MTB Trophy 2008 - masakra dla wybranych

Update - filmy

Drukuj

Prawdopodobnie najbardziej intensywna impreza kolarska sezonu 2008 za nami. 4 dni w Beskidach zapamięta każdy, kto ukończył lub był bliski ukończenia tych - no właśnie? Zawodów? Przygody? Ekstremy?

Prawdopodobnie najbardziej intensywna impreza kolarska sezonu 2008 za nami. 4 dni w Beskidach zapamięta każdy, kto ukończył lub był bliski ukończenia tych - no właśnie? Zawodów? Przygody? Ekstremy?

Andrzej Kaiser (DHL Author):


Zwycięstwo w MTB Trophy dało mi bardzo wiele satysfakcji. Nie było łatwo wygrać z tak dobrymi kolarzami, którzy tutaj wystartowali. Trzeci i czwarty etap były dla mnie szczególnie trudne. Wiadomo, że najlepszą obroną jest atak, dlatego atakowałem. Chociaż nie wygrałem ostatniego dnia, jestem bardzo zadowolony – na Skrzycznym Klaus odjechał mi na 30 sekund, ale cały czas kontrolowałem sytuację. Drugie miejsce z niewielką stratą gwarantowało mi zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Zagraniczni zawodnicy zmusili mnie do bardzo dużego wysiłku, ale to dobrze, to się przyda w następnych startach! Myślę, że ta impreza ma pełne szanse, by się rozwijać, czego przykładem jest obecność mocnych Duńczyków, którzy bardzo podnieśli poziom sportowy imprezy. Sądzę, że teraz szerokim echem odbije się w Europie, jak MTB Trophy jest zorganizowane, w przyszłym roku trzeba będzie się spodziewać jeszcze mocniejszych kolarzy. Poziom trudności tras? Najlepiej, jeśli pozostawię go bez komentarza!
Siła gór

Góry są groźne. W tych szalonych czasach często o tym zapominamy i często lekceważymy. Kolejki spacerowiczów w trampkach ustawiających się do wejścia na Zawrat czy kpiące spojrzenie, gdy ktoś wspomina, że był na Rysach, jak się to ma do przejazdu po beskidzkich „pagórkach”? Cztery etapy na polsko – czeskim pograniczu przypomniały uczestnikom, czym są Góry, jak duży trzeba mieć przed nimi respekt. Nawet, jeśli są to tylko wysokie na 1000m, zalesione wzgórza. Jeśli ktoś, startując w maratonach na Mazowszu zapomniał, lub, co gorsza, nie wiedział, do czego służy rower górski, na Trophy dostał skondensowaną esencję, której pokonanie dobitnie mu to uświadomiło. Jedne z najlepszych singletracków, o których możne marzyć każdy prawdziwy koneser mtb, kamieniste i korzenne zjazdy, których nie powstydziliby się fani enduro, podjazdy wyciskające ostatnie siły z czołowych zawodowców. Czy można chcieć więcej?

Trophy z blatu
Anonsowani przed startem faworyci dopisali i nie zawiedli. Czesi Sibl i Hartl, Duńczycy Borup i Vesterlund i wreszcie najlepszy z Polaków, Andrzej Kaiser. Odpowiednio podana relacja w TV byłaby wspaniałym sportowym widowiskiem. Kaiser przez dwa pierwsze dni zdobywał przewagę nad Duńczykiem Vesterlundem (były mistrz swojego kraju, uczestnik Tour de France VTT, jeden z najlepszych duńskich kolarzy mtb) by trzeciego i czwartego kontrolować sytuację. Mordercze tempo, jakie nadali obaj zawodnicy niech zobrazuje fakt, że niemal cały podjazd na Skrzyczne podczas ostatniego etapu pokonali na blacie i środkowych przełożeniach kasety! Z resztą, co tu dużo mówić, przez cztery dni szaleńcze tempo dyktowane przez czołówkę odbijało się na reszcie stawki. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że codziennie było tak szybko jak podczas jednodniowych maratonów. Z tą różnicą, że klasyczne maratony nie są rozgrywane w tak trudnym terenie. O tym, jak ciężko jest poradzić sobie z beskidzkimi szlakami przekonały się największe gwiazdy wyścigu. Czech Sibl każdego dnia jechał wolniej, atakowany przez kolejnych zawodników nie wytrzymał tempa. Z kolei Duńczyk Borup już pierwszego dnia poległ na technicznym odcinku a później nerwowo goniąc łapał kolejne defekty. Patrząc na to, co przy tak silnej konkurencji zrobił Andrzej Kaiser pozostaje tylko lekki żal, że zawodnik ten nie miał wcześniej okazji, by zmierzyć się z europejską czołówką.

Największa ekstrema

Klaus Vesterlund (Team Rivette):


Przyjechaliśmy do Polski po dobrych opiniach, jakie część z naszych zawodników miała po ubiegłorocznym Bike Challenge. Nie spodziewaliśmy się jednak tego, co tu zobaczyliśmy! Ekstremalnie trudne trasy, znakomici zawodnicy z Polski i Czech, to była naprawdę świetna, ale i bardzo trudna impreza. Nie słyszałem wcześniej o Andrzeju Kaiserze, teraz już go znam i wiem jedno: to bardzo dobry kolarz, podobnie jak inni tu startujący.
Pytasz, skąd Duńczycy potrafią tak jeździć po górach? Cóż… mamy spore tradycje w kolarstwie, w kolarstwie górskim również. Dania to płaski kraj, ale mamy tam trochę pagórków, na których można poćwiczyć i podjeżdżanie i technikę. Aby szlifować swoje umiejętności staramy się dużo startować za granicą. Sam, gdy miałem 15 lat brałem udział w zawodach Pucharu Świata. Po tym, jak udaną imprezą było MTB Trophy muszę bardzo poważnie zastanowić się nad startem w Bike Challenge – postaram się tam wziąć rewanż na Polakach :-)

Kaiser całe Trophy pokonał w niespełna 14 godzin. 30 zawodnik, czołowy Masters wśród polskich maratończyków potrzebował na to 3 i pół godziny więcej. Setny, doświadczony maratończyk, który ma za sobą przynajmniej kilkadziesiąt startów, przyjechał na metę 6 i pół godziny za zwycięzcą. Ostatniemu, który ukończył cztery etapy, Marcinowi Dąbrowskiemu pokonanie trasy MTB Trophy 2008 zajęło 34 godziny. Średnio osiem i pół godziny dziennie. Chodzą plotki (zainteresowanego prosimy o potwierdzenie :-), że zdesperowany i wycieńczony zatrzymał się, i by dodać sobie sił wydoił krowę a posiliwszy się tłustym mlekiem pojechał dalej. Takich jak on było więcej. Dojeżdżający do mety etapu, gdy kończyła się dekoracja, kończący myć rower o godzinie 20, pierwszy posiłek jedzący o 21. Następnie 6-7 godzin snu i znowu na rower. Można powiedzieć, że to nieodpowiedzialne. Można powiedzieć, że to bezsensowny wysiłek i bezpodstawne szarganie zdrowia. Można. Ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że choć jest to impreza z założenia dla wybranych – doświadczonych, zdeterminowanych, szukających mocnych wrażeń ekstremalistów, nie wolno nikomu odmawiać prawa do odrobiny szaleństwa. Właśnie ono, w połączeniu z pozytywnie rozumianą bezkompromisowością, zawziętością, siłą woli powoduje, że MTB Trophy ma niezapomniany klimat. Być może na starcie stanęła pewna grupa osób przypadkowych. Być może dali się zwieść reklamie, albo po prostu przecenili swoje możliwości. Albo po prostu przegrali z górami. Patrząc na listę „DNFów” znajdziemy na niej przynajmniej kilku, jeśli nie kilkunastu znakomitych zawodników. Najczęściej przegrali z zawodzącym sprzętem, być może w pewnym momencie stwierdzili, że po prostu nie warto. Tak czy inaczej, pokonał ich, dawno temu zignorowany majestat gór. Ten, który można było poczuć, walcząc o sekundy, minuty, godziny na Wielkiej Raczy.

Bilans zamknięcia
4 etapy, 4 strony świata, kilkanaście beskidzkich szczytów. MTB Trophy zakończone, zostały wspomnienia, emocje i… straszliwe zmęczenie. Trudno wskazać zawodnika, który ukończył i może z ręką na sercu powiedzieć: „mogłem dać z siebie więcej”. Maksymalna koncentracja i wysiłek, z jakimi wiąże się start w Trophy to elementy, bez których nie można tej imprezy ukończyć. Błoto? Momentami błogosławiłem, że było, że mogłem chwilę odpocząć prowadząc rower. Z resztą, chodzenia z rowerem podczas całego Trophy było mnie niż podczas jednego z etapów Transcarpatii czy też deszczowych maratonów w Kościelisku czy Krynicy. W zamian dostaliśmy esencję, koncentrat, prawdziwy ekstrakt mtb. Czy było warto? Każdy, kto dostał na mecie zieloną koszulkę Finishera powie, że tak. Mamy kolejną (po Bike Challenge) imprezę kolarską, przy pomocy której możemy śmiało promować nasze Góry wśród "bikerów" z całej Europy. By dorównać do najlepszych imprez na świecie trzeba jeszcze wiele poprawić, ale potencjał, z jakim startujemy jest ogromny. Trzeba go "tylko" wykorzystać.

Już wkrótce ruszają zapisy na MTB Trophy 2009. W pakiecie podstawowym zawodnicy otrzymają krew, pot i łzy. Będą z nimi walczyli w beskidzkich lasach.

Poniżej prezentujemy filmy z etapów 1-3.



ETAP 1 - ISTEBNA - CZANTORIA - ISTEBNA



ETAP 2 - ISTEBNA - WIELKA RACZA - ISTEBNA



ETAP 3 - ISTEBNA - OSTRY - ISTEBNA