodnicy, producenci sprzętu oraz narodowe związki kolarskie koniecznie chciały wypaść jak najlepiej. Magazyny kolarskie (przynajmniej te niemieckie, do których miałem dostęp) rok wcześniej żonglowały nazwiskami faworytów zabawiając się w zgadywanie, kto zdobędzie złoto. Trasę w Georgia International Horse Park rozłożono na czynniki pierwsze. Przypomnijmy niektóre fakty z tamtego okresu:
Georgia International Horse Park znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od centrum Atlanty. Nie uraczysz tam wielkich gór, więc 11,5-kilometrowa pętla nie obfitowała w wymagające podjazdy i karkołomne zjazdy. Różnica wzniesień wynosiła zaledwie 50 metrów, dlatego wszelkie nachylenia terenu składały się z krótkich, wybijających z rytmu odcinków wymagających sporych umiejętności technicznych. Twórcą trasy był dyrektor pucharu NORBA Brian Stickel.
Faworyci i wyniki
Ruletka nazwisk kolarzy pretendujących do zdobycia tytułu była konkretna. W 1995 na Mistrzostwach Świata w Kirchzarten na podstawie zajętych miejsc UCI wyłoniło najlepszych. Na tej podstawie kwalifikacje olimpijskie otrzymali reprezentanci 22 krajów. W gronie „murowanych medalistek” wymieniano jednym tchem Juli Furtado (USA), która zdobywała regularnie Puchary Świata w latach 1993-95 oraz niezliczoną ilość pucharów NORBA. W tamtym czasie najlepsza Amerykanka na rowerze górskim miała realną szansę wygrać, bo dodatkowo startowała u siebie.
Zwyciężyła jednak inna rowerzystka, również bardzo mocna, zbliżająca się do szczytu swojej kariery, kiedy to przez kilka kolejnych lat niepodzielnie rządziła w XC (na kolejnej Olimpiadzie w Sydney znowu sięgnęła po złoto). Dwudziestosześcioletnia Paola Pezzo 30 lipca 1996 roku trzykrotnie pokonała pętlę w czasie 1:50.51 zostając pierwszą w historii Mistrzynią Olimpijską w kolarstwie górskim. Dokonała tego na rowerze Gary Fisher . Minutę później na mecie zjawiła się Alison Sydor z Kanady, a trzecia była Susan DeMattei – jak się okazało jedyna przedstawicielka reprezentacji gospodarzy XC na podium. Co ciekawe – panie startowały później, bo o 14.30, więc czekała na nie zryta przez mężczyzn trasa oraz upał sięgający 33 stopni.
Dwudziestoośmioletni Thomas Frischknecht niepodzielnie od trzech sezonów rządził w Pucharze Świata, ciągnęło się jednak za nim fatum „drugiego miejsca”. Zarówno w MŚ jak i ME kilkukrotnie zdobywał srebro. Tym bardziej wydawało się, że Olimpiada będzie dla niego momentem, w którym powalczy o najwyższe trofeum. I powalczył, ale... znowu znalazł się ten jeden jedyny zawodnik przed nim. Tym kimś tym razem był „latający Holender” - Bart Brentjens, który cztery i pół okrążenia pokonał na rowerze nieistniejącej już marki American Eagle w czasie 2:17.38. Trzeci był niewielkiego wzrostu Miguel Martinez (FRA) – bardzo mocny i wyróżniający się w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych rider. Amerykanie zawiedli zajmując odległe miejsca. Mężczyźni jechali rano o 10.00, ale i tak musieli zmagać się z wysoką temperaturą 29 stopni Celsiusza.
Polacy bez sukcesów
Olimpiada pokazała miejsce Polski w szeregu. PZKol zgłosił czterech kolarzy: Marka Galińskiego, Sławomira Barula jako podstawowych oraz Jana Wiejaka i Dariusza Gila jako rezerwowych. Ostatecznie pojechał skład podstawowy reprezentujący wówczas zespół Optex Opoczno. Barul (32 lata) rządził na rodzimym podwórku MTB zgarniając nieprzerwanie tytuły Mistrza Polski w latach 1994-96. W Atlancie jednak nie spisał się najlepiej i na pięćdziesięciu zawodników uplasował się dopiero na 36 pozycji. Nieco lepiej pojechał Marek Galiński, dwudziestodwuletni „orlik” będący nadzieją polskiego XC. Przyjechał na miejscu 29. Polki nie zakwalifikowały się na Igrzyska. Trenerem kadry (szosowej i MTB) był Jan Mela.