4. MTB Challenge - impreza, jakich mało

Drukuj

Konkurencja do miana wydarzenia mtb tego sezonu jest spora. Głównie ze względu na wysoko zawieszoną przed MTB Trophy poprzeczkę. Mimo tego tegoroczny MTB Challenge miał wszystko, by faktycznie stać się najciekawszą imprezą w kraju.

Konkurencja do miana wydarzenia mtb tego sezonu jest spora. Głównie ze względu na wysoko zawieszoną przed MTB Trophy poprzeczkę. Mimo tego tegoroczny MTB Challenge miał wszystko, by faktycznie stać się najciekawszą imprezą w kraju.Kłodzka etapwóka niemal w 100% spełniła pokładane w niej oczekiwania.

Od szosy po ekstremę
Jeden z najważniejszych elementów, czyli trasa zawodów była wyjątkowo różnorodna. Mieliśmy „do dyspozycji” właściwie wszystko. Od będącego „Bike Challenge w miniaturze” prologu, przez szosowy etap Duszniki Zdrój – Kraliky po ekstremę w Górach Sowich i klasyczny maraton z Głuszycy do Teplic. Co jest charakterystyczne dla trasy MTB Challenge to fakt, że z dnia na dzień wjeżdża się w coraz lepsze i ciekawsze tereny. Początkowe uczucie, być może nawet lekkiego rozczarowania po dwóch czeskich etapach mija szybko i ustępuje miejsca szerokiemu uśmiechowi na twarzy. Śnieżnik czy Wielka Sowa dają zawodnikom niesamowity wycisk, ale ścieżki w ich rejonie są wprost stworzone do jazdy rowerem górskim. Z każdym kilometrem wyścigu więcej mamy singletracków, więcej trudności technicznych i więcej niespodzianek. W tym roku obok standardowego przejazdu sztolniami Osówki dostaliśmy coś jeszcze – ekspresowe zwiedzanie umocnień Twierdzy Srebrnogórskiej.

Przy temacie trasy warto zwrócić uwagę również na jeszcze jeden aspekt, czyli jej oznakowanie. Ponad dwadzieścia osób, z czego spora część to doświadczeni maratończycy, pracowało przy właściwym wytyczeniu trasy. Większość etapów była najlepiej oznaczonymi maratonami na terenie naszego kraju. Mimo to niemal codziennie znalazł się ktoś, kto z trasy zjechał w niewłaściwym miejscu. Nadmierny wysiłek? Nieuwaga? Trudno stwierdzić, ale w tych przypadkach trzeba by zastosować inny system znakowania niż strzałki przypinane do drzew.

Czego zabrakło trasie tegorocznego „BCH”? Z pewnością, mimo ciekawej i bardzo różnorodnej trasy przydałby się etap prawdziwie królewski. Zwycięzcy zazwyczaj nie potrzebowali na pokonanie trasy każdego dnia więcej niż 3,5 godziny. Solidny, sięgający 100km odcinek z pewnością wprowadziłby więcej emocji, dał większe pole do popisu dla faworytów i był prawdziwym wyzwaniem dla amatorów.


Sport na wysokim poziomie
Andrzej Kaiser wraz ze swoimi kolegami z DHL – Author: Wojciechem Halejakiem, Pawłem Wiendlochą i Bartoszem Janowskim zamknęli usta wszystkim malkontentom, którzy komentowali ich występ na mistrzostwach świata. W tegorocznym MTB Challenge wystartowało wielu, naprawdę znakomitych zawodników. Znakomici Duńczycy i Belgowie to ścisła czołówka światowych etapówek. Zawodnicy, którzy kończą Trans Germany w pierwszej piątce (w tym roku Borup i Tvilum zajęli czwarte miejsce) czy dziesiątce (jak rok temu Henderieckx) to po prostu znakomici kolarze. Podobnie wygląda sytuacja z doświadczonymi Austriakami: Axel Strauss z Team Ciclopia to jeden z najlepszych mastersów na świecie, który był już trzeci open we włoskim Iron Bike a w tym roku planuje zwyciężyć w swojej kategorii podczas Crocodile Trophy. Obok nich można było spotkać wielokrotnych „finisherów” najważniejszych imprez mtb, takich jak TransAlp, 200km Salzkammergut i wiele, wiele innych. Oczywiście Borup czy Henderieckx to nie zawodnicy pokroju Christophera Sausera, ale trzeba uczciwie przyznać, że w tym roku w Kotlinę Kłodzką przyjechali faktycznie świetni zawodnicy. Fakt, że najlepsi Polacy potrafili nie tylko z nimi rywalizować, ale i wygrywać pokazuje, że mamy przynajmniej kilku, jeśli nie kilkunastu zawodników na solidnym, międzynarodowym poziomie. Dzięki imprezie takiej jak MTB Challenge Andrzej Kaiser czy kilku innych naszych maratończyków ma szansę zmierzyć się z europejską czołówką, mając do dyspozycji przynajmniej namiastkę warunków, jakie nacodzień mają kolarze zagraniczni. W przypadku startu choćby w Trans Germany koszt komfortowego standardu zapewniającego równą rywalizację z najlepszymi pradopodobnie przekroczyłby możliwości i chęci naszych rodzimych sponsorów.


Przygoda na najwyższych obrotach
Obok kolarskich gwiazd (być może nie tych najjaśniejszych, ale z pewnością ci, którzy zwyciężyli w MTB Challenge mogą przymierzać się do pozycji półbogów ;-) ) na starcie w Kudowie stanęło wielu amatorów. Praktycznie żaden z nich nie był postacią przypadkową. Choć reprezentowali bardzo zróżnicowany poziom (część z nich dostałaby dubla już w połowie wyścigu), byli to bardzo doświadczeni maratończycy, mający na swoim koncie przynajmniej kilkanaście zawodów długodystansowych a w większości przynajmniej kilka ukończonych etapówek. Wystarczyło codziennie podczas wspólnych posiłków rozejrzeć się i zwrócić uwagę na pamiątkowe t-shirty, w jakich chodzą uczestnicy i osoby wspierające. „Trans” „Challange” „Trophy” „Extreme” to najczęściej pojawiające się hasła. Być może dlatego, mimo ogólnie luźnej atmosfery nad zawodami unosił się duch profesjonalizmu i daleko posuniętego wyczynu. Ludzie, którzy przyjechali na MTB Challenge nie zrobili tego przypadkowo. Przemyślany wybór, odpowiednie przygotowania, stosowne doświadczenie... w końcu osiem dni to nie przelewki. Z drugiej strony trzeba przyznać, że liberalny limit czasu połączony z, w sumie, przyjaznym charakterem tras sprawia, że MTB Challenge jest imprezą, w której może spróbować swoich sił osoba, która nie dysponuje żelazną łydką, tętnem spoczynkowym 42 i pojemnością płuc przekraczającą 6 litrów. Zupełnie spokojnie, przy odrobinie samozaparcia i dobrej organizacji można pomyśleć o „BCH” jako formie spędzenia urlopu, choć trzeba przyznać, że dość specyficznej formie :-). Przy uczestnikach warto również podkreślić jeden element. Ekipa "odznakowująca"  podczas tygodnia swojej pracy właściwie nie musiała zbierać śmieci. Opakowania po żelach, batonach, butelki po Powerade zawodnicy kulturalnie zostawiali na strefach bufetów lub dowozili do mety. Cywilizacja?!


Podstawy
Czas nauki zakończony. Podczas czwartego MTB Challenge zagrało niemal wszystko. Kto był, ten wie, kto nie był... musi uwierzyć na słowo. Niemal w każdym momencie ośmiodniowych zawodów było widać zaangażowanie i, co najważniejsze, profesjonalizm ekipy. Najbardziej drażliwe problemy z lat ubiegłych zostały rozwiązane, czemu prawdopodobnie przysłużyło się wyższe wpisowe. No bo jak inaczej nazwać marudzenie zawodników na pestki w oliwkach albo, że „Penne z łososiem było tylko w jednym kolorze”? Oczywiście to przesada, ale najważniejsze, że podstawowe i najistotniejsze kwestie takie jak bezpieczeństwo, trasa, opieka medyczna czy wyżywienie były takie, jak być miały a nawet lepsze. Zadbano również o tak prozaiczną kwestię jak... papier toaletowy, którego zapasy były regularnie uzupełniane. Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia. MTB Challenge to prawdziwy „Beer Challenge”. Proszę pokazać mi drugie takie zawody, na których codziennie zawodnicy mają dostęp do niemal nieograniczonej ilości czeskiego piwa! Przechodząc w tryb nieco poważniejszy, trzeba nazwać rzecz po imieniu. Czwarty MTB Challenge był imprezą od początku do końca profesjonalną. No... prawie do końca, ponieważ przygotowane przez organizatora dwa pieczone prosiaki, które miały być uroczyście spożyte przez uczestników zostały podstępnie rozsprzedane przez czeskiego przedsiębiorcę ;-). Jak widać zawsze ktoś świnię podrzucić musi.